– Nie
celuje się w dziewczyny, Kagami – irytujący głos Kise roznosił
się bezustannie. Najgorsze, że to był dopiero początek jego
rzekomo pouczających rad, a w kwestii rozwodzenia się nad
niepotrzebnymi tematami ten typ był akurat górujący. Tym bardziej,
że wyjątkowo mocno zależało mi na tym, by nikt, nawet z pokojów
obok, nie usłyszał czegokolwiek z tej rozmowy. W naszym akurat
byliśmy sami. Pozostała dwójka szlajała się prawdopodobnie
gdzieś po obiedzie albo siedziała w bibliotece.
– Kise,
ile razy mam ci powtarzać...
– Ale
zrobiłeś to – przerwał mi, mówiąc swoje, w kółko, bez celu.
Jak zwykle zresztą.
– To
ten pieprzony Aomine – wyznałem, podpierając głowę na dłoniach
i siedząc tak przygarbiony na swoim łóżku. Za każdym, cholernym
razem, kiedy musieliśmy oddać im boisko, nie tyle cała banda
Ślizgonów, co on jeden potrafił doprowadzać do szału jednym
głupim gestem czy zdaniem. Tym razem spełzło na ukróceniu naszego
treningu kosztem ich i to o całe czterdzieści minut, co nie
pozwoliło nawet rozegrać do końca naszej rozgrywki. Dlatego w
przypływie furii, bezmyślnie chwyciłem kafla chcąc, by trafił
jak najdalej i sami musieli go sobie przynieść. Zanim ktokolwiek
mnie uprzedził, zdążyłem wziąć zamach i wypuścić piłkę,
celując szybko i zupełnie na oślep. Szlag, dlaczego musiała
akurat tam stać? I dlaczego właśnie akurat ona?
– Musisz
jej to wytłumaczyć, Kagami.
– Myślisz,
że uwierzy? – zapytałem wątpliwie, choć w pewnych kwestiach
kobiet Kise może faktycznie był bardziej pojętny. W końcu same
pchały mu się w ramiona, nie wiedząc zupełnie dlaczego, bo
przecież zachowywał się jak pajac, a przy nich ta
tendencja jedynie rosła. Mimo wszystko jednak miał do
czynienia z całkiem sporą ilością. Na pewno większą ode mnie. I
tym samym o wiele większe doświadczenie.
– Kagami,
to dziewczyny – wyjaśnił z westchnięciem. – One za bardzo nie
ufają facetom.
– Do
cholery jasnej, Kise, więc o co ci chodzi?
– Musisz
jakoś z tego wybrnąć – wyjaśnił mi oczywistość. Nie,
jednak był beznadziejny nawet w czymś, co teoretycznie powinien
pojąć przez tyle przewiniętych przypadków. – Tak, żeby nie
ucierpiało na tym ani twoje imię, ani całej drużyny
– Załatwię
to po swojemu – rzuciłem, puszczając mimo uszu jego kąśliwą
uwagę. Do tego słuszną uwagę.
– Kagami,
nie możesz! Zrobisz to źle!
Jakim
cudem jeszcze z nim rozmawiałem?
– Mam
to gdzieś, Kise – wyjaśniłem. Poza tym doskonale wiedział, że
jego opinia na tym nie straci. Bał się na zapas, tchórz.
– Przez
jeden incydent z zupełnie nieznaną Krukonką?
– Nie
jest obca – wyznałem, przeczesując włosy nad czołem. –
Kojarzę ją.
– Nie
wyglądało na to, żebyście się znali – podważył, kiwając
głową i przypatrując mi się nadzwyczaj wnikliwie.
– Znam,
ale tylko trochę...
Na
jednej przerwie
rozmawiałem
z Himuro, któremu
musiałem oddać notatki, gdyż
jako że jest
rok wyżej, poprosiłem go o nie dla własnego dobra.
Mieliśmy
w tym okresie duży nakład treningów, z kolei cały tydzień
wcześniej
leżałem w łóżku z gorączką, która nie pozwoliła mi się
ruszyć i
ogarnąć
wszystkiego
na czas.
Z
racji tego,
że
znamy
się
od dziecka,
mimo
przydziału
do różnych domów nasza
relacja na niczym za bardzo nie straciła. Jedynie
poza boiskiem i
rywalizacją na
meczach,
wszystko
wygląda niemal identycznie, dlatego pożyczył
mi je właściwie bez
proszenia.
