Przyjścia
Mii, choć nadal niezapowiedziane, stały się po prostu
przewidywalne. Zrobiła zaledwie jeden dzień przerwy informując
mnie wiadomością, że zbyt wiele czasu pozbawiło ją ratowanie
obiadowej zupy, przy której musiała pomagać swojej współlokatorce,
by wychodzić na zewnątrz. Poza tym szybko zrobiło się późno,
znowu padało, a dodatkowo była burza, więc stwierdziła, że da
mi dzień odpoczynku. I tym samym zaskoczyła mnie
jeszcze bardziej niż gdyby znowu weszłaby do mieszkania bez
pukania. Tym bardziej, że sobotniego wieczoru zdarzyło mi się
ogarnąć salon i łazienkę, których kilkudniowe zaniedbanie
zmusiło mnie do jakiekolwiek przywołania ich stanu do porządku.
Zawitała
z kolei następnego dnia, w poniedziałek, znowu z jedzeniem w
przezroczystym pudełku z zieloną pokrywką, zostając po tym na
dłużej. Jednocześnie czułem się z tym i dobrze, i trochę jak
dziecko. Przeważało jednak to pierwsze, chociażby ze względu na
to, że zwyczajnie było to jedzenie i miałem go po prostu więcej.
I tym razem okazało się być ono właśnie wspomnianą przez nią
zupą z jej wczorajszego obiadu.
– Całkiem
smaczna – odparłem, odkładając talerz na podłogę, który
szybko przechwyciła, odnotowując moment, w którym kończę porcję,
po czym zaniosła go prosto do umywalki.
– Przekażę
– powiedziała, odkręciła wodę i opłukała w niej naczynie.
– Hę? Nie
była twoja?
– Nie
bardzo – odparła, kładąc je na suszarce i strząchając z dłoni
kropli wody. – To znaczy, fakt, akurat przy tej trochę pomagałam
– dodała, gestykulując przy tym i machając rękami. – Ale
wszystkie te potrawy należą do Eriko.
Eriko,
jak dobrze pamiętałem, była tą całą jej współlokatorką, bo
tylko ta opcja układała się w logiczną całość. Poza tym, że w
ciągu kilku ostatnich dni na obszarze kilkudziesięciu metrów
kwadratowych tego mieszkania przewinęło się kilka amerykańskich i
japońskich imion jej koleżanek, zdołałem odnotować właśnie
tamtą oraz niejaką Chloe, które padała w jej opowieściach
najczęściej.
– Te
wszystkie rzeczy, które przynosiłaś?
– Tak.
Nie potrafię ich jeść, a tobie szło gładko.
– Dawałaś
mi jedzenie, którego sama nie mogłaś zjeść? – dopytywałem,
odruchowo marszcząc czoło.
– Ale
ty nie narzekałeś! Nie mów teraz, że czujesz się urażony! –
oderwała ode mnie wzrok, wycofując się nieco całą postawą
ciała. I dobrze! Potraktowała mnie jak utylizator. – Wiem, że
jesz na ilość. Totalnie.
Przetarłem
oczy, wzdychając i opuszczając głowę. Temu akurat sam nie mogłem
zaprzeczyć. Ale to nie był argument, którego powinna była teraz używać.
– Momentami
było mdłe – stwierdziłem zgodnie z prawdą.
– Wybacz
– rzuciła bez przekonania. – Ale dzięki temu jesteś w stanie
mnie zrozumieć – po czym mruknęła, oparłszy się o blat
kuchenny i wyciągnęła telefon z kieszeni. – Dlatego dzisiaj
zamawiam sobie pizzę. Teraz – oświadczyła, wystukując coś na
wyświetlaczu, co najpewniej było stroną internetową z dostawami
lub też odpowiednim numerem w kontaktach.
– Pizzę?
– podrapałem się po głowie. Szczerze mówiąc miałem jej
zupełnie dość, przynajmniej dzisiaj. Jadłem ją przez cały
tydzień – nawet w te dni, w które przynosiła coś Mia, kiedy tylko umykała do domu wyprowadzić kundle ze swojego bloku, bo
przecież porcje były okropnie małe. A tymczasem mój żołądek
ewidentnie potrzebował wytchnienia, bo na samą myśl o placku
zapchanym serem i innym spieczonymi rzeczami, poczułem się jakby
niezdrowo. – Zrobię coś sam – zakomenderowałem.
