13 maja 2017

1: Ja i kafel, od którego wszystko się zaczęło

Zanim cokolwiek tu przeczytacie, udajcie się do zakładki. A tak zapraszam do miłego czytania o bohaterach w świecie Hogwartu! (no serio, przeczytajcie zakładkę XD Alternatywa – HP.) Tam wyjaśniłam wszystko.
Jedenastkę dodam jakoś na dniach. I za szablon przepraszam, bo wrzuciłam go na szybko, a nie jest dopicowany. Nie mam czasu się nim teraz zajmować, a raczej wiem, że nie powinnam tego robić. Wróci ten poprzedni albo zrobię w ogóle jeszcze zupełnie inny, ale raczej tematyczny. 


Całą alejka biegnąca na tyłach szkoły dopiero pokryła się pożółkłymi liśćmi, a od jakiegoś tygodnia, z dnia na dzień robiło się nieprzyjemnie chłodniej. Na tyle, że uczniów decydujących się na spędzanie przerw na dworze było wyraźnie coraz mniej. Nikt świadomie nie wystawiał się na silny wiatr, wilgotne powietrze i niemalże pewne przeziębienie, oprócz Phoebe. Jej ulubiona pora roku nie pozwoliła jej nie wyciągać nas w każdej możliwej chwili pierwszych dni października na zewnątrz. Problem leżał w tym, że zimno nie było jej chyba jeszcze nigdy, a chorowała jedynie z przemęczenia i serii dni, wzmożenie poświęcanych na naukę, w mniejszości na sen. Jedynym stwierdzeniem, jakie zdołałam usłyszeć od niej przez niemal całe życie i zarazem przypuszczeniem, że mojej przyjaciółce mróz zaczął jakkolwiek doskwierać, było schowajmy się tam, napijemy się czegoś ciepłego. Dlatego po raz kolejny dałam się naiwnie przekonać, by wyjść poza przyjemnie ciepłe ściany Hogwartu jedynie na cienką szatę i chaotycznie owinięty szalik w pasy, którego frędzle jednego końca wpadały mi na twarz, licząc, że jakoś to wytrzymam i nie zmarznę tak mocno, jak wczoraj.
Drżałam delikatnie, przyciskając do piersi trzy książki na Eliksiry oraz kierując się w stronę jednej z ławek, którą zajmowała czekająca na nas Chloe. Podparta na łokciu i nieco przygarbiona, przyglądała się kończącemu się właśnie treningowi Quidditch’a zawodników swojego domu, pochłoniętymi w tym samym momencie wulgarną rozmową ze stojącymi naprzeciwko Ślizgonami. Nie dało się wyłapać niczego z tej rozmowy, ale typowość takich sytuacji zawsze wskazywała na problem podziału boiska do treningu. Poza tym, że te dwie strony nie potrzebowały nigdy konkretnych powodów, by podrzeć ze sobą koty, ta sytuacja rysowała się dość klarownie.
Phoebe, szalenie zaabsorbowana tym, co widzi wokół siebie i pogrążona w bliżej nieokreślonych myślach, była teraz zbyt idealnie odporna na wszystkie bodźce dochodzące z zewnątrz, by odnotować jakiekolwiek elementy zgrzytu. Przypatrywała się rozciągającemu się przed nami pstrokatemu lasowi i zarysu szpiczastych gór tuż nad nim, na który miałyśmy wystarczająco dobry widok z okna wspólnego pokoju. Słonce delikatnie muskało promieniami i raziło po oczach. Wiatr stawał się coraz bardziej porywisty, przez co bezustannie musiałam zarzucać kosmki włosów do tyłu, by nie wpadały w kąciki ust. Tak samo jak Chloe podciągała swoje pończochy, tak samo ja beztrosko poprawiałam na sobie wszystko, co psuły anomalie pogodowe, a widocznie właśnie wtedy powinnam była uwagę wytężyć kilkukrotnie.
Uważaj, Mia! – gardłowy, niski bas dotarł do mnie gdzieś z oddali. I choć polecenie wydawało się naturalnie proste, czasu miałam zbyt mało, by zrozumieć, przed czym miałabym się chronić i jeszcze mniej, bym mogła temu zapobiec. Chwilę później mknący w moim kierunku czerwony kafel z tępym hukiem powalił mnie na ziemię, uderzając w mój prawy bok.
Z mojego gardła dobieg pusty, bezwarunkowy krzyk, by za chwilę zastąpił go grzmot powalonego na ziemię ciała. Jęknęłam podłużnie, kiedy mój kręgosłup przeciął snop bólu. Przez kilkanaście sekund nie czułam okolic swojej prawej strony i ręką po omacku sprawdzałam, czy nadal tam jest, bo siła, z jaką dostałam, mogłaby spokojnie mi ją wyrwać.
Otoczono mnie zewsząd w sekundę. Wystraszonym twarzom Chloe i Phoebe w końcu zaczęły towarzyszyć inne i wypełniać luki w moim dostępie do widoku na błękitne, jesienne niebo. Nie miałam pojęcia, skąd w tak krótkim czasie wzięło się ich tu tyle, skoro jeszcze przed chwilą sumowałam w głowie ilość ludzi na zaledwie kilku zajętych ławkach. Ktoś szturchnął moim barkiem i prowokował do relacjonowania swojego stanu, ale słysząc jedynie jęki w odpowiedzi, natychmiast zaprzestał działania.
Mia, żyjesz?
Sama nie miałam do końca pojęcia, co się ze mną dzieje, bo adrenalina przejęła całe moje ciało. Nie czułam nic oprócz gorąca we wszystkich częściach mnie i przyspieszonego pulsu w tętnicach. Nie mogłam przełknąć śliny, bo gardło wyschło mi na wiór, a zimne powietrze, które łykałam łapczywie, potwornie drażniło nabłonek. Zadawałam sobie w tym czasie pytanie, czy w ogóle możliwym jest oberwać z takim natężeniem, kiedy boisko znajdowało się w tak dużej odległości ode mnie, bo to, że stamtąd trafiła, chyba nie musiało podlegać kontemplacjom. Liczyłam, że nie było aż tak źle, na jak bardzo to wyglądało, choć u wszystkich, których w tym momencie widziałam, rysowało się przerażenie, a moja przyjaciółka swoje zwykle pomalowane bordową pomadką usta chowała w dłoniach.
Nie ruszaj się, Mia. Zaraz ktoś przyjdzie – oznajmiła mi. I nigdzie też nie zamierzałam, a raczej nie mogłam. Czułam się przygwożdżona siłą do podłoża i za wszelką cenę starałam się pozbyć zamglonego obrazu. Klękając przy mnie, dodała jeszcze pretensjonalnym tonem. – No, biegnij po tę pomoc, do cholery!
Czyjeś kroki odbijały się po ziemi drobnymi wibracjami w mojej głowie. Stale nadbiegały nowe osoby i albo widziałam to nad sobą albo czułam w postaci coraz większego ścisku wokół siebie. Na domiar wszystkich złych rzeczy, jakie mogły mnie teraz dotyczyć, zaczęło robić mi się jeszcze na tyle duszno, że aż niedobrze. W tym jednym aspekcie chłodny powiew, który jeszcze przed chwila przeklinałam, odbierał mi nieprzyjemnych doznań.
Przymknęłam na moment oczy.
Nic jej nie jest? – zapytał ktoś ciężko dysząc.
Żartujesz sobie? Przecież leży i ledwo kontaktuje...
Który to z was? Ty, Taiga, poważnie?
Nieźle przyłożyłeś, stary.
Zabiję cię za to, kretynie!
Nie chciałem, przecież mówię! Cholera…
Następowała kolejna rotacja do jak najlepszego widoku na obezwładnioną piłką do Quidditch’a laskę. Wzięłam pierwszy, głębszy oddech. Zabolało. Emocje chyba zaczęły ze mnie spływać, bo czułam jak naturalne znieczulenie stopniowo ustępuje palącemu uczuciu zapadających się wnętrzności i wżywania się ich w siebie nawzajem. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać, jak bardzo mogą być poobijane. Tym bardziej, że Shen z pewnością doprawi mi ich więcej, kiedy dowie się, jak to na siebie nie uważam. A sprawcy całego tego zamieszania oberwie się z pewnością jeszcze bardziej.
Zaniosę ją, jeśli…
Nie! – rzuciła Chloe panicznie. – Ty już lepiej nic nie rób!
Nie ruszajcie jej stąd. Ktoś zaraz przyjdzie.
Moje przyjaciółki broniły mnie jak lwice, a ja walczyłam z samą sobą. Odruchowo przeniosłam dłoń w miejsce bólu.
Za coś takiego chyba jednak zostaniesz zawieszony...
Zamknij się, Kise.
Wyłapywałam urywki rozmów wokół siebie, choć pragnęłam ciszy i tylko ciszy, albo żeby ktoś dobił mnie, bym mogła zemdleć i niczego z tego nie pamiętać.
Zamiast tego poczułam na sobie muśnięcie gładkich włosów, jednak zanim zdążyły drażniąco łaskotać moją skórę, zostały zwinne zabrane. Czarne, długie włosy właścicielka schowała za kołnierz i naciągnęła go wyżej na szyję. Później odsunęła moja szatę i kolejne warstwy materiału pod spodem, by kompletnie odsłonić mój brzuch. Poczułam zimne palce, które miarowo uciskały moje ciało. To jednak chyba nie wywołało większej rewelacji – wszyscy uważnie patrzyli, nierozstrojeni żadnym niespodziewanym widokiem. Poczułam się spokojniejsza, że nie wyglądało to aż tak tragicznie.
Jest złamane – odparła zdecydowanie. – Jedno żebro jest złamane.
Cholera…
Rany, Mia, będzie dobrze!
Ta… – wymknęło mi się z ust. Syknęłam podłużnie i starałam się rozluźnić.
Brawo, geniuszu.
Chloe, zostaw go w spokoju. Stało się i koniec – podsumował stanowczy ton Phoebe. Widziałam jak kontrolowała uważnie wszystkie ruchy Puchonki, skoncentrowanej na swoich poczynaniach. Fakt faktem, była chyba najbardziej zaufana osobą, więc jej diagnozę można było wziąć całkiem na poważnie. – Teraz trzeba zająć się Mią.
Nic mu nie robię.
Nie wiem, jak jej narządy, ale to jedno da się wyczuć – dodała, unosząc ku niej głowę i zdając relację z własnej dedukcji.
Możemy coś teraz zrobić?
Poczekajmy na pielęgniarkę.
W porządku.
Dziewczyna wstała i odsunęła się nieznacznie. Jej towarzysz o rudej grzywie skontrolował uważnie jej twarz i posunął się, robiąc dla niej miejsce. Nie odnotowałam ich wcześniej – zupełnie jak pozostałych, słabo znanych mi twarzy – zachowanie i mocny makijaż Chloe był jak zwykle zbyt atencyjny – ale musieli stać tu od początku, nie mając problemu z przejściem przez warstwy tłumu.
Ej, zmywamy się stąd – ktoś klepnął Gryfona po ramieniu. Widziałam silne natężenie sportowych, bordowych szat za sobą i kilka czubków Nimbusów, wyglądających z tej perspektywy jak cienkie pale. – I tak nic już nie zrobimy.
Zostanę tu zanim jej nie przeniosą. Może się przydam – odparł zdecydowany, męski głos.
Nie tkniesz jej kiedykolwiek – Chloe. Nie chciałam sobie wyobrażać, jak wiele kłopotów będzie miał z nią sprawca, skoro już pewnym było, że należeli do jednego domu. Nawet w tej sytuacji było mi go szkoda. Zaraz po tym naszła mnie fala mdłości i przestałam się tym przejmować.