–
Ej,
wypadło to któremuś z was – zaczepiła nas wtedy,
podchodząc
zupełnie niezauważalnie i
machając
nam
przed
twarzami kawałkiem urwanego
papieru.
Nie miałem
pojęcia, czym to było, ale istniało spore prawdopodobieństwo, że
wydostało
się z mojego zeszytu. Albo
co gorsze
–
z tego pożyczonego od Tatsuyi.
–
To
raczej
nie
nasze
– odparł Himuro, dodając. – Myślę, że można
to wyrzucić.
Dziewczyna
skrzywiła się do samej siebie i wzruszyła ramionami.
–
Okej,
musiało mi się wydawać
– rzuciła
nonszalancko, opuszczając wzrok i rękę.
–
To
moje – odpowiedziałem,
by
na wszelki wypadek przechwycić jej znalezisko i później
skontrolować jego zawartość. Tym
samym zdobyłem
na chwilę jej
uwagę. Ogarnęła moją
twarz uważnym, analitycznym spojrzeniem, po czym jej wyraz
kolejno
najpierw
złagodniał, a
potem zupełnie zobojętniał. Kiwnęła pojedynczo głową.
–
Taiga
– mruknął Tatsuya, przymykając na moment oczy i uśmiechając
się niemo. – Jak zwykle.
–
Trzymaj
– powiedziała zdecydowanie
i wręczyła mi wymięty papier. Odebrałem
go, podczas kiedy ona
zdążyła się już odwrócić
plecami i
ruszyć
przed siebie w stronę tej wiecznie cholernie głośnej Chloe i
drugiej towarzyszki
z
długimi, bladobrązowymi włosami, spiętymi w wysoki kucyk oraz
przynależącej do tego samego domu, co ona.
–
Dzięki
– dodałem
szybko, zawieszając
wzrok na dolnej części jej twarzy. Miała
dość spiczastą brodę i niepełne usta, które ściągnięte ze
sobą, przyprawiały jej twarz o poważny wyraz.
–
Luz,
nie
ma sprawy
– rzuciła w odpowiedzi,
pozostawiając za sobą woń pomarańczy,
a jasne, grube loki podskakiwały żywo na kontrastującej, czarnej
szacie. Od tamtej w jakiś nieoceniony sposób wyłapuję ją od
razu, kiedy tylko pojawia się na horyzoncie. Mimo
nieodgadnionej twarzy i chłodnego spojrzenia, jej żywe gesty,
którymi posługuje się podczas rozmowy z przyjaciółkami, ściągają
na siebie moją uwagę
i za każdym razem towarzyszy jej ten sam, cytrusowy zapach, jak i
blond harmider na głowie.
–
Kagami
– przywołał
mnie głos blondyna. –
Nie
witaliście się nigdy na korytarzu. Widziałbym przecież, chodzę z
tobą cały czas...
– Nieważne,
Kise – przerwałem mu, przełykając ślinę.
– Jest
też z Ravenclaw, a to trochę zarozumialce. No i ma tam braci...
– dodał niespodziewanie
– Załatwię
to tak, że zapomni.
Następnego
ranka cudem przemknąłem niezauważalnie przez cały dom oraz
kolejne korytarze do części szpitalnej. Było jeszcze dość
wcześnie, dlatego też całkiem pusto w całej szkole. Finalnie nie
miałem też problemu, żeby dostać się do środka i całe
szczęście nie zastałem tam nikogo, oprócz Mii.
Tyle,
że spała. Leżała, okryta pościelą z białej powłoczki i
brązowym, wełnianym kocem na wierzchu. Jej delikatnie oliwkowa cera
zdawała się być teraz blada przez snop wpadającego przez okno
światła, a loki rozsypane były na całej szerokości poduszki.
Miałem nieodpartą ochotę zajrzeć pod kołdrę, ale tylko po
to, by skontrolować stan zbitego miejsca. W zwyczajny, ludzki sposób
ciekawiło mnie to, jak wyglądało, czy było zagojone i czy nie sprawiało jej bólu. Nie odważyłbym się jednak tym bardziej, że nie miałem
pewności, jak głęboko spała. Wyglądała jednak zdecydowanie
lepiej – nabrała kolorów od momentu, w którym bezwładnie leżała
na ziemi. Jej klatka piersiowa unosiła się wysoko i regularnie.