Blondynka szybko uniosła głowę, spoglądając jakby zainteresowana. Po
jakiejś sekundzie jednak jej twarz wykrzywiła się w dziwnym
wyrazie.
– Przecież
miałeś się nie ruszać do jutra z łóżka – zauważyła,
wracając wzrokiem do aparatu w swojej dłoni.
– To
tylko jeden dzień.
– Przeleż
to i tyle – wytknęła znudzona, wertując strony palcem. Nogami
bujała powietrzu tuż obok belek taboretu, na którym siedziała.
Jasne loki skakały na jej ramionach.
– Po
prostu zrobię ten obiad – oznajmiając, wstałem z kanapy i
odłożyłem okład na oparcie.
Wtedy
Mia znowu podniosła głowę. Zatrzymała wzrok na mojej twarzy i
przyglądała się na swój sposób uporczywie i choć krótko,
miałem wrażenie, że karci mnie wzrokiem i obmyśla kąśliwą
uwagę. Tymczasem tylko uśmiechnęła się, delikatnie unosząc
kąciki ust ku górze.
– W porządku – stwierdziła, szybko zmieniając wyraz twarzy i cmokając
pod nosem, opuściła wzrok. Wcisnęła boczny przycisk, zablokowała
klawiaturę i odłożyła telefon na bok. – Więc ci pomogę.
Pójdzie szybciej, no nie.
Ostatnie
było zdecydowanym stwierdzeniem – z pewnością. Wzruszyłem więc
tylko ramionami, zgadzając się na ten stan rzeczy, choć w
rzeczywistości byłem głęboko zdziwiony, że reakcja była tak
bardzo odmienna od tej, którą zakładałem. Tymczasem dziewczyna
bez słowa przyszła zaraz za mną do kuchni.
Zabrała
się za rzeczy o wiele prostsze jak na przykład krojenie marchwi czy
pora, zostawiając mi całą resztę i deklarując, że jej
oświadczenie nie gwarantowało rzetelnej pomocy, bo nie jest zbyt
dobra w gotowaniu. Dodatkowo nie może się wykazać, bo albo wyręcza
ją ta cała Eriko albo robił to wcześniej w dużej mierze Himuro,
z którym mieszkała w zeszłym roku w jednym mieszkaniu.
Opowiadała
zresztą o nim tak samo dużo jak o Murasakibarze, z którym
wylądowała razem w klasie i który od czasu pójścia Tatsuyi na
studia, stał się jej wiernym kompanem podczas nauki w Yosen, jak i
pobytu w Akicie. Co jakiś czas pokazywała zdjęcia, które robiła
mu ukradkiem podczas wszelkich czynności, z czego na każdej z nich
konsumował wszelkiego rodzaju przekąski i wyglądał na znudzonego.
Na drugim miejscu były zdjęcia jej półnagich koleżanek w
strojach bikini i na tle Oceanu Spokojnego lub rzędów palm w San
Francisco, których robiły w aż w nadmiarze, aczkolwiek przy tym
stanie rzeczy, w którym były to dwie, zgrabne nastolatki, dało się
to spokojnie przebrnąć. W kolejnej lawinie zdjęć uplasowały się
te z wizerunkiem jej psa, podsyłane przez jej mamę czy Himuro, więc
wszystko w zasadzie zapętlało w jedną całość, a historie
krążyły wciąż wokół tych samych ludzi. Zaczynała całkiem
sporo rozmów zupełnie znienacka i bez wcześniejszego nawiązania
do nich.
– Jesteście
od siebie tacy różni – wypaliła którymś razem.
– Od
siebie?
– Ty,
od Tatsuyi. Przyjaźnicie się, mimo że tyle was dzieli.
– To
samo mogę powiedzieć o tobie i o nim – stwierdziłem od razu i z
przygotowaną w głowie argumentacją, bo w zasadzie ta nasuwała się
sama.
– Pewnie
tak – wzruszyła ramionami, przecinając trzecią z kolei marchewkę
i uśmiechając się pod nosem jakby zamyślona.
