Klapnąłem
na kanapie do odpalonego od kilku godzin telewizora, sprowokowany
dopiero przez dziennikarza zapowiadającego mecz. Jeszcze chwilę
temu zdążyłem schować do lodówki porcję na jutrzejszy obiad, a
trzydzieści minut wcześniej zaledwie zwlec się z łóżka po
kilkugodzinnej drzemce i wcześniejszym treningu. Riko zdecydowanie
uwzięła się na nas z niewiadomych przyczyn przez ostatnie dni i
ciągle wyciągała nas na ćwiczenia na zewnątrz. Cuchnąłem, bo
nie zdążyłem wejść po prysznic, a jedynie pozbyć się koszulki,
choć to w zasadzie niewiele zmieniało.
Rozłożyłem
się wygodnie w idealnej synchronizacji z powtórzonym trzykrotnie
dzwonkiem do drzwi. Niekontrolowanie napięły mi się mięśnie i
odruchowo zerknąłem na zegarek. Były może dwie minuty po północy.
Nie tylko nie spodziewałbym się nikogo o tej porze, ale także
najmniej oczekiwał, mimo że na zmęczenie aktualnie nie mogłem
narzekać. Wstałem, odrzucając pilot w poduszki i zorientowałem
się w porę, żeby zahaczyć o szafkę w swoim pokoju i wziąć z
niej czystą koszulkę. Westchnąłem jeszcze, zanim nacisnąłem
klamkę.
Za
drzwiami czekały trzy pudełka z wymalowanymi na czerwono
emblematami tutejszej, niedalekiej pizzerii, ułożone równo na
drobnych, kobiecych dłoniach. Brodą przytrzymywała całą tę
konstrukcję od góry, a pojedyncze kosmki nieokiełzanych,
sterczących jasnych pukli okalały jej zmęczoną i lekko
zaczerwienioną twarz.
– Masz
chwilę, no nie? – zapytała przytłumionym głosem, skupiona na
swojej czynności.
– O
tej porze ludzie kładą się spać, o ile już tego nie robią –
oświadczyłem jej, jakoby nie zdawała sobie z tego sprawy. W
zasadzie istniało takie prawdopodobieństwo. Nie raz zaskoczyła
mnie czymś, co dziewięćdziesięciu dziewięciu procentom
społeczności wydaje się oczywiste, a dla niej – widocznie nie.
– Ale
ty akurat nie śpisz, więc świetnie się składa – dopowiedziała
sobie szybko pod nosem i wparowała do środka, zmuszając mnie do
przesunięcia się pod ścianę przedpokoju.
– Co
to jest, Mia? – upomniałem ją pytaniem.
– Nie
zadawaj głupich pytań. Doskonale wiesz, co jest w środku.
Ciśnienie
mi skoczyło. Co głupiego w tym widziała? Oczywiście, że
doskonale zdawałem sobie sprawę, co właśnie przyniosła, ale
pytanie obejmowało większy zakres informacji, które chciałem
uzyskać, na czele z tym, co tutaj robiła. Każdy domyśliłby się,
że oczekiwałem wyjaśnień. Pakowała się w końcu do mojego
mieszkania w środku nocy. Czy do wszystkich swoich znajomych wpadała
z takimi niespodziewanymi wizytami o tej porze? Miałem jej to
powiedzieć, kiedy w tym samym momencie zahaczyła rogiem pudełka o
ścianę.
– Przeniosę
je – odparłem twierdząco i zanim postawiła jakikolwiek krok,
objąłem pudełka, chcąc je od niej przejąć, nawet siłą.
Zupełnie niecelowo natknąłem się na jej dłonie, które
rozpostarła na szerokość całego spodu. Nie uciekła przed
dotykiem, choć wyczułem, że mimowolnie zadrżała, na moment
łapiąc moje spojrzenie.
– Dam
radę – wyrzuciła szybko, maszerując przed siebie. Ściągnęła
buty bez użycia rąk, rzucając nimi z rozmachu o ścianę i
poczłapała dalej. Cały czas w lekkim spięciu obserwowałem jej
ruchy, by w każdej chwili do niej doskoczyć i asekurować pudełka
pizzy. Jednak w całkiem zgrabnych ruchach dotarła metr od balkonu,
po czym rozłożyła się na podłodze. Podparta o ręce, kucnęła i
zsunęła najmniejszy karton, który zostawiła tuż przy sobie, dwa
większe przysuwając w moją stronę.
– Smacznego,
Taiga – odparła, przyglądając mi się z wdzięcznym uśmiechem i
czekając na moją reakcję.
Świat
oszalał. Czy miałem jeszcze jakieś szanse dowiedzieć
się, o co chodziło?
– Mia,
chciałbym najpierw...
– Oj,
siadaj i jedz! – przerwała mnie i ponagliła mnie, uchylając
wieczko swojego kartonu, jak gdyby sugerując mi to, co i ja
powinienem zrobić. Na jej cieście dostrzegłem kawałki szynki,
mozarelli i ananasa. – Miałam ochotę zjeść z kimś kolację.
Tyle – wyjaśniła krótko.
– A
ta twoja… koleżanka?
Oderwała
kawałek mięsa od rozciągającego się sera i pomachała nim
sugestywnie.
– Wyłupałaby
mi za to oczy. A potem płakała nade mną i martwym zwierzęciem.
Cholera,
nie mogła zrobić tego wcześniej? Przestały zaskakiwać mnie jej
niezapowiedziane wizyty, ale nie sądziłem, że zaskoczy mnie porą.
Co następne? Przyjdzie o piątej rano czy przyprowadzi kogoś ze
sobą?
– Nie
wiem jakie lubisz, ale mam nadzieję, że ci podpasuje – zaczęła,
grzebiąc w swoim plecaku, który dopiero ściągnęła z łopatek,
kiedy przysiadłem naprzeciwko niej.
– To
bez znaczenia – mruknąłem pod nosem. – Nie jestem wybredny.
Wziąłem
pierwsze z brzegu pudło i otworzyłem. Ciepła, przyjemna woń razem
z zapachem kurczaka i papryki przekonała mnie do tego, że byłem
potwornie głodny.
– Szlag,
nie to! – krzyknęła.
– Co?
– Nie
to! Otwórz drugie!
– O
czym ty mówisz, Mia?
– Weź
drugą pizzę!
Więc
ta duża była dla niej? W takim razie po co przysunęła mi ją pod
nos? W przypływie gniewu, szarpnąłem i chwyciłem, robiąc
dokładnie to, co chciała. Podniosłem wierzch drugiego, cholernego
pudełka. Miało na sobie szynkę, salami, pieczarki i dodatkowy ser.
I czerwoną świeczkę na środku.
Odczekała
sekundę i nachyliła się, sięgając do knota i odpalając go
zapalniczką.
– Najlepszego,
Taiga – wyrecytowała tylko.
Zdębiałem.
Patrzyłem się dokładnie w ten jeden punkt, mrugając powiekami.
Nawet nawoływania żołądka chwilowo ucichły. Czy to już dziś?
Skąd w ogóle o tym wiedziała? Sam nawet o tym nie pamiętałem.
Pewnie upomniałby mnie dopiero telefon od rodziców.
W
tym samym czasie kątem oka widziałem, jak Mia unosiła ponad
wysokość swojej głowy trójkącik pizzy i oderwała zębami jego
czubek, a drugą ręką przetrzymywała spadający z wierzchu ser. I
przez cały ten czas uśmiechała się triumfalnie.
Dotarło
do mnie, że pofatygowała się o tyle niepotrzebnych rzeczy.
Świeczka. Trzy kartony pizzy, niesionej przez kilkuset metrową
drogę. Dodatkowo o tak późnej porze zupełnie sama przemierzając
ulice Tokio. Po co w ogóle było to wszystko?
– Dzięk…
dziękuję, Mia – wydukał w końcu, choć nadal spłoszenie i
niepewnie. Jeszcze przed chwilą patrzył na mnie jak na wariatkę, a
ja zaczynałam czuć się z tym faktem źle, bo zbyt często patrzył
na mnie w ten sposób.