Twarz nie skrywała nawet odrobiny grymasu jakiegokolwiek bólu.
Ulżyło
mi. Zdecydowanie zeszły ze mnie wszelkie emocje, które trzymały
mnie w napięciu od wczorajszego popołudnia. Dobrze było zwyczajnie
odnotować w niej zmiany na lepsze.
– Proszę
stąd wyjść, panie Kagami! – usłyszałem za plecami. Nieco
skrzeczący głos niemal zrujnował wszystkie moje starania
zachowania idealnej ciszy. Gdyby jej sen był płytki z pewnością
zerwałaby się z łóżka na tak głośne, bezlitosne nawoływania.
– Nie wolno jej teraz budzić – upominała mnie, szybkim krokiem
zmierzając w moją stronę.
Ten
typ kobiety z pewnością siłą chciał odciągnąć mnie od łóżka,
a potem jak najszybciej wyrzucić z hukiem za drzwi. Zanim więc w
ogóle zdążyła dotrzeć na niebezpiecznie bliską odległość,
wysunąłem z kieszeni zapakowaną w szary, ozdobny papier paczkę i
postawiłem na szafce, stojącą przy jej łóżku, tuż obok dzbanka
wody i szklanego wazonu z wetkniętą w niego czerwoną różą.
Przez myśl przemknęła mi szybka kalkulacja, od kogo mogłaby ją
dostać.
– Już
wychodzę – rzuciłem jedynie i odwróciłem się szybko, wychodząc
pielęgniarce naprzeciw. Nie rzuciła się jednak na mnie, a jedynie
wskazała droga wyjścia, mijając mnie równocześnie. Zanim jednak
opuściłem komnatę, odwróciłem się, stojąc przy drzwiach z
dłonią na klamce. Kobieta skontrolowała stan Mii, mierząc dłonią
temperaturę na czole, po czym poprawiła pościel i zabrała naczynie. Pudełko stało nieruszone, ze sterczącą, czerwoną
wstążką i przewiązaną przez nią kartą, mimo że kobieta z
pewnością je zauważyła.
Zatrzasnąłem
za sobą drzwi, gapiąc się na mosiężny mechanizm i starając się
opuścić go jak najciszej. Jednak wszystkie cholerstwa w tej szkole
wydawały niesamowicie dużo zgrzytu, kiedy się ich dotykało.
Zakląłem pod nosem odruchowo. Chwilę później, chcąc postawić
krok do tyłu, poczułem męską dłoń zaciskającą się na moim
barku. Zbyt szybko wykonała sekwencję ruchów, dlatego z taką samą
łatwością, z jaką mnie pochwyciła, bez problemu obróciła
mnie też wokół własnej osi. Przycisnęła mocniej i przyparła do
ściany. Wtedy też jasnoniebieskie oczy oczy zaczęły świdrować
mnie wzrokiem z uwagą.
– Po
co tu przyszedłeś, Kagami? – momentalnie ogarnęła mnie złość. Czując gorący, męski
oddech na skórze wbrew własnej woli, zbiłem jego rękę,
by uwolnić się z niechcianego uścisku. Zanim jednak zdążyłem całkowicie się
wyswobodzić, przycisnął mnie drugą, wyżej, na gardle, wciskając
przy tym krtań do środka. Wpatrywał się we mnie i czekał
na odpowiedź.
Poruszyłem
głową, bo jego chwyt utrudniał mi oddech i wypowiedzenie
czegokolwiek. Zaczęło się we mnie gotować. Prędzej
doprowadzało to do starcia niż jakiejkolwiek, sensownej rozmowy.
I wtedy chyba zrozumiał to sam. Popuścił delikatnie, a na jego
twarz wstąpiło minimalnie inne uczucie. Za posturą Shena Aidachi
zauważyłem nieco bardziej zbitego, krępego kumpla brata Mii. Z
założonymi rękami wpatrywał się w nas swoim kruczym spojrzeniem.
– Chciałem
ją jedynie odwiedzić i sprawdzić, jak się czuje – odparłem bez
większego zaangażowania. Nie utrzymywałem nawet kontaktu
wzrokowego, patrząc wgłąb korytarza i duże, witrażowe okna.
– Czuje
się dobrze – powiedział, luzując uścisk jeszcze bardziej. –
I dlatego masz szczęście.
