4 października 2017

XI. When all the walls have tendencies

Klapnąłem na kanapie do odpalonego od kilku godzin telewizora, sprowokowany dopiero przez dziennikarza zapowiadającego mecz. Jeszcze chwilę temu zdążyłem schować do lodówki porcję na jutrzejszy obiad, a trzydzieści minut wcześniej zaledwie zwlec się z łóżka po kilkugodzinnej drzemce i wcześniejszym treningu. Riko zdecydowanie uwzięła się na nas z niewiadomych przyczyn przez ostatnie dni i ciągle wyciągała nas na ćwiczenia na zewnątrz. Cuchnąłem, bo nie zdążyłem wejść po prysznic, a jedynie pozbyć się koszulki, choć to w zasadzie niewiele zmieniało.
Rozłożyłem się wygodnie w idealnej synchronizacji z powtórzonym trzykrotnie dzwonkiem do drzwi. Niekontrolowanie napięły mi się mięśnie i odruchowo zerknąłem na zegarek. Były może dwie minuty po północy. Nie tylko nie spodziewałbym się nikogo o tej porze, ale także najmniej oczekiwał, mimo że na zmęczenie aktualnie nie mogłem narzekać. Wstałem, odrzucając pilot w poduszki i zorientowałem się w porę, żeby zahaczyć o szafkę w swoim pokoju i wziąć z niej czystą koszulkę. Westchnąłem jeszcze, zanim nacisnąłem klamkę.
Za drzwiami czekały trzy pudełka z wymalowanymi na czerwono emblematami tutejszej, niedalekiej pizzerii, ułożone równo na drobnych, kobiecych dłoniach. Brodą przytrzymywała całą tę konstrukcję od góry, a pojedyncze kosmki nieokiełzanych, sterczących jasnych pukli okalały jej zmęczoną i lekko zaczerwienioną twarz.
– Masz chwilę, no nie? – zapytała przytłumionym głosem, skupiona na swojej czynności.
– O tej porze ludzie kładą się spać, o ile już tego nie robią – oświadczyłem jej, jakoby nie zdawała sobie z tego sprawy. W zasadzie istniało takie prawdopodobieństwo. Nie raz zaskoczyła mnie czymś, co dziewięćdziesięciu dziewięciu procentom społeczności wydaje się oczywiste, a dla niej – widocznie nie.
– Ale ty akurat nie śpisz, więc świetnie się składa – dopowiedziała sobie szybko pod nosem i wparowała do środka, zmuszając mnie do przesunięcia się pod ścianę przedpokoju.
– Co to jest, Mia? – upomniałem ją pytaniem.
– Nie zadawaj głupich pytań. Doskonale wiesz, co jest w środku.
Ciśnienie mi skoczyło. Co głupiego w tym widziała? Oczywiście, że doskonale zdawałem sobie sprawę, co właśnie przyniosła, ale pytanie obejmowało większy zakres informacji, które chciałem uzyskać, na czele z tym, co tutaj robiła. Każdy domyśliłby się, że oczekiwałem wyjaśnień. Pakowała się w końcu do mojego mieszkania w środku nocy. Czy do wszystkich swoich znajomych wpadała z takimi niespodziewanymi wizytami o tej porze? Miałem jej to powiedzieć, kiedy w tym samym momencie zahaczyła rogiem pudełka o ścianę.
– Przeniosę je – odparłem twierdząco i zanim postawiła jakikolwiek krok, objąłem pudełka, chcąc je od niej przejąć, nawet siłą. Zupełnie niecelowo natknąłem się na jej dłonie, które rozpostarła na szerokość całego spodu. Nie uciekła przed dotykiem, choć wyczułem, że mimowolnie zadrżała, na moment łapiąc moje spojrzenie.
– Dam radę – wyrzuciła szybko, maszerując przed siebie. Ściągnęła buty bez użycia rąk, rzucając nimi z rozmachu o ścianę i poczłapała dalej. Cały czas w lekkim spięciu obserwowałem jej ruchy, by w każdej chwili do niej doskoczyć i asekurować pudełka pizzy. Jednak w całkiem zgrabnych ruchach dotarła metr od balkonu, po czym rozłożyła się na podłodze. Podparta o ręce, kucnęła i zsunęła najmniejszy karton, który zostawiła tuż przy sobie, dwa większe przysuwając w moją stronę.
– Smacznego, Taiga – odparła, przyglądając mi się z wdzięcznym uśmiechem i czekając na moją reakcję.
Świat oszalał. Czy miałem jeszcze jakieś szanse dowiedzieć się, o co chodziło?
– Mia, chciałbym najpierw...
– Oj, siadaj i jedz! – przerwała mnie i ponagliła mnie, uchylając wieczko swojego kartonu, jak gdyby sugerując mi to, co i ja powinienem zrobić. Na jej cieście dostrzegłem kawałki szynki, mozarelli i ananasa. – Miałam ochotę zjeść z kimś kolację. Tyle – wyjaśniła krótko.
– A ta twoja… koleżanka?
Oderwała kawałek mięsa od rozciągającego się sera i pomachała nim sugestywnie.
– Wyłupałaby mi za to oczy. A potem płakała nade mną i martwym zwierzęciem.
Cholera, nie mogła zrobić tego wcześniej? Przestały zaskakiwać mnie jej niezapowiedziane wizyty, ale nie sądziłem, że zaskoczy mnie porą. Co następne? Przyjdzie o piątej rano czy przyprowadzi kogoś ze sobą?
– Nie wiem jakie lubisz, ale mam nadzieję, że ci podpasuje – zaczęła, grzebiąc w swoim plecaku, który dopiero ściągnęła z łopatek, kiedy przysiadłem naprzeciwko niej.
– To bez znaczenia – mruknąłem pod nosem. – Nie jestem wybredny.
Wziąłem pierwsze z brzegu pudło i otworzyłem. Ciepła, przyjemna woń razem z zapachem kurczaka i papryki przekonała mnie do tego, że byłem potwornie głodny.
– Szlag, nie to! – krzyknęła.
– Co?
– Nie to! Otwórz drugie!
– O czym ty mówisz, Mia?
– Weź drugą pizzę!
Więc ta duża była dla niej? W takim razie po co przysunęła mi ją pod nos? W przypływie gniewu, szarpnąłem i chwyciłem, robiąc dokładnie to, co chciała. Podniosłem wierzch drugiego, cholernego pudełka. Miało na sobie szynkę, salami, pieczarki i dodatkowy ser. I czerwoną świeczkę na środku.
Odczekała sekundę i nachyliła się, sięgając do knota i odpalając go zapalniczką.
– Najlepszego, Taiga – wyrecytowała tylko.
Zdębiałem. Patrzyłem się dokładnie w ten jeden punkt, mrugając powiekami. Nawet nawoływania żołądka chwilowo ucichły. Czy to już dziś? Skąd w ogóle o tym wiedziała? Sam nawet o tym nie pamiętałem. Pewnie upomniałby mnie dopiero telefon od rodziców.
W tym samym czasie kątem oka widziałem, jak Mia unosiła ponad wysokość swojej głowy trójkącik pizzy i oderwała zębami jego czubek, a drugą ręką przetrzymywała spadający z wierzchu ser. I przez cały ten czas uśmiechała się triumfalnie.
Dotarło do mnie, że pofatygowała się o tyle niepotrzebnych rzeczy. Świeczka. Trzy kartony pizzy, niesionej przez kilkuset metrową drogę. Dodatkowo o tak późnej porze zupełnie sama przemierzając ulice Tokio. Po co w ogóle było to wszystko?


– Dzięk… dziękuję, Mia – wydukał w końcu, choć nadal spłoszenie i niepewnie. Jeszcze przed chwilą patrzył na mnie jak na wariatkę, a ja zaczynałam czuć się z tym faktem źle, bo zbyt często patrzył na mnie w ten sposób.
– Robi się zimna – oświadczyłam mu, żeby ratować go zakłopotania i wymusić na nim jakąś reakcję. Najwyraźniej tego właśnie potrzebował.
– Nie musiałaś tego robić – dodał.
– Mówisz o sposobie, w jakim na całym świecie obchodzi się czyjeś urodziny?
– Ale naprawdę… ty nie musiałaś.
Oderwał w końcu kawałek jednego kawałka. Jego ruchy nadal tak niepewne i roztropne, że aż do niego niepasujące.
– Wyluzuj – rzuciłam pobieżnie i odchyliłam lekko głowę, spoglądając za okno. Prawdę mówiąc, im bliżej było mi do wyjazdu, tym bardziej nie chciało mi się stąd jechać. Miasto mieniło się wieloma kolorami, zupełnie jak okna w pobliskich, osiedlowych blokach i wyglądało nadzwyczaj ślicznie. Żałowałam nawet, że przyszły rok szkolny zmuszona byłam spędzić w Akicie.
– Nie chcesz może spróbować? – zaproponował mi kawałek ze swojej pizzy o średnicy pięćdziesięciu centymetrów. Sugerowałam się wspomnieniem, kiedy pierwszy raz znalazłam się w tym mieszkaniu i obserwowałam obraz niemal idealnie nakładający się z aktualnym. Na znak chłopaka o jasnoniebieskich włosach ze swojej drużyny, przywlókł sobie pod nos niemal takie same wielkościowo kartony pizzy, przerywając rozmowę z Tatsuyą. Siedziałam na rogu jednej z kanap, cisnąc się tuż obok zrażonego i niezadowolonego Atsushi'ego, który wciskał w siebie końcówkę solonych krakersów.
– Nie, moja w zupełności mi wystarczy. Dwie godziny temu jadłam kolację – odparłam, nie zdejmując wzroku z szyby. Było mi jakoś nadzwyczaj wygodnie i międzyczasie zajadałam się swoją hawajską. Komentator w telewizorze wykrzyczał coś po angielsku, przez co zrobiło mi się jeszcze bardziej swojo.
– Nie chcesz przenieść się na kanapę? – zapytał mnie nagle.
– Nie, lubię siedzieć na podłodze – automatycznie ścisnęłam w dłoni puch dywanu obok i nie odrywając głowy, odparłam. – Jeśli chcesz obejrzeć, to idź.
– Nie chcę – syknął niemal od razu. – Oglądałem to z nudów.
Taiga zdawał się coraz śmielej pochłaniać jedzenie, do tego zupełnie tak, jakby nie karmiono go od rana. Skontrolował moją perspektywę widoku z okna. Powiódł wzrokiem może dwa razy po widocznej panoramie, po czym niepewnie opuścił wzrok na podłogę. Oparł głowę o szeroką dłoń i patrząc w stronę szafki w kącie, zaproponował nieśmiało:
– Nie chcesz zjeść na balkonie?
Ale tym razem trafił. Sama o tym nawet nie pomyślałam. Kiwnęłam głową, momentalnie podnosząc się i zabierając pudełko. Kagami w tym czasie uchylił drzwi i puścił mnie przed sobą.
Zanim zdążyłam się usadowić, wrócił i obszedł mnie z prawej strony, rozkładając koc na zimnej posadzce. Poczęłam znosić na balkon swoje, jak i jego pudełko z zaledwie połową pozostałego mu placka, kiedy on nalewał szklanki wodą. Rzuciłam je przed siebie i rozsiadłam wygodnie, a Taiga wrócił z napojami. Do środka wrzucił jeszcze po plasterku cytryny.
– Dziękuję – odparłam, przechwytując szklankę. Kiwnął głową, upijając dwa ogromne łyki.
Temperatura wyraźnie spadła, a chłód bił także od kafelek, więc wyobrażałam sobie, jak ciężko byłoby wytrzymać tu bez skrawka materiału, który przyniósł. Zdążyłam ochłonąć po szybkim truchcie z dodatkowymi kilogramami w dłoniach, więc czułam to zdecydowanie dosadniej niż w drodze na miejsce, podekscytowana i z nadzieją, że wypieki nie zdążą wystygnąć. Mniemałam jednak, że temperatura dania nie robi mu większej różnicy, bo właśnie pochłaniał ostatni kawałek.
Przekonałam się dopiero teraz, że dobrze postąpiłam, kupując nowy papier, kiedy wyciągałam z plecaka pakunek. Gdybym dała mu w tym samym, co prezent od Tatsuyi, byłoby mi zwyczajnie głupio, choć zakładałam, że Taiga w ogóle by się nie zorientował. Niemniej jednak szary papier przewiązany czerwoną, matową wstążką, podobał mi się w efekcie końcowym o wiele bardziej.
Podsunęłam mu zawiniątko tuż pod nos. Różki papieru zahaczały o jego odkryte udo, bo miał na sobie zaledwie krótkie spodenki i bezrękawnik. Miałam wrażenie, że poziom temperatury jaka panowała, była niewystarczająco niska, by mogła na niego oddziaływać. Że dopiero uchodziło z niego ciepło, którym słońce nagrzało go za dnia na boisku. Mimo nocy zdołałam wyłapać, że nawet kolor skóry miał ciemniejszy od mojej, choć jego opalenizna wpadała raczej w czerwonawe pigmenty.
– A to co znowu?
– Otwórz.
– Ale...
– Otwieraj, bo jestem ciekawa twojej reakcji – wyznałam wprost.
Ujął w dłonie prezent, obracając go w palcach z ostrożnością, co powtarzał niezmiennie przez jakieś dziesięć sekund. Czułam, że chce coś powiedzieć, nie do końca wiedząc jak i zwyczajnie przedłuża tę czynność, by dać sobie czas. Cały ten proces przyprawił mnie o kolejne déjà vu wydarzenia sprzed początku miesiąca. Uznałam, że to zabawne, że nasza relacja dotarła do tego stopnia, że nawet ja poczułam się w obowiązku przynieść mu coś z okazji jego urodzin.
Nie chciałam go popędzać. Zdjęłam z niego wzrok, by odjąć mu presji i beztrosko wepchnęłam sobie do ust różek przedostatniego kawałka z ogromnym kawałkiem owoca. W tym samym czasie usłyszałam szelest rozrywanego papieru.
– Koszulka Lakers’ów – powiedział informująco, badając ją wzrokiem i palcami. Właśnie dlatego postanowiłam dać mu ją po zjedzeniu, żeby uniknąć tłustych plam albo śladów mąki. Bałam się jednak, że może zwyczajnie powinnam wręczyć je w innej kolejności.
– Oryginalna – dodałam, przełykając kęs. – Całkiem świeża.
– Jak ją dostałaś?
– Akurat mama była na miejscu. Poprosiłam ją o przysługę dla bliskiego przyjaciela Tatsuyi – wytłumaczyłam, przechylając szklankę z wodą do góry.
– Rozumiem – odpowiedział jedynie.
– Będziesz miał co założyć jak wrócisz.
– Nie mieszkamy w Los Angeles…
– Wiem – przerwałam mu. – Ale to najbliżej od nas.
Prychnął pod nosem na mój nieprofesjonalizm, ale zignorowałam to. Nie mogłam ryzykować dziwnych podejrzeń ze strony Tatsyui, żeby wyciągać od niego nazwę jego ulubionego klubu. Niekontrolowanie mogłoby się to przenieść na moją rodzinę, co groziłoby głupimi sugestiami, wycelowanymi prosto w naszą stronę. Nie w przypadku, kiedy już jutro miałam tam być.
– Dziękuję – wydukał w końcu. Ściskał koszulkę w piąstce, choć nie wiedziałam, że to w ogóle możliwe. – Nie musiałaś aż tak się fatygować, Mia.
– To nie fatyga, a prezent – poprawiłam go.
– Wysyłka też kosztuje. I jeszcze te pizze – urwał, szturchając palcem puste, półprzymknięte pudło. – Ile za nie dałaś?
– Oszalałeś – stwierdziłam. – To część składowa prezentu. Nie oddasz mi za to pieniędzy.
– To za dużo, Mia. O wiele za dużo – upierał się dalej i beznamiętne w nie wpatrywał. Nie wiedziałam, czy chce podziękować mi jeszcze raz, czy może myśli o czymś zupełnie innym, ale prawdopodobnie zrozumiał, że dalsze przekonywania i ciągnięcie tematu nie ma większego sensu, bo westchnął jedynie poddańczo i milczał jeszcze przez jakiś czas. Niemniej jednak chyba przychodziło mu to z trudem, bo z poirytowanym wyrazem twarzy, podrapał się po pomarszczonym czole.
– Rozmiar będzie dobry? – dopytałam, kiedy odsuwał od siebie papier, w który wcześniej odłożył koszulkę.
– Tak, jest okej – odpowiedział od razu.
– Naprawdę? – strzelałam. Kompletnie. Narysowałam mamie sylwetkę i poparła mnie w tym, że powinna być w porządku, ale moje celowanie było tylko i wyłącznie gdybaniem.
– Skąd wiedziałaś? – wyparował nagle.
– O czym?
– O urodzinach. Skąd wiedziałaś, że to dzisiaj.
W zasadzie to zwyczajnie pamiętałam tę datę od momentu, w którym podarowałam mu prezent od Tatsuyi. Jednak nie na tyle, bym sama z siebie przypomniała sobie o nich z dnia na dzień. Dopiero wieść Minako na temat imprezy urodzinowej, którą zamierzali mu wyprawić, sprawiła, że ten dzień na dobre wyrył mi się w pamięci do tego stopnia, że stał się też datą w pewien sposób wyczekiwaną.
Poza tym, na samą myśl o dzisiejszym przyjęciu zrobiło mi się w jakiś sposób smutno. Zazdrościłam sobie przede wszystkim tego, że nie mogłam uczestniczyć w przygotowaniach i wybieraniu dekoracji, którym można byłoby przystroić pokój. O ile w ogóle ktokolwiek zamierzał to zrobić. Szlag. Temu salonowi pisane były złote girlandy i balony w każdym rogu, bo minimalizm Japonii i Kagamiego zarazem były zbyt skromnym i prostym połączeniem.
– Pamiętałam co nieco – napomknęłam jedynie i zerknęłam na niego z delikatnie szelmowskim uśmiechem, na co on odwrócił wzrok i całkowicie swoją głowę, patrząc przed siebie. Przysunęłam mu swoje pudełko z ostatnim kawałkiem pizzy. – Możesz zjeść. Nie dam już rady.
Nie oponował. Skontrolował jedynie najpierw moją twarz, a potem sylwetkę i przejął kawałek, zabierając go w dłoniach. Ruch na ulicach stopniowo malał, a światła w oknach szybko gasły. Tokio powoi kładło się do snu.
– Nie chcesz bluzy?
Raptownie podniosłam brodę i kątem oka skontrolowałam jego wyraz twarzy – nadzwyczaj troskliwy. Badał mnie niepewnie, patrząc jakby spod byka i czekał na odpowiedź. Zdążyłam zamyślić się przez ten moment zbyt intensywnie, bo widok pochłonął mnie całkowicie, po czym odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Nie, dzięki. Jest przyjemnie.
Omackiem odnalazłam dłonią plecak i przysunęłam go do siebie, po czym dodałam, całkowicie, zupełnie, kompletnie niechętnie.
– W zasadzie to będę się zbierać, Taiga.
Wyprostował się i spojrzał na mnie ponownie. Widziałam niezrozumienie na jego twarzy, dlatego sprostowałam.
– Muszę wstać na samolot o siódmej.
– No tak – mruknął, choć miałam wrażenie, że odświeżyłam mu pamięć tą informacją, a nie że sam z siebie zdawał sobie z niej sprawę. Że to już dzisiaj. Westchnął kolejny raz.
– Pozdrów ode mnie Tatsuyę.
Spojrzałam na niego. Wpatrywał się w kafelki i uśmiechał niemo.
– Nie chcesz wrócić do domu? Nawet na chwile, tydzień, dwa? – miałam bowiem wrażenie, że jego refleksja, w którą wyraźnie momentalnie popadł, kierowana była nie tylko w stronę Himuro, ale wszystkiemu, co z nim związane.
– Wracam dopiero na święta. Możliwe, że rodzice wpadną tu do tego czasu.
– Rozumiem – odparłam cicho, podnosząc się z miejsca. – Przekażę mu, na pewno.
Z bólem odrywałam oczy od widoku, który jak nigdy, wydawał mi się tak wyjątkowo śliczny. Żałowałam, że nie znalazłam się tu wcześniej i nie mogłam w spokoju nim napawać. Z kolei chłód nocy po kolejnym, parnym dniu w Tokio był jak ukojenie. Towarzystwo chłopaka po wysłuchiwaniu lamentu Eriko na wieść o wyjeździe, również.
Nic, co powinno, nie motywowało mnie to opuszczenia Tokio i powrotu do domu, czego od kilku tygodni tak bardzo chciałam.
Zgarnęłam plecak i poleciałam do przedpokoju. Wsunęłam trampki na stopy i przyglądałam się, jak Kagami wolno doczołguje się tuż za mną, prawą dłonią gładząc się po pełnym brzuchu. W którymś momencie schylił się, żeby zrobić dokładnie to samo. Dopytałam jednak dla pewności:
– Co ty robisz?
– Jest już późno. Nie możesz wracać sama, Mia.
– Zwariowałeś? – parsknęłam, może nieco zbyt głośno, bo poderwał głowę i spojrzał na mnie niezrozumiale i z nutą typowej dla niego irytacji, ściągając brwi.
– To blisko – sprostowałam, kojąc ton. – Poradzę sobie.
– To bez znaczenia – odpowiedział mi.
– To nie Ameryka, Taiga – wyjaśniłam mu pouczająco i splatając ręce na klatce. – Tu jest bezpiecznie.
– Mieszkasz tu krócej niż ja, więc uznajmy, że wiem na ten temat więcej – dodał znowu, a mi zrobiło się gorąco. Odruchowo przejechałam paznokciami po skórze zbyt mocno. – Tak będzie bezpieczniej.
Chłopak chyba nie zamierzał zmienić zdania ani wziąć po uwagę mojego, bo schylał się, by rozwiązać sznurówkę, która zaplątana zbyt ścisło, nie pozwalała mu przecisnąć stopy. Bez wahania, odepchnęłam się od ściany i stanęłam w progu. 
– Sto lat, Taiga – powiedziałam cicho. – Wyśpij się lepiej – po czym pomknęłam w dół po klatce schodowej, nie wiedząc nawet z jakim wyrazem twarzy go zostawiłam, bo zależało mi na tym, by jak najszybciej znaleźć się na dole. Usłyszałam jak nawołuje mnie po imieniu, które odbijało się echem kiedy biegłam i odetchnęłam z ulgą, kiedy za trzecim, mijanym rogiem ulicy przekonałam się, że nie wybiegł za mną.


Wkraczamy w jesień, moi drodzy. Następny rozdział będzie chyba dużym przeskokiem w czasie, bodajże o miesiąc, jeśli nic się nie zmieni. No i przepraszam za tak krótką perspektywę Kagamiego – w sumie to chce ich totalnie nie dawać, ale scenę wejścia od samego początku widziałam tylko i wyłącznie z jego strony i chyba musiałam.


4 komentarze:

  1. Ty cipo! DLACZEGO ZA NIĄ NIE POBIEGŁ?! W głowie już miałam, że on wstaje z klęczek i biegnie za nią, łapie ją za ramię i odprowadza. Jak mogłaś coś takiego zrobić. ;/ Nie wybaczę. Tak już się nastawiłam, no. XD Jeny, ja czytałam i tyle widziałam tutaj różnych scenek takich jakichś z dupy zupełnie dodatkowych, taką bliskość się czuło, ale nie jakoś zbyt wielką, żebyś zaraz sobie nie ujebała czegoś i nie zmieniła albo rozdziału nie cofnęła. Jak świetnie się to czytało, jak milutko! Jejku. I dała mu koszulkę Lakers'ów. <3 To mnie podbiło totalnie. Serducho mam wielkie. Wgl ten rozdział jakoś tak mi jeszcze bardziej Mię przybliżył. Taka fajna tutaj była, jak z nim rozmawiała, jak przyszła do niego z pizzą. Mój ulubiony rozdziałek jak dotąd!!! Trochę na końcu liczyłam, że będzie wzmianka o tym treningu, na który wiesz zaprosili Mię w ostatnim rozdziale, ale ni było. Plz, zrób to dla mnie i napisz, że w dniu powrotu ona idzie na ten trening. Cokolwiek, niech już się dziewczyna nie czuje zmieszana ani nic! Tam ją wszyscy pokochają, hahah, już nasza w tym głowa!
    Aż się zajarałam i zaraz pójdę u sb pisać. Albo sobie Last Game znowu obejrze. Tego nigdy za wiele. <3
    Piękny Kagam.
    Seksi Aomine.
    Mniam mniam Mukun.
    Same ciastka. Same cukiereczki.
    Uch, dlaczego tacy to tylko animowani albo w książkach. ;/ Ubolewam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale dotknął jej ręki, a ona poczuła coś... to takie jarające. Chyba nawet bardziej niż kiedy ja piszę o swoich. Czytać takie smakowitości!

      Usuń
    2. No zrobiłam z niego ciotkę, która nie założyła na czas butkuf. ALE KTO POWIEDZIAŁ, ŻE NIE WYBIEGŁ, MOŻE WYBIEGŁ I NIE MÓGŁ JEJ ZNALEŹĆ, BO NIE PAMIĘTA DROGI, CO NIE? To przecież nawet do niego pasi. xD
      Meeeh, tylko ta sprawa z Minako mnie męczy trochę, ją bym chciała edytować, ale w sumie spoko opcję mi podsunęłaś. Poza tym nie miałabym co z tym teraz zrobić. Ciężko by mi było.
      Iee tam, ona o tym nie pamięta. XD nie będzie zmieszana, spoko ziom.
      no chciałam takie pierwsze akcenciki słodkości powstawiać, no nie. <3

      Usuń
  2. EJ EJ EJ EJ EJ EJ EJ EJ
    NO KURDE EEEEEEEEEEEEEEEEJ
    Co to było za zakończenie ja się pytam?! Serio ot tak ją puścił? MIESZKA TAM DŁUŻEJ, PAMIĘTAŁBY DROGĘ!
    PRZEKLĘTA SZNURÓWKA!
    Twój rozdział chyba tylko podsycił faze na film Kuroko, serio. Ja pierdziele.
    W ogóle Mia ścisnęła mnie za serce swoim urokiem w tym rozdziale. Ja sobie wyobraziłam jak ona tak stoi pod tymi drzwiami i trzyma tę pizzę ♥ No i te małe geściki. Załącza mi się fangirling mode!
    I w ogóle te urodzinki, ten balkonik! AAAAAA! Kurde! To było takie lekkie, takie milutkie, cudniutkie. Ja jestem zachwycona. Awwww kocham to, kocham!

    OdpowiedzUsuń