– Robi
się zimna – oświadczyłam mu, żeby ratować go zakłopotania i
wymusić na nim jakąś reakcję. Najwyraźniej tego właśnie
potrzebował.
– Nie
musiałaś tego robić – dodał.
– Mówisz
o sposobie, w jakim na całym świecie obchodzi się czyjeś
urodziny?
– Ale
naprawdę… ty nie musiałaś.
Oderwał
w końcu kawałek jednego kawałka. Jego ruchy nadal tak niepewne i
roztropne, że aż do niego niepasujące.
– Wyluzuj
– rzuciłam pobieżnie i odchyliłam lekko głowę, spoglądając
za okno. Prawdę mówiąc, im bliżej było mi do wyjazdu, tym
bardziej nie chciało mi się stąd jechać. Miasto mieniło się
wieloma kolorami, zupełnie jak okna w pobliskich, osiedlowych
blokach i wyglądało nadzwyczaj ślicznie. Żałowałam nawet, że
przyszły rok szkolny zmuszona byłam spędzić w Akicie.
– Nie
chcesz może spróbować? – zaproponował mi kawałek ze swojej
pizzy o średnicy pięćdziesięciu centymetrów. Sugerowałam się
wspomnieniem, kiedy pierwszy raz znalazłam się w tym mieszkaniu i
obserwowałam obraz niemal idealnie nakładający się z aktualnym.
Na znak chłopaka o jasnoniebieskich włosach ze swojej drużyny,
przywlókł sobie pod nos niemal takie same wielkościowo kartony
pizzy, przerywając rozmowę z Tatsuyą. Siedziałam na rogu jednej z
kanap, cisnąc się tuż obok zrażonego i niezadowolonego
Atsushi'ego, który wciskał w siebie końcówkę solonych krakersów.
– Nie,
moja w zupełności mi wystarczy. Dwie godziny temu jadłam kolację
– odparłam, nie zdejmując wzroku z szyby. Było mi jakoś
nadzwyczaj wygodnie i międzyczasie zajadałam się swoją hawajską.
Komentator w telewizorze wykrzyczał coś po angielsku, przez co
zrobiło mi się jeszcze bardziej swojo.
– Nie
chcesz przenieść się na kanapę? – zapytał mnie nagle.
– Nie,
lubię siedzieć na podłodze – automatycznie ścisnęłam w dłoni
puch dywanu obok i nie odrywając głowy, odparłam. – Jeśli
chcesz obejrzeć, to idź.
– Nie
chcę – syknął niemal od razu. – Oglądałem to z nudów.
Taiga
zdawał się coraz śmielej pochłaniać jedzenie, do tego zupełnie
tak, jakby nie karmiono go od rana. Skontrolował moją perspektywę
widoku z okna. Powiódł wzrokiem może dwa razy po widocznej
panoramie, po czym niepewnie opuścił wzrok na podłogę. Oparł
głowę o szeroką dłoń i patrząc w stronę szafki w kącie,
zaproponował nieśmiało:
– Nie
chcesz zjeść na balkonie?
Ale
tym razem trafił. Sama o tym nawet nie pomyślałam. Kiwnęłam
głową, momentalnie podnosząc się i zabierając pudełko. Kagami w
tym czasie uchylił drzwi i puścił mnie przed sobą.
Zanim
zdążyłam się usadowić, wrócił i obszedł mnie z prawej strony,
rozkładając koc na zimnej posadzce. Poczęłam znosić na balkon
swoje, jak i jego pudełko z zaledwie połową pozostałego mu
placka, kiedy on nalewał szklanki wodą. Rzuciłam je przed siebie i
rozsiadłam wygodnie, a Taiga wrócił z napojami. Do środka wrzucił
jeszcze po plasterku cytryny.
– Dziękuję
– odparłam, przechwytując szklankę. Kiwnął głową, upijając
dwa ogromne łyki.
Temperatura
wyraźnie spadła, a chłód bił także od kafelek, więc
wyobrażałam sobie, jak ciężko byłoby wytrzymać tu bez skrawka
materiału, który przyniósł. Zdążyłam ochłonąć po szybkim
truchcie z dodatkowymi kilogramami w dłoniach, więc czułam to
zdecydowanie dosadniej niż w drodze na miejsce, podekscytowana i z
nadzieją, że wypieki nie zdążą wystygnąć. Mniemałam jednak,
że temperatura dania nie robi mu większej różnicy, bo właśnie
pochłaniał ostatni kawałek.
Przekonałam
się dopiero teraz, że dobrze postąpiłam, kupując nowy papier,
kiedy wyciągałam z plecaka pakunek. Gdybym dała mu w tym samym, co
prezent od Tatsuyi, byłoby mi zwyczajnie głupio, choć zakładałam,
że Taiga w ogóle by się nie zorientował. Niemniej jednak szary
papier przewiązany czerwoną, matową wstążką, podobał mi się w
efekcie końcowym o wiele bardziej.
Podsunęłam
mu zawiniątko tuż pod nos. Różki papieru zahaczały o jego
odkryte udo, bo miał na sobie zaledwie krótkie spodenki i
bezrękawnik. Miałam wrażenie, że poziom temperatury jaka
panowała, była niewystarczająco niska, by mogła na niego
oddziaływać. Że dopiero uchodziło z niego ciepło, którym słońce
nagrzało go za dnia na boisku. Mimo nocy zdołałam wyłapać, że
nawet kolor skóry miał ciemniejszy od mojej, choć jego opalenizna
wpadała raczej w czerwonawe pigmenty.
– A
to co znowu?
– Otwórz.
– Ale...
– Otwieraj,
bo jestem ciekawa twojej reakcji – wyznałam wprost.
Ujął
w dłonie prezent, obracając go w palcach z ostrożnością, co
powtarzał niezmiennie przez jakieś dziesięć sekund. Czułam, że
chce coś powiedzieć, nie do końca wiedząc jak i zwyczajnie
przedłuża tę czynność, by dać sobie czas. Cały ten proces
przyprawił mnie o kolejne déjà
vu wydarzenia sprzed początku miesiąca. Uznałam, że
to zabawne, że nasza relacja dotarła do tego stopnia, że nawet ja
poczułam się w obowiązku przynieść mu coś z okazji jego
urodzin.
Nie
chciałam go popędzać. Zdjęłam z niego wzrok, by odjąć mu
presji i beztrosko wepchnęłam sobie do ust różek przedostatniego
kawałka z ogromnym kawałkiem owoca. W tym samym czasie usłyszałam
szelest rozrywanego papieru.
– Koszulka
Lakers’ów – powiedział informująco, badając ją wzrokiem i
palcami. Właśnie dlatego postanowiłam dać mu ją po zjedzeniu,
żeby uniknąć tłustych plam albo śladów mąki. Bałam się
jednak, że może zwyczajnie powinnam wręczyć je w innej
kolejności.
– Oryginalna
– dodałam, przełykając kęs. – Całkiem świeża.
– Jak
ją dostałaś?
– Akurat
mama była na miejscu. Poprosiłam ją o przysługę dla bliskiego
przyjaciela Tatsuyi – wytłumaczyłam, przechylając szklankę z
wodą do góry.
– Rozumiem
– odpowiedział jedynie.
– Będziesz
miał co założyć jak wrócisz.
– Nie
mieszkamy w Los Angeles…
– Wiem
– przerwałam mu. – Ale to najbliżej od nas.
Prychnął
pod nosem na mój nieprofesjonalizm, ale zignorowałam to. Nie mogłam
ryzykować dziwnych podejrzeń ze strony Tatsyui, żeby wyciągać od
niego nazwę jego ulubionego klubu. Niekontrolowanie mogłoby się to
przenieść na moją rodzinę, co groziłoby głupimi sugestiami,
wycelowanymi prosto w naszą stronę. Nie w przypadku, kiedy już
jutro miałam tam być.
– Dziękuję
– wydukał w końcu. Ściskał koszulkę w piąstce, choć nie
wiedziałam, że to w ogóle możliwe. – Nie musiałaś aż tak się
fatygować, Mia.
– To
nie fatyga, a prezent – poprawiłam go.
– Wysyłka
też kosztuje. I jeszcze te pizze – urwał, szturchając palcem
puste, półprzymknięte pudło. – Ile za nie dałaś?
– Oszalałeś
– stwierdziłam. – To część składowa prezentu. Nie oddasz mi
za to pieniędzy.
– To
za dużo, Mia. O wiele za dużo – upierał się dalej i beznamiętne
w nie wpatrywał. Nie wiedziałam, czy chce podziękować mi jeszcze
raz, czy może myśli o czymś zupełnie innym, ale prawdopodobnie
zrozumiał, że dalsze przekonywania i ciągnięcie tematu nie ma
większego sensu, bo westchnął jedynie poddańczo i milczał
jeszcze przez jakiś czas. Niemniej jednak chyba przychodziło mu to
z trudem, bo z poirytowanym wyrazem twarzy, podrapał się po
pomarszczonym czole.
– Rozmiar
będzie dobry? – dopytałam, kiedy odsuwał od siebie papier, w
który wcześniej odłożył koszulkę.
– Tak,
jest okej – odpowiedział od razu.
– Naprawdę?
– strzelałam. Kompletnie. Narysowałam mamie sylwetkę i poparła
mnie w tym, że powinna być w porządku, ale moje celowanie było
tylko i wyłącznie gdybaniem.
– Skąd
wiedziałaś? – wyparował nagle.
– O
czym?
– O
urodzinach. Skąd wiedziałaś, że to dzisiaj.
W
zasadzie to zwyczajnie pamiętałam tę datę od momentu, w którym
podarowałam mu prezent od Tatsuyi. Jednak nie na tyle, bym sama z
siebie przypomniała sobie o nich z dnia na dzień. Dopiero wieść
Minako na temat imprezy urodzinowej, którą zamierzali mu wyprawić,
sprawiła, że ten dzień na dobre wyrył mi się w pamięci do tego
stopnia, że stał się też datą w pewien sposób wyczekiwaną.
Poza
tym, na samą myśl o dzisiejszym przyjęciu zrobiło mi się w jakiś
sposób smutno. Zazdrościłam sobie przede wszystkim tego, że nie
mogłam uczestniczyć w przygotowaniach i wybieraniu dekoracji,
którym można byłoby przystroić pokój. O ile w ogóle ktokolwiek
zamierzał to zrobić. Szlag. Temu salonowi pisane
były złote girlandy i balony w każdym rogu, bo minimalizm Japonii
i Kagamiego zarazem były zbyt skromnym i prostym połączeniem.
– Pamiętałam
co nieco – napomknęłam jedynie i zerknęłam na niego z
delikatnie szelmowskim uśmiechem, na co on odwrócił wzrok i
całkowicie swoją głowę, patrząc przed siebie. Przysunęłam mu
swoje pudełko z ostatnim kawałkiem pizzy. – Możesz zjeść. Nie
dam już rady.
Nie
oponował. Skontrolował jedynie najpierw moją twarz, a potem
sylwetkę i przejął kawałek, zabierając go w dłoniach. Ruch na
ulicach stopniowo malał, a światła w oknach szybko gasły. Tokio
powoi kładło się do snu.
– Nie
chcesz bluzy?
Raptownie
podniosłam brodę i kątem oka skontrolowałam jego wyraz twarzy –
nadzwyczaj troskliwy. Badał mnie niepewnie, patrząc jakby spod byka
i czekał na odpowiedź. Zdążyłam zamyślić się przez ten moment
zbyt intensywnie, bo widok pochłonął mnie całkowicie, po czym
odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Nie,
dzięki. Jest przyjemnie.
Omackiem
odnalazłam dłonią plecak i przysunęłam go do siebie, po czym
dodałam, całkowicie, zupełnie, kompletnie niechętnie.
– W
zasadzie to będę się zbierać, Taiga.
Wyprostował
się i spojrzał na mnie ponownie. Widziałam niezrozumienie na jego
twarzy, dlatego sprostowałam.
– Muszę
wstać na samolot o siódmej.
– No
tak – mruknął, choć miałam wrażenie, że odświeżyłam mu
pamięć tą informacją, a nie że sam z siebie zdawał sobie z niej
sprawę. Że to już dzisiaj. Westchnął kolejny raz.
– Pozdrów
ode mnie Tatsuyę.
Spojrzałam
na niego. Wpatrywał się w kafelki i uśmiechał niemo.
– Nie
chcesz wrócić do domu? Nawet na chwile, tydzień, dwa? – miałam
bowiem wrażenie, że jego refleksja, w którą wyraźnie momentalnie
popadł, kierowana była nie tylko w stronę Himuro, ale wszystkiemu,
co z nim związane.
– Wracam
dopiero na święta. Możliwe, że rodzice wpadną tu do tego czasu.
– Rozumiem
– odparłam cicho, podnosząc się z miejsca. – Przekażę mu, na
pewno.
Z
bólem odrywałam oczy od widoku, który jak nigdy, wydawał mi się
tak wyjątkowo śliczny. Żałowałam, że nie znalazłam się tu
wcześniej i nie mogłam w spokoju nim napawać. Z kolei chłód nocy
po kolejnym, parnym dniu w Tokio był jak ukojenie. Towarzystwo
chłopaka po wysłuchiwaniu lamentu Eriko na wieść o wyjeździe,
również.
Nic,
co powinno, nie motywowało mnie to opuszczenia Tokio i powrotu do
domu, czego od kilku tygodni tak bardzo chciałam.
Zgarnęłam
plecak i poleciałam do przedpokoju. Wsunęłam trampki na stopy i
przyglądałam się, jak Kagami wolno doczołguje się tuż za mną,
prawą dłonią gładząc się po pełnym brzuchu. W którymś
momencie schylił się, żeby zrobić dokładnie to samo. Dopytałam
jednak dla pewności:
– Co
ty robisz?
– Jest
już późno. Nie możesz wracać sama, Mia.
– Zwariowałeś?
– parsknęłam, może nieco zbyt głośno, bo poderwał głowę i
spojrzał na mnie niezrozumiale i z nutą typowej dla niego irytacji,
ściągając brwi.
– To
blisko – sprostowałam, kojąc ton. – Poradzę sobie.
– To
bez znaczenia – odpowiedział mi.
– To
nie Ameryka, Taiga – wyjaśniłam mu pouczająco i splatając ręce
na klatce. – Tu jest bezpiecznie.
– Mieszkasz
tu krócej niż ja, więc uznajmy, że wiem na ten temat więcej –
dodał znowu, a mi zrobiło się gorąco. Odruchowo przejechałam
paznokciami po skórze zbyt mocno. – Tak będzie bezpieczniej.
Chłopak
chyba nie zamierzał zmienić zdania ani wziąć po uwagę mojego, bo
schylał się, by rozwiązać sznurówkę, która zaplątana zbyt
ścisło, nie pozwalała mu przecisnąć stopy. Bez wahania,
odepchnęłam się od ściany i stanęłam w progu.
– Sto
lat, Taiga – powiedziałam cicho. – Wyśpij się lepiej – po
czym pomknęłam w dół po klatce schodowej, nie wiedząc nawet z
jakim wyrazem twarzy go zostawiłam, bo zależało mi na tym, by jak
najszybciej znaleźć się na dole. Usłyszałam jak nawołuje mnie
po imieniu, które odbijało się echem kiedy biegłam i odetchnęłam
z ulgą, kiedy za trzecim, mijanym rogiem ulicy przekonałam się, że
nie wybiegł za mną.
Wkraczamy
w jesień, moi drodzy. Następny rozdział będzie chyba dużym
przeskokiem w czasie, bodajże o miesiąc, jeśli nic się nie
zmieni. No i przepraszam za tak krótką perspektywę Kagamiego – w
sumie to chce ich totalnie nie dawać, ale scenę wejścia od samego
początku widziałam tylko i wyłącznie z jego strony i chyba
musiałam.
Ty cipo! DLACZEGO ZA NIĄ NIE POBIEGŁ?! W głowie już miałam, że on wstaje z klęczek i biegnie za nią, łapie ją za ramię i odprowadza. Jak mogłaś coś takiego zrobić. ;/ Nie wybaczę. Tak już się nastawiłam, no. XD Jeny, ja czytałam i tyle widziałam tutaj różnych scenek takich jakichś z dupy zupełnie dodatkowych, taką bliskość się czuło, ale nie jakoś zbyt wielką, żebyś zaraz sobie nie ujebała czegoś i nie zmieniła albo rozdziału nie cofnęła. Jak świetnie się to czytało, jak milutko! Jejku. I dała mu koszulkę Lakers'ów. <3 To mnie podbiło totalnie. Serducho mam wielkie. Wgl ten rozdział jakoś tak mi jeszcze bardziej Mię przybliżył. Taka fajna tutaj była, jak z nim rozmawiała, jak przyszła do niego z pizzą. Mój ulubiony rozdziałek jak dotąd!!! Trochę na końcu liczyłam, że będzie wzmianka o tym treningu, na który wiesz zaprosili Mię w ostatnim rozdziale, ale ni było. Plz, zrób to dla mnie i napisz, że w dniu powrotu ona idzie na ten trening. Cokolwiek, niech już się dziewczyna nie czuje zmieszana ani nic! Tam ją wszyscy pokochają, hahah, już nasza w tym głowa!
OdpowiedzUsuńAż się zajarałam i zaraz pójdę u sb pisać. Albo sobie Last Game znowu obejrze. Tego nigdy za wiele. <3
Piękny Kagam.
Seksi Aomine.
Mniam mniam Mukun.
Same ciastka. Same cukiereczki.
Uch, dlaczego tacy to tylko animowani albo w książkach. ;/ Ubolewam.
Ale dotknął jej ręki, a ona poczuła coś... to takie jarające. Chyba nawet bardziej niż kiedy ja piszę o swoich. Czytać takie smakowitości!
UsuńNo zrobiłam z niego ciotkę, która nie założyła na czas butkuf. ALE KTO POWIEDZIAŁ, ŻE NIE WYBIEGŁ, MOŻE WYBIEGŁ I NIE MÓGŁ JEJ ZNALEŹĆ, BO NIE PAMIĘTA DROGI, CO NIE? To przecież nawet do niego pasi. xD
UsuńMeeeh, tylko ta sprawa z Minako mnie męczy trochę, ją bym chciała edytować, ale w sumie spoko opcję mi podsunęłaś. Poza tym nie miałabym co z tym teraz zrobić. Ciężko by mi było.
Iee tam, ona o tym nie pamięta. XD nie będzie zmieszana, spoko ziom.
no chciałam takie pierwsze akcenciki słodkości powstawiać, no nie. <3
EJ EJ EJ EJ EJ EJ EJ EJ
OdpowiedzUsuńNO KURDE EEEEEEEEEEEEEEEEJ
Co to było za zakończenie ja się pytam?! Serio ot tak ją puścił? MIESZKA TAM DŁUŻEJ, PAMIĘTAŁBY DROGĘ!
PRZEKLĘTA SZNURÓWKA!
Twój rozdział chyba tylko podsycił faze na film Kuroko, serio. Ja pierdziele.
W ogóle Mia ścisnęła mnie za serce swoim urokiem w tym rozdziale. Ja sobie wyobraziłam jak ona tak stoi pod tymi drzwiami i trzyma tę pizzę ♥ No i te małe geściki. Załącza mi się fangirling mode!
I w ogóle te urodzinki, ten balkonik! AAAAAA! Kurde! To było takie lekkie, takie milutkie, cudniutkie. Ja jestem zachwycona. Awwww kocham to, kocham!