– Nie
zrobiłem tego specjalnie – cholera, naprawdę
musiałem to tłumaczyć? – I nie zrobiłbym nigdy.
– To
nieistotne, młody – odparł. W jego oczach przestałem dostrzegać
gniew. Może dlatego, że odpuszczał. Powoli, stopniowo i nie do końca to kontrolując, emocje same zaczęły z niego schodzić. Przemawiała przez niego czysta
troska o młodsza siostrę, powaloną piłką od
jakiegoś palanta, który zamachnął się z całych sił. Nie miałem
szans zrozumieć tego w stu procentach, ale doskonale sobie
wyobrażałem. On sam nie patrzył złośliwie, a jedynie uważnie,
badając moje zachowanie i tendencje. Kontrolował na wypadek, gdybym
miał zaszkodzić jej jeszcze raz, bo w tej szkole nie
brakowało skrajnych pojebów, którzy czerpaliby z tego satysfakcję i zrobiliby to umyślnie. Poza tym, mogłem zarobić w mordę już kilka
sekund temu, a on jedynie przyszedł pouczyć mnie słownie i uprzedzić, bacznie śledząc wzrokiem. Miałem więc jedynie udowodnić mu, jak jest naprawę – jakkolwiek upodlające by to dla mnie w tej chwili nie było. – Po
prostu już się nie zbliżaj – dodał na koniec i puścił.
Nabrałem
powietrza w płuca, wypuściłem je przeciągle i cicho przełknąłem
ślinę, by nawilżyć wyschnięte z wrażeń gardło. Wyprostowałem
się, nie zdzierając z niego wzroku do momentu, w którym odwrócił
się do mnie plecami i dostąpił mi kroku kumplowi.
Ale nie odpowiedziałem nic.
Nie wiem, czemu czasami zmienia mi tak tę czcionkę, serio, nie fiem :-(
Witam,
OdpowiedzUsuńkochana to ja ;] czytać czytam, i idzie mi to powoli, ale wykorzystuję każdą wolną chwilkę ;] więc powrócę do tych poprzednich rozdziałów z komentarzem, ale, ale cóż pogubiłam się, do czego przypisać właśnie ten tekst, bo na hp to mi nie wygląda, a jako rozdział 10 głównego, chyba też nie, cóż pytam, bo jak będę wracała, to chcę czytać rozdział za rozdziałem opowiadania... a potem następne... cóż powiem Ci, że właśnie brakuje mi „spis treści” na komórce go mam i nie wiem czemu na komputerze go nie widzę...
koniec mojego marudzenia.. tekst mi się podobał, niestety nie wiem kiedy powrócę do wcześniejszych....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Kochana Basiu! Dziękuję Ci za komentarz, że jesteś i czytasz, mimo braku czasu :-) Właśnie lecę poprawić kilka rzeczy, żeby było łatwiej się połapać. Poza tym, napisałam to pod nowszym rozdziałem dokładniej, tak w razie czego - może najlepiej będzie Ci patrzeć na etykiety. Lato to historia, o którą Ci chodzi, alternatywa to Ci sami bohaterowie, tyle że przeniesieni do Hogwartu. :-D
UsuńA w ogóle najeżdżałaś na obrazek? Tam pojawia się całe menu i powinno być wszystko. :-D Rozdział dziesiąty właśnie wskoczył w razie czego!
Pozdrawiam Cię również :*
Ech... moja sympatia do tego bloga wzrosła. Kagamcio to czasami taka głupia duża kuleczka. Ale! Później się okazuje, że on coś w głowie jednak ma xDDD NIE WIEM SKĄD JA TAKIE WNIOSKI SNUJE. NIE WIEM. Ja tu przyszłam tylko pozwiedzać. A Kise... ojoj, wydaje mi się, że ja też bym za nim szalała. W KOŃCU TO MODEL!
OdpowiedzUsuńPogrążam się xDDDDDDD
Ale wiem jedno...
CHCĘ WIĘCEJ MII (?) I KAGAMIEGO
AVE!
GŁUPIA DUŻA KULECZKA <3 NAJLEPSZE, ŻE TO TOTALNIE DO NIEGO PASUJE <3
OdpowiedzUsuńTa, Kise też jest niesamowity. xD
aaaaa, ale się cieszkam <3