I
tym samym było to trochę dziwne, bo przecież znaliśmy się dość
niedługo, pomijając aspekty sprzed kilku lat, w których pamiętałem
tylko drobną blondynkę, latającą krok w krok za Himuro i
przychodzącą do jego rodziny ze swoją własną. A na tym etapie
naszej znajomości mogłem jedynie stwierdzić, że denerwowały mnie
w niej inne rzeczy niż te, którymi drażniła na samym początku.
Nie irytowała mnie już samymi niezapowiedzianymi wizytami, a
jedynie przytykami, głupimi uwagami czy próbami rozdrażnienia
jedną z nich. Była gadatliwa, czasami niezrozumiała, ale
dotrzymywała towarzystwa, dzięki któremu całe to bezczynne
czekanie na powrót do grania stawało się być bardziej znośne.
Momentami bywała zbyt głośna, ale przy tym pomocna. Jej entuzjazm
w zasadzie gasł chyba tylko na chwilę, uspokajając ją przy tym,
nadużywała słowa wyluzuj, które działało przez to
zupełnie odwrotnie, ale przede wszystkim nie miała przy sobie
żadnych psów.
Widać
było jednak, że tęskni za Ameryką. Za rodziną, przyjaciółmi i
swoim psem o głupim imieniu.
– Ogarnęłam
– oświadczyła nagle, podstawiając mi pod rękę pokrojoną w
kostkę marchew.
– Za
mało – stwierdziłem, zerkając kontrolnie przez ramię.
Wywróciła
oczyma, przysuwając ku sobie drewnianą deskę.
– Ile
można jeść? – jej słowa zawisły w powietrzu, a po chwili dało
się słyszeć szelest worka, z którego wygrzebała trzy kolejne
sztuki. Nie wyczekując odpowiedzi, zaczęła skrobać i kroić je w
ślimaczym tempie. W międzyczasie nuciła pod nosem jakąś
piosenkę, bezustannie powtarzając tę samą sekwencję.
– Coś
jeszcze? – zapytała po skończeniu.
– Nie,
poradzę sobie – odparłem.
– Masz
tu nie sterczeć za długo.
– Chcesz
to ugotować? – zasugerowałem, wskazując trzymaną w dłoni
drewnianą łyżką na kuchenkę.
Bez
słowa odwróciła się i schyliła do jednej z szafek, otwierając
jej i trafiając akurat na niewielki rondelek, który ustawiła na
ogniu.
Dziwnie
było mi zapytać, jaki miała w tym cel. Bo przecież kto
przychodziłby do obcego, latając z jedzeniem i naganiając go do
przestrzegania zasad kuracji tak gorączkowo jak ona? Jakiś powód
posiadać musiała. Z drugiej strony, jeśli miałbym się nad tym
chwilę zastanowić, nie obchodziło mnie to w jakkolwiek znaczącym
stopniu.
Całą
resztę dokończyliśmy może w dwadzieścia minut, zasiadając przy
tym na kanapie. Kanał nie zmienił się od kilku dni, więc aby być
jakkolwiek gościnnym, wypadało mi, choć niechętnie, zwyczajnie
zapytać:
– Chcesz
na coś innego?
– No
dawaj, oglądamy – powiedziała pomiędzy przełykaniem gotowanych
warzyw z makaronem. – Zaczynam się w to coraz bardziej wdrążać.
Odruchowo
spojrzałem na nią, a jedna z brwi powędrowała nieznacznie ku
górze.
– Widziałaś
w ogóle jakikolwiek mecz?
– Myślisz,
że miałam inną możliwość? – zapytała retorycznie. Domyśliłem
się, że miała na myśli Himuro i Murasakibarę i prawdopodobnie o
to też chodziło. – Byłam prawie na wszystkich meczach Yosen i
tylko dlatego, że nie ze wszystkich mogłam dostać dyrektorskie
usprawiedliwienia, tak jak oni! I koszty podróży czasem ponosiłam
sama...
– Wszystkich?
– zapytałem, tym samym wybijając ją z tempa składanych zażaleń.
Zerknęła na mnie kontrolnie.
– Tak,
na tym z tobą też – uprzedziła mnie, choć w zasadzie w ogóle
nie zdążyłem o tym jeszcze pomyśleć. – Całkiem spoko grasz –
dodała, wsuwając do buzi kolejna porcję. Wyglądało na to, że
jej smakowało. Bo przecież gdyby nie,
prawdopodobnie oddałaby mi to w tym zielonym pudełku.
Poza
tym, spoko? I to zaledwie całkiem? Doskonale
zdawałem sobie sprawę, że po raz kolejny zniszczyliśmy Yosen, co
musiała widzieć na własne oczy. Czyżby chciała jedynie temu
zaprzeczyć czy ciężko było jej to zrobić ze względu na to, że
sama uczęszczała do tej szkoły? Zresztą, co ona w ogóle
wiedziała o koszu?
– Co
ty w ogóle wiesz o koszu? – uzewnętrzniłem moje przemyślenia,
spoglądając na nią z ukosa. Wyglądała na zupełnie beztroską, w
sumie jak zwykle, oblizując sztuciec, którym mieszała zawartość
talerza.
– No
fakt, całkiem mało – przyznała, mówiąc spokojnie, po czym
zaczęła wyliczać. – Z teoretycznej strony, praktycznej zresztą
też…
– No
właśnie.
– Ale
trochę się naoglądałam – dokończyła, lekceważąc moje
wtrącenie. – Jak już mówiłam.
Nie
wiedziałem czy mogłem temu wierzyć, więc orzekłem jedynie:
– Będziesz
miała jeszcze okazję – stwierdziłem – ale i tak nic się nie
zmieni.
Mia
z kolei obróciła się, przecierając kąciki ust z kawałków ryżu
i spojrzała na mnie niezrozumiale.
– Hm?
– Nie
przegram z żadnych z nich – zadeklarowałem, uparcie wpatrując
się przed siebie.
– Zobaczymy
jeszcze – niemal mi przerwała, uśmiechając się jakoby
zamyślona. – Tatsuya pisał mi rano, że idzie na boisko.
Nie
powiem, że tego mu akurat zazdrościłem. Beztroski, zdrowej kostki
i swobodnych treningów. Tym bardziej tam, w Ameryce. Chcąc uciąć
temat i uciąć nachodzące wizje zamilkłem, nie odpowiadając już na nic.
I
tym samym nie odpowiadała też ona. Z pewną pasją przyglądała się
akcji w połowie trzeciej kwarty, pochłaniając danie o nieporównywalnej ilości w całkiem szybkim, jak chyba na dziewczyny, tempie. Zaraz po skończeniu poleciała do kuchni, wracając z niej z dwiema szklankami, pełnymi mineralnej wody, niedyskretnie dając mi do zrozumienia, że rozgościła się tam przeadnie, bo baniak stał schowany za lodówką.
Wróciła, rozsiadając się tym razem bez żadnych skrupułów na kanapie, komentowała co chwilę, przeszkadzając i odwracając tym samym uwagę od powtórek, bo wymachiwała co jakiś czas rękami i dopytywała o szczegóły spraw bardziej szczegółowych czy skomplikowanych. Czasami cichła, kiedy tylko chwytała za telefon, sprawdzała powiadomienia oraz przeżywała kolejną dawkę przesłanych zdjęć. I zanim zrobiła się na powrót zbyt głośna, zebrała się, oświadczając, że musi wyprowadzić psy, życząc mi udanego treningu nazajutrz.
Wróciła, rozsiadając się tym razem bez żadnych skrupułów na kanapie, komentowała co chwilę, przeszkadzając i odwracając tym samym uwagę od powtórek, bo wymachiwała co jakiś czas rękami i dopytywała o szczegóły spraw bardziej szczegółowych czy skomplikowanych. Czasami cichła, kiedy tylko chwytała za telefon, sprawdzała powiadomienia oraz przeżywała kolejną dawkę przesłanych zdjęć. I zanim zrobiła się na powrót zbyt głośna, zebrała się, oświadczając, że musi wyprowadzić psy, życząc mi udanego treningu nazajutrz.
wybaczcie, rozdział jest trochę rozlazły, może dlatego, że to perspektywa Kagamiego, może dlatego, że nie chciało mi się go poprawiać i trochę nad nim dukałam, może dlatego, że strasznie zależy mi na tym, by lecieć do przodu. póki co mianuję go najmniej rozgarniętym rozdziałem, prosi się o traktowanie go indywidualnie XD
Okey, początek, to ja biere. To naprawdę świetne, ze ona tak sobie pisze do
OdpowiedzUsuńniego, kