Ósma.
Tego dnia wstałam o ósmej.
Moje
odzwyczajone od tak wczesnej pory ciało z trudem zwlokło się z
łóżka i jakimś cudem doczłapało do kuchni. Usiadłam na
krześle, przytrzymywana przez jego oparcie i zmusiłam się do
smarowania cieniutkich wafli ryżowych domowej roboty twarożkiem
Eriko i nakładania na nie plasterków rzodkiewki. Herbata parzyła
się w przezroczystym kubku, a ja podczas jedzenia przyglądałam się
stopniowym zmianom jej zabarwienia, wrzucając trzy kostki cukru i
finalnie zwieńczając to machnięciami łyżki.
Wyciągnęłam
telefon, kładąc go na blat, aktywując wibracje i włączając
transfer danych. Byłam zmuszona do inaktywowania obu tych funkcji na
noc, ponieważ Chloe w ogóle nie liczyła się z różnicą czasu.
Po kilkutygodniowym doświadczaniu przebudzania się przez nią i jej
kombo wiadomości w nocy, nauczyłam się odcinać od niej w
bezpośredni sposób. Tylko to bowiem skutecznie załatwiało sprawę.
Wsunęłam
palce we włosy i przeczesałam je powoli. Byłam sobie wdzięczna,
że kąpiel załatwiłam wieczorem. Samo rozczesywanie splątanej
burzy loków zajmowało mi kilka cennych minut, co dopiero, kiedy
musiałam przeznaczyć jeszcze czas na umycie ich. W aktualnym stanie
wolałam spokojnie, powoli uporać się z każdą inna czynnością,
jaka mi została. Upiłam łyk słodkiej herbaty i wstałam,
maszerując do łazienki.
Gotowa,
wyszłam z mieszkania i dotarłam na przystanek przed Kagamim, bo
gdyby tu był, z pewnością przewyższałby zebranych ludzi o głowy. Przebiłam się przez tłum
do słupka z rozkładem jazdy, upewniając, że trafiłam gdzie
trzeba. Skontrolowałam godzinę i uświadomiłam sobie, że mimo
pierwszego dnia weekendu i pory, okolica tętniła życiem i ludźmi
pilnie czekającymi na środek komunikacji. Nie przywykłam jeszcze
do faktu, że tu życie płynęło inaczej. Większość ludzi w rodzinnymi mieście wykorzystywała ten czas na odpoczynek, a ruch na
ulicach zauważalnie malał.
Westchnęłam
pod nosem i przykucnęłam, by zapchać czas wygrzebaniem z plecaka
ewentualnie zalegających tam śmieci. Zaczynając od najmniejszych
kieszeni, w których znalazłam papierki po pomarańczowych
cukierkach, w międzyczasie upiłam łyk zabranej z domu wody i
poczułam zawężające się moje pole ruchów przez skupiających
się ciaśniej wokół mnie ludzi. Ktoś z tyłu
zahaczył o mój bark, a potem zasypał mnie nadgorliwymi
przeprosinami. Odebrałam to za znak, że autobus dojeżdża do
przystanku i to właśnie wywołało nagłe zamieszanie.
– Jednak
przyszłaś – usłyszałam, prostując się, a w odległości może
dziesięciu centymetrów od mojej twarzy dostrzegałam jedynie zamek
szarej bluzy z czerwoną obwódką. Unosiłam wzrok ku górze, idąc
wzdłuż całej wysokości sylwetki Kagamiego, by dotrzeć do jego
twarzy, która uważnie badała moją. Prawą dłonią przytrzymywał
pasek torby zarzuconej na jedno ramię. Oczy miał nieco znudzone,
ale żywe i – w przeciwieństwie do moich – niezaspane. Wnikliwie
mi się przyglądał i nie wiedziałam, czy powinnam zakładać, że
bez słowa obserwował mnie od jakiegoś czasu i czekał aż
samoistnie wstanę, czy też nie dostrzegł mnie na horyzoncie i
przywykł do świadomości, że na dzisiejszy trening jedzie jednak
sam.
– Taki
był plan – odparłam natychmiast, kiwając przy tym głową. –
Choć niewiele mi brakowało, żeby go przespać.
– Przecież
nie musisz iść.
– Przecież
o tym wiem – dopowiedziałam, spoglądając na niego
porozumiewawczo. – Powinieneś powiedzieć raczej, że i tak dobrze
się trzymam jak na tak wczesną porę.
Patrzył
przed siebie, ale w jego oczach zauważyłam wstępującą
pobłażliwość. Kiedy delikatnie ściągnął brwi, spojrzałam w
tym samym kierunku co on.
– Jedzie.
Masz ostatnią szansę, żeby się zastanowić – odpowiedział
oznajmująco, patrząc na pojazd, który podjeżdżał pod krawężnik.
W odpowiedzi jedynie przeszłam tuż przed nim, kiedy zostawił mi
miejsce na ewentualne przejście.
– Za
późno. Musiałabym w ogóle nie ruszyć się z łóżka.
Ciągnęłam
się za Kagamim ospale krokiem, podczas kiedy jego długie nogi
przebierały w niezmiennym i szybkim tempie, jak gdyby wyjątkowo
mocno się spieszył. Dotrzymywaniu mu kroku utrudniały mi
pojedyncze ziewnięcia, których nie potrafiłam okiełznać. Przy
którymś z nich chłopak zerknął na mnie kontrolnie, po czym
przyspieszył na widok hali liceum zza miniętych drzew. Niemal
jeszcze śnieżnobiałe, wyraźnie zarysowane na tle bezchmurnego
nieba, niezniszczone i świeże, potwierdzały swój krótki wiek
istnienia.
Przechodząc
przez wejście główne, znaleźliśmy się na korytarzu z szeregiem
drzwi, prowadzących najprawdopodobniej do kilku szatni. Instruując
mnie, by udać się prosto i zająć którekolwiek miejsce na
trybunach, gdyż Minako raczej jeszcze nie będzie, wcisnął
mi coś do ręki i odwracając się, odburknął jeszcze.
– Zjedz
go od razu. Energetyzujący.
W
palcach ściskałam owsianego batonika z żurawiną oraz polewą z
białej czekolady. Odszedł, a ja ze zdziwieniem wpatrywałam się w
jego plecy, które oddalały się ode mnie, a na moje podziękowanie
jedynie skinął głową znacząco, rozpinając zamek dresowej bluzy w wejściu i niknąc za białą ścianą.
Przemknęłam
w wyznaczonym mi przez niego kierunku, wkraczając na boisko.
Siedzenia były rozpostarte po trzech stronach. Skręciłam na lewo i
wspięłam się kilka stopni. Brązowy, szmaciany plecak i ciemna
dżinsówka wylądowały na siedzeniu obok mnie. Otworzyłam
otrzymany przed momentem smakołyk i wysunęłam go z opakowania, czując słodką, jogurtową woń. Nadgryzłam go na próbę,
oblizując wargi, po czym skonsumowałam w całości w zaledwie kilku
kęsach.
W
którymś
momencie Taiga wraz z kilkoma
chłopcami
weszli na boisko i
zaczęli rozgrzewkę. Nie czułabym się źle, gdyby nie fakt, że
byłam jedyną osobą obserwującą ich z boku i zarazem w zasadzie
zupełnie nieznaną. Odnotowałam kilkukrotne, kontrolne spojrzenie
każdego kumpla Taigi, po czym wyciągnęłam telefon i wpatrywałam
się w niego uporczywie, zanim ten rodzaj inwigilacji miałby wprawić
mnie w zakłopotanie.
– Jesteś,
Mia – usłyszałam nad głową. Postać dziewczyny zalawirowała mi
nad głową, kiedy schodziła o rząd krzesełek niżej, by znaleźć
się tuż obok mnie. Jej wysoki, długi kucyk chybotał się na boki.
– Tylko
cudem.
– Coś
się stało? – zapytała z niepokojem.
–
Udało
mi się zwlec
z łóżka na
czas –
odparłam, zgniatając
w dłoni papierek i poklepując wolne miejsce koło siebie. –
Siadaj!
–
Brzmi
jak spore
wyzwanie – zaśmiała
się cicho pod nosem i
po chwili zsunęła
się na krzesło,
rozsiadając
na
nim.
Potarła
dłonie o jasne jeansy i rozeznała
się ze składem osób znajdujących się na boisku, wodząc
po nim szarymi tęczówkami.
–
Zawsze
siedzisz tu zupełnie sama?
–
Czasami
wpada jeszcze Momoi, ale nie będzie jej dzisiaj – wyznała,
odstawiając
plecak tuż przy nogach.
– Kwestia przyzwyczajenia.
–
Jak
było wczoraj? Długo siedzieliście
w
Maji?
– zagaiłam,
zmieniając
temat. Splotłam
palce i spoglądałam na nią z uwagą. Minako z kolei patrzyła
prosto przed siebie.
–
Daiki
zjadł
wszystkie
swoje burgery, potem
mojego i wyszliśmy.
Robimy tak co piątki, nic nowego – poprawiła
okulary za pomocą łącznika, opartego o jej długi, wąski nos.
Dosłownie
wywołałyśmy
wilka z lasu. W tym samym momencie sylwetka Aomine
pojawiła
się
zza białej futryny. Czekoladowa
cera
odznaczała się wyraźnie przy
białej
koszulce
ze ściętymi rękawami, odsłaniającymi jego barki. Niechlujnie
rzucił butelką
z wodą na ziemię, która poturlała się hukiem aż do samej
ściany. Niezachęcający wyraz jego twarzy sprawiał wrażenie, jak
gdyby przyszedł tu wbrew sobie, choć
ochoczym
krokiem wtargnął na boisko i podniósł rękę ku górze,
przygotowaną do przyjęcia podania.
–
Sakurai,
podaj mi piłkę – wyrecytował wymagając,
nie prosząc.
W
tym samym momencie struchlały chłopak o dłuższych, jasnobrązowych
kosmkach, sterczących mu na całej głowie, bez zastanowienia
wyrzucił piłkę w jego stronę. Aomine zareagował w sekundę i
w
drugą
znalazł się przy koszu. Zawisł na obręczy, po czym wylądował na
całych stopach z głośnym plaśnięciem o gumową posadzkę. Nikt
go nie hamował, nikt chyba
nawet nie
chciał zareagować, by go powstrzymać, a miałam wrażenie, że
nawet
gdyby
ktokolwiek
to
zrobił,
cała
tak akcja i tak
wyglądałaby
niemal identycznie. Niezachwiane i pewne siebie ruchy wydały mi się
być aktorsko przerysowane,
mimo że widziałam je
właśnie
na żywo. O wiele lżejsze niż Murasakibary, o wiele bardziej płynne
niż u
Tatsuyi.
Niestaranne,
ale dokładne. Kompilacja wszystkich jego zachowań niemal od razu
przywiodła mi na myśl wrodzonego kompletu przeciwieństw, jakimi dysponował. Był chodzącą niewiadomą. Człowiekiem
paradoksem, którego nie można było do końca przewidzieć. Skrywał
jakieś nieokreślone emocje pod cała tą otoczką obojętności i
arogancji, której doświadczyłam już wczoraj.
Zorientowałam
się, że
boleśnie marszczę czoło.
– Znowu
się spóźniłeś – ktoś o platynowych włosach w koszulce Too
zwrócił mu uwagę. Na wiszącym wysoko, elektronicznym zegarze,
było dokładnie piętnaście minut po ustalonej godzinie.
–
Zamknij
się – parsknął jedynie,
wracając się na środek boiska.
Zerknęłam
na Minako kątem oka, która podpierała
głowę
o zgięty nadgarstek
i
doglądała całej sytuacji cierpliwie
i bez cienia zaskoczenia.
–
A
Ty? – Minako
wróciła
do tematu, rozgrzebanego chwilę wcześniej.
– Jesteś tu pierwszy raz?
–
Nie
miałam okazji być tu wcześniej – odparłam, poprawiając
kosmyk włosów i zakładając go za ucho. Nie
umiałam
wytłumaczyć
tego dosadniej. Nie wiedziałabym nawet,
od czego w zasadzie powinnam zacząć.
Było
zbyt wiele powodów, dla których nie byłam tu wcześniej i tylko
jeden, dla którego się tu znalazłam – czysty przypadek. To on
pokierował całą tą sytuacją, przez który zabrałam się tu z
ledwo poznanym mi kolegą, co zapewne w oczach osób trzecich
rysowało się zdecydowanie jednoznacznie. Przeszedł mnie dreszcz
zażenowania, że mój egoizm potrafił doprowadzać do tak
niezręcznych sytuacji. Bo problem
leżał w tym, że chciałam tu przyjść. Cholernie
cieszyłam się na samo zaproszenie i fakt, że mogę w końcu gdzieś
sensownie wyfrunąć z mojego tymczasowego pokoju.
–
Mieszkam
w Akicie – dodałam
po pewnym czasie. – Ale
zamierzam wpadać tu
co
jakiś czas, do
przyjaciela.
Minako
zerknęła
na mnie kontrolnie,
uśmiechnęła
się przyjaźnie
i kiwnęła głową w zrozumieniu.
Momentalnie skuliła
się
ku
podłodze i
sięgnęła z
leżącego
przy jej nogach plecaka
czarny,
wypchany
pokrowiec.
Wyjęła
lustrzankę
Nikona
i
obróciła
go
w palach, odsłaniając przy
tym.
Przesunęła opuszką po włączniku i zaczęła majstrować przy
ustawieniach na obracanej rolce.
– Robisz
zdjęcia? – zapytałam o oczywistość tylko po to, by znowu ją
zagadać. Chyba trafnie odnotowałam jej tendencje względem pewnego
podobieństwa do Phoebe. Obie były raczej stonowane, statyczne. Nie
mówiły, kiedy nie czuły potrzeby, ale to znaczyło to, że są
nieśmiałe czy przesadnie ciche. Czułam się w jakiś sposób
zobowiązana do podtrzymywania rozmowy, co nie byłoby problemem,
gdyby nie fakt, że momentami walczyłam z ochotą rozłożenia się
na ciasnych, plastikowych krzesełkach i przymknięcia oczu na kilka
minut. Chciałam w jakiś sposób otworzyć ją na siebie, a
równocześnie starałam się pokonać jak najszybciej rzadko
spotykany u mnie przypływ senności.
–
Kiedy
tylko mogę. Lubię to… bardzo – odpowiedziała,
przysuwając aparat do twarzy i naciskając
guzik.
Narzuciła
smyczkę za szyję i wróciła do poprawiania ustawień technicznych
oraz
sprawdzania ich na bieżąco w podglądzie.
–
Jest
coś jeszcze? Coś, co lubisz? – zapytałam, spoglądając na nią.
Zanim
zastygła na sekundę
w bezruchu, pstryknęła
pojedynczą
fotkę
i z delikatnie rozwartymi, bladymi ustami, odsunęła sprzęt sprzed
swojej twarzy. Spoglądała na boisko z nieco
rozbitym wyrazem twarzy.
– Imaizumi,
schowaj ten aparat, bo za chwilę będziesz zbierać go z podłogi –
dobiegło z dołu.
Sylwetka
Aomine stała
przodem,
patrząc z niesmakiem w
naszą stronę. Zadzierał głowę do góry i świdrował wzrokiem
Minako. Odruchowo przeniosłam
wzrok na bok, dostrzegając Kagamiego, który patrzył z uwagą
na całą naszą trójkę.
Zabieg, trwający może pięć
sekund,
przerwał przelotnym, podgardliwym
spojrzeniem i cichym komentarzem
zachowania Aomine, po czym zaczął truchtać w stronę swojego
kosza.
Podrapał
się po spoconym karku i przeczesał palcami tył bordowych, krótkich
włosów.
–
Naleśniki
– odpowiedziała
nagle.
– Je
też
lubię robić
– oparła
nadgarstki
o uda i przejrzała folder z wykonanymi ujęciami, kasując kilka z
nich. – I wiele innych rzeczy. Ogólnie podoba mi się
przygotowywanie jedzenia i
jego konsumpcja.
Zaśmiałam
się pojedynczo pod nosem, przerzucając do tyłu włosy i
podciągając nogi na krawędź krzesła, przycisnęłam je do klatki
piersiowej i zaczęłam huśtać się minimalnie.
– Dałabym
wiele za naleśnika z parówką. Wegetariańska kuchnia mojej
współlokatorki powoli mnie wykańcza – wyznałam.
– Możemy
je kiedyś zrobić, ale bez tamtych dwoje – porozumiewawczo kiwnęła
w stronę boiska.
– Nie
byli w ogóle w planach – odparłam, dodając zaraz. – Skoczę po
kawę.
Zdecydowałam
się w końcu na tek krok, schodząc pomiędzy rzędami krzeseł i
czując na sobie wzrok trenujących. Udałam się do automatu,
wybierając opcję macchiato z wanilią i odczytałam kolejna lawinę
wiadomości od Chloe, dwóch od Phoebe i trzy wiadomości mamy z
załączonym zdjęciem jej, taty i Klawisza na spacerze.
Kiedy
wróciłam, Minako dalej bawiła się swoim aparatem, zajadając w
międzyczasie solone orzeszki. W międzyczasie zapytała i mnie o
moje zainteresowania, które przedstawiłam
jej z nadgorliwą dokładnością. Płyn prawdopodobnie zacząć
powoli przywracać prawdziwą
mnie
do użytku. Wokół
nas roznosił się zapach kawy, mleka i cukru.
W
którymś momencie niskie warknięcie Aomine
rozległo się po sali. Zszedł z boiska, udając się najwyraźniej
do szatni i nie wrócił
przez kolejne pięć minut. Wtedy
też telefon mojej towarzyszki zawibrował dwa razy, prawdopodobnie
zwiastując
nową wiadomość.
Przesunęła palcem po wyświetlaczu, odblokowując ekran z
czarno-białą fotografią.
Chwilę później chwyciła plecak i wpakowała do niego swój
sprzęt, dopięła
suwak do
końca i
poderwała
się z siedzenia.
–
Wybacz,
muszę lecieć. Aomine...
– wyjaśniła,
nie kończąc celowo. Jego nazwisko było wytłumaczeniem samym w
sobie. –
Mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo.
– Raczej
dopiero po wakacjach. Wracam do domu na cały miesiąc.
– Myślałam,
że zostaniesz chociaż na urodzinach. Słyszałam od Yosuke, że
planują coś dużego.
Jakich
urodzinach? Jaki Yosuke? Miałam ochotę dowiedzieć się więcej,
ale Minako wyraźnie zależało na jak najszybsze zebranie się z
tego miejsca. Przerzuciła już pasek plecaka przed ramię i stała,
w pełni gotowa.
– Komu
będą wyprawiać urodziny?
– Kagamiemu.
Coś na zasadzie niespodzianki.
No
tak. Szlag.
– Zobaczę,
co da się zrobić. Leć już! – pospieszyłam ją.
– Dziękuję
za towarzystwo, Mia – odparła jedynie, po czym machnęła mi
dłonią i zwróciła w stronę przejścia na trybunie.
Czułam
się dziwnie, bo poza tym, że wyparłam tę informację kompletnie
ze swojej świadomości od momentu wręczenia mu prezentu Tatsuyi, w
ogólnie nie uwzględniłam tego faktu podczas bukowania biletu.
Nawet nie przeszło mi to przez głowę. Momentalnie zalała mnie
fala wszystkich faktów, łącznie z tym, że nie miałam już
fizycznej możliwości pogodzenia tych dwóch czynności ze sobą
tak, by nie kolidowały, a przy tym jedna nie uniemożliwiała
drugiej. Czułam jakiś dziwny rodzaj zawodu, który mogłam
zafundować nie tylko mu, ale już teraz sprawiłam samej sobie.
Zerknęłam
na niego. Klepnął po ramieniu innego zawodnika o kruczych włosach, bystrym wzroku w jasnych tęczówkach i ciemnofioletowej
koszulce, po czym wytarł spodem dłoni wilgotne czoło, a mój umysł w tym
czasie poddał sytuację kolejnej analizie, przez co
nieświadomie zawiesiłam na nim wzrok na całkiem długie dziesięć
sekund. Wtedy zauważył to kątem oka. Odwzajemnił uwagę i w
momencie, w którym się ocknęłam, nerwowo unosząc styropianowy
kubek z kawą do ust, posłał mi pojedynczy, krótki,
porozumiewawczy uśmiech i pognał przed siebie.
– Nie
nudziłaś się? – zapytał mnie kilkanaście kroków od głównego
wejścia hali, podczas kiedy dopijał ostatnie krople izotonicznego
napoju, o zachęcającej, landrynkowej barwie.
– Nie.
Od momentu, w którym poszła Minako, odpisałam na wszystkie
zalegające mi od tygodni wiadomości na Messenger’ze. Mam to
wreszcie z głowy.
Choć
spraw na boisku doglądałam także. Być może nie zdawał sobie
sprawy albo nie łączył faktów, że byłam do tego przyzwyczajona
i łączyło mnie z tym wiele sentymentu w związku z moją relacją
z Himuro. Bywały nie tylko wieczory, ale i całe dnie, które
przesiadywałam pod płotem z metalowej siatki, jadłam, piłam,
grałam i sama biegałam tuż obok, podczas kiedy on stawał się
coraz lepszy w swoich rzutach. Być może nie odnotowywał tego zbyt
często, bo był wyjątkowo mocno pochłonięty grze podczas
ostatnich dwudziestu minut. Włożył w nie chyba ostatnie pokłady
swoich sił, skacząc niemiłosiernie wysoko i wsadzając okołu
piętnastu piłek.
Chrząknął
pod nosem, co w rzeczywistości miało być chyba oznaką tego, że
próbował się zaśmiać.
– Przepraszam
za poranek – wyparował nagle. Przewiesił swoją szarą bluzę
przez szyję i przytrzymywał ją za skrawek rękawa. Było w
zasadzie około godziny dwunastej i zrobiło się naprawdę upalnie.
– Nie
wiem, o czym mówisz, Taiga – najpoważniej nie miałam pojęcia,
do czego nawiązuje. Zerknęłam na niego, unosząc głowę oraz
minimalnie brwi ku górze.
– Myślałem,
że idziesz tam z grzeczności. Że nie chciałaś zrobić przykrości
mi czy Minako.
– Dlaczego
niby miałabym zmuszać się do czegoś takiego? Po prostu się nie
wyspałam...
– Nie
ma nic ciekawego w oglądaniu meczu – oznajmił mi. Pokręciłam
głową z niekontrolowanym uśmiechem, który wstąpił mi na usta.
– Mówisz
to, bo nie umiesz usiedzieć na ławce. Jeśli ktoś nie zajmuje się
koszykówką, nie ma ochoty bez przerwy w niego grać, Kagami –
wytłumaczyłam mu to ze swojej strony. Prawdopodobnie nie wyobrażał
sobie tego rodzaju poglądu, będąc całkowicie jej oddanym.
Przetarł
oczy i nadal nieco wilgotne czoło. Miałam wrażenie, że jego ciało
bucha i paruje dwukrotnie mocniej, kiedy bezpośrednio oddziałuje na
nim słońce. Biała koszulka lepiła się do jego świecącego,
wilgotnego ciała i wyraźnie zarysowanych mięśni ramion.
– Być
może. To po prostu nudne.
– Nie,
nie jest nudne. Są ludzie, którzy lubią po prostu oglądać sport.
Ty masz robić, żeby mieli co oglądać.
Rozwarł
delikatnie usta i przemierzał wzrokiem po drzewach, które mijaliśmy
idąc alejką. Zamilkł jednak, choć czekałam na kolejną,
przeciwwstawną odpowiedź.
– Nie
chcesz czegoś zjeść, Mia? – zapytał nagle.
– Tak,
pewnie. Rano nie miałam na to siły – odparłam zgodnie z prawdą.
–
– Chcesz
iść do Maji czy gdzieś indziej? – dopytał ponownie, a ja
zaśmiałam się w duchu nie wiedząc, czy pierwsza część pytania
była sugestią wobec mnie czy jego własnych upodobań.
Przerzuciłam
włosy na jeden bok i zaczesałam palcami kosmki opadające mi na
czoło. Ich gęstość była barierą nieprzepuszczalną dla tlenu,
dlatego karciłam się właśnie, że nie wzięłam ze sobą gumki.
Tej samej, którą wczoraj specjalnie przyniósł mi Taiga.
Wyselekcjonowałam,
że miałam ochotę na mięso, dużo mięsa. Wczoraj, pomimo
zapchania się brązowym ryżem i kotlecikami z tofu, czułam swego
rodzaju pustkę w żołądku.
– Do
Maji – odparłam.
Przepraszam
za zwlekanie z tą
kanoniczną
częścią bloga. Oddaje wam rozdział dłuższy niż zwykle, a w
następnym będę chciała wrzucić już coś dobitnego, bo sama bym
chciała, żeby coś tam się powoli zaczęło dziać.
Gdyby
ktoś zauważył jakieś niedopięcie to przepraszam, ale taka jedna
Moira Lunn jest trochę ZMIENNA JAK WIATR (<33333 :*;;*;**; kC) i nie dogadałyśmy się w
końcu względem spojenia naszych blogów. Tzn, z nią się nie da XD (kC.!!!!!11 ;*;*;;*;*;*;*;*), bo ciągle zmienia wersje, że w końcu postanowiłyśmy pisać to
osobno, jedynie za wykorzystaniem naszych postaci. Poza tym dzięki
temu mamy większe pole do popisu. Skolidowane ze sobą będą jakieś
większe wydarzenia, takie a la jednopartóweczki.
Jeszcze
raz przepraszam na szablon, jest tak niedociągnięty, że nie mogę
na niego patrzeć, ale boję się, że ładowanie i poprawianie
starego zajmie mi za dużo czasu. Mam nadzieję jednak, że jakoś
się łapicie. Aha, a jak jesteście na telefonach, to najlepiej
sugerujcie się etykietami, gdybyście nie mogli się połapać.
Głowna historia to
lato,
Harry Potterysiowe maja hasztag alternatywa.
Dla
ułatwienia ponumeruję rozdziały przynajmniej do czasu, w którym
szablon będzie bardziej przejrzysty. :-D
Kyaaaa. Jezu słodziutki, seksi Aomine, buc, terrorysta! XD
OdpowiedzUsuńNatala mi przeszkadzała tak bardzo, że miałam jej ochotę zapierdzielić z kopa, żeby się odwaliła. XD Uroki bycia siostrą. :P
Mia i Kagami, ach, weź już zrób im jakiegoś skipa, niech no już coś się zadarzy pomiędzy nimi, bo nie wytrzymam z niecierpliwości, a jak jeszcze będziesz tak rzadko dodawać notki, to już w ogóle! Wgl platynowy ziom z Too, lol, kto to? Bo ja mam jednego w drużynie takiego, że w sensie napisałam, że jest w ekipie Too i jest kapitanem. XDXD Czo ty, w myślach mi czytasz, czy jak?
Niepewna coś ta Mia tutaj. ;/ Kagami powinien ją przekonywać, że jak najbardziej jest mile widziana na treningu. ;/ No i sam fakt, że odniosłam wrażenie, że Aomine na tym treningu to był dziesięć minut. XDXD Może dlatego, że tak szybko mi się czytało, a może przez siostrę. Nie wiem. No i zaskoczyło mnie to, jak najechał na Minako. Rany, jaka bucera. Poczułam się, jakby on ją co najmniej terroryzował. XDD
Uświadomiłaś mi, że nigdy nie podałam marki aparatu Minako, ale właściwie nie zamierzam tego robić. Jak ktoś tam se chce, to niech widzi Nikona, Canona, Pentaxa czy cokolwiek. Na pewno nie ma jednego, bo jedna lustrzanka dla pasjonata fotografii to jak dla koszykarza jeden mecz. :PP
Weź już napisz jakaś słodką scenkę Kagamiego i Mii. Raany, dziesięć rozdziałów czekam na cokolwiek!
No błagam cię ja! Zrób to dla mojego zdrowia psychicznego. ;/;/
OJ TAAAAAM
Usuńeee, a Wakamatsu to nie ma takich jasnych włosków, że można je podciągnąć pod platynę? NIE? XD
Wiem, wiem, ja wgle jakoś przebrnęłam przez ten trening, ale w sumie ciężko byłoby wypełnić wszystko ich rozmową.
O LOL ZIOOOOM, nie, sama mi mówisz, że czasem walnie chamówą i tyle, chciałam sobie na to pozwolić tym razem szacując, że to, że ona robi mu zdjęcia, początkowo go wkurza. xD
TO ZMIENIĘ TEGO NIKONA, ZIOMEK, TO TAKI KLASYK, DLATEGO PALNĘŁAM.
Ach, wiem, ale ciężko będzie mi tak szybko.
kurdeee
A CO TO ZA BULERS?!?! toć ja nic nie mówię, żalu. Po prsotu dałaś mi do zrozumienia, że nie podałam nazwy aparatu. XDD Wakamatsu chyba już szkołe skonczyl. bo chyba o rok starszy od pokolenia, a to czecia klasa.
Usuńi zrób juz jakas scenke miedzy kagamem a mia... .no blagam ciecie blagam. gdzie szybko. gdzie szybko? oszalałaś. tempo jest odpowiednie! ja ci mowie ze marzy mi sie zeby oni tak skakali wokolo sb i wiedzieli ze cos sie dzieje, ale adne nie robilo kroku naprzod z obawy i takie kurwa zajebanie slodkich scenek az do porzygu XD
i widze szablonix. ten arcik taki ładny. legitna mia na nim, juz kiedys o tym gadalysmy. :D i ładnie jesiennie tutaj. pomarańczki czern biel. pasuje baardzo. choć kagam i mia to typowo ludzie lata. ;)
UsuńSIĘ KURDE ZORIENTOWAŁAM, ŻE 10 PRZEGAPIŁAM! JAK?!
OdpowiedzUsuńAle nadrobiłam xD
A tak w ogóle naleśnikami żywię się cały dzień... i tu też one były. E tam. I tak je lubię.
Oni są tacy idealni. Kagamiemu to się nie śpieszy wcale z niczym xD Podejrzewam, że ta ich relacja będzie bardzo bardzo długo dojrzewać. Nie rób mi tego :(
Te naleśniki są nawet w aktualnym opisie bloga XDDDDDD
UsuńTo raczej kwestia tego, że notki są krótkie, a ich relacja całkiem świeża. MOŻE BYĆ TAK JAK MÓWISZ XD
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! CUDNY JEST! *____________________*
OdpowiedzUsuń<3
Usuń