Mówisz, jakby to w ogóle było możliwe, Chloe.
Szlag, Kise, zamknij dziób.
Jej brat cię skasuje – wtrącił ktoś nagle.
Zaraz po tym wybuchła fala kpiarskiego śmiechu i chłopięce pogwizdy. Nieszczęście w nieszczęściu. Wszak naprawdę nie wiedziałam, czego chłopak pożałuje bardziej – mojego honorowego brata czy porywczej przyjaciółki. Zastanawiałam się też czy po diagnozie będę miała w ogóle ochotę ingerować w jego ewentualne zdrowie czy raczej poczuję nagły przypływ chęci pewnej formy zemsty.
Zanim złapały mnie kolejne salwy skurczów i powstrzymałam nachodzące mnie nudności, ludzie wokół zaczęli się minimalnie rozchodzić, choć nadal kilkunastu uporczywie wpatrywało się we mnie i moją siwą od pyłu z alejek szatę. Phoebe zebrała moje książki i trzymała je wytrwale, bo miała pod opieką jeszcze cztery swoje. Chloe wplotła palce w moją dłoń i wyglądała na poważnie przejętą, stercząc mi nad twarzą do momentu, w którym nie nadbiegła pomoc. Trzy pielęgniarki i uniosły mnie w powietrzu, wymuszając mechanicznie unieruchomienie. Ostrożnie, ale nie całkowicie bezboleśnie. Nawoływania jednej przyjaciółki w końcu odegnały wszystkich nieproszonych gapiów, w tym także mojego oprawcę, wybierając mi na towarzystwo jedynie samą siebie i Phoebe, która podbiegłą do nas truchtem, kończąc rozmowę z udzielającą mi wcześniej pomocy uczennicą z Hufflepuff’u. Wkrótce zniknęłyśmy w ciemnościach szkoły, kierując się do komnaty szpitalnej, gdzie zostałam przeniesiona łóżko.
Spokojnie, Mia. Panie powiedziały, że zrobią wszystko na znieczuleniu.
Ale tak nie było. Dostałam szklankę jakiegoś potwornie niedobrego świństwa do wypicia, który i tak niewiele mi dał albo zwyczajnie nie zdążył zadziałać, bo wszystko czułam. Każdy niedelikatny, profesjonalny dotyk pielęgniarek oraz łączenie kości za pomocą zaklęcia. Słysząc odgłos chrzęszczącej tkanki miałam wrażenie, że odlecę. Darłam się wyjątkowo głośno i nieskrupulatnie, sądząc, że mogę być słyszalna w całkiem dalekim zasięgu. Chloe podskakiwała i kryła się w szacie Phoebe, która z politowaniem przypatrywała się poczynaniom ze ściągniętymi nerwowo brwiami.
Na sam koniec, chwilę po wszystkim, przez drzwi wtargnął mój postawny brat o jasnych włosach, w towarzystwie swojego dobrego kumpla o niemal identycznej objętości klatki piersiowej.
Mia! Jak się czujesz? Mia!
I właśnie wtedy momentalnie mnie znużyło, a potem zasnęłam. Może to wtedy właśnie lekarstwo miał zadziałać. Sama nie wiedziałam.

5 komentarzy:

  1. Przybywam, choć ty wiesz, że ja i tak zawsze jestem. Ostatnio jakaś niema taka, ale mimo wszystko jestem. :) Dokonuję właśnie celebrancji naszej znajomości!
    Czytała ona to co się tutaj odpierdoliło i powiem ci, że początkowo zastanawiałam się, co ty tam chcesz odpierdzielić i przed oczyma stanęła mi scena z Kise, któremu Aomine walnął przypadkowo piłką. To se myślę, no jakoś podobnie będzie. A potem czytam i w myślach: okej, zarobiła, spoko, jedno zaklęcie i po sprawie. Ogólnie bardzo podobał mi się motyw z tym jak Mina przez mgłę patrzyła na ludzi zgromadzonych naokoło i niby widziała, słyszała, ale nie napisałaś za dużo. No i sam kafel. Miałaś rację, tłuczek to by bidulkę na pół przeciął. XD Chociaż to Potter, więc tam nawet pewnie i nogi odratować potrafią. XD Każde kalectwo! Pewnie potrafią też tworzyć ciastka z zerem kalorii. Chuje. ;/
    Wgl to mi się przypomniało, jak czekałam na list! Wiesz, kiedy miałam 11 lat. O jaka smutna byłam. ;/;/ Tak jakoś automatycznie wczułam się w ten świat. Tyle wspomnień mi wróciło, bo przecież ja kiedyś pisałam ff z Pottera, ba!, czytałam nawet, ale nic z nich nie pamiętam. Aż się zastanawiałam przez chwilę, czy nie wrócić do tego światka, choć na chwilkę. Taki sentyment, Adzia! Soł macz! Śmieszne, bo gdybyś nie wpadła na ten pomysł, gdybym nie przeczytała o różdżkach, gdybyś nie zajarała się Pottermore, gdybyś nie walnęła Mii kaflem, to pewnie długo jeszcze myśl nie pojawiłaby się w mojej głowie!
    Przede wszystkim Mia, Kagam, mojo kochano Minaczko, Aomine, oni tak tam pasują! Idealnie wpasowują się w klimacik magicznego świata. Kagami przeciwko Aomine napierdzielają w obręcze na zmianę, co żeby tylko wygrać. Taka rywalizacja jak na boisku! Ja cię błagam, opisz mecz! Napisz, że obstawiają zakłady jak Wesley'owie kiedyś. Ze ktoś komentuje. Że loża nauczycieli! Plz! Zrób, że Minaczko postawiła na Gryffindor. XDXD (no co, ja tam jestem podobno)
    No i przede wszystkim jestem ciekawa, co Mia ma w planach na Kagamiego. I ta wbitka jej brata. Cholera, mam przzed oczyma tego seksi braciszka, blodasa wysokiego. Jak surfer, mniam, mniam! Mam ino nadzieję, że nikt nikomu kości nie pogruchoce, a Mia obejdzie się niezbyt ostro z Kagamim. <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój Bozi, jaki nieogarnięty ten komentarz. Ale hej! Od kiedy ja się tym przejmuję?!?! Moira, ogar...

      Usuń
    2. *przyjaźni i miłości największej, spłyciłaś to strasznie tą znajomością zaledwie :-////
      wiem, wieeem, ja tylko żałuję, że tam nie ma tych gierek teraz, takie to było fajoskie 😞 ale i tak fantastycznie robiło mi się te teściki, kocham takie gówna XD i cały ten mały powrocik do tego, miałam cholerną ochotę rzucić się na książki, ale nie mogę ich tykać trochę teraz. :-(
      SI, będzie meczyk. Trochę to z tobą jeszcze obgadam, bo sama nie wiem, na jakim etapie będą pozostałe relacje. :-D
      BĘDZIE SŁODKO, WIERZ MI, TO BLOG PRZESYCONY SŁODYCZĄ. <3

      Usuń
  2. OBIECAŁAM PRZECZYTAĆ. W sumie nie obiecywałam, ale napisałam, że przeczytam xDD
    I JESTEM XDDD
    I powiem Ci Mordeczko, że faktycznie klimacik mega lekki, taki w pip przyjemny.
    JA TAK W OGÓLE ZA HP NIE PRZEPADAM! Ale jak dodamy do tego Kagamy to wychodzi na to, że TAKIE COŚ TO JA MOGĘ CZYTAĆ I CZYTAĆ! A CO!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ALE ŻE JAK TY NIE PRZEPADASZ ZA HP XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

      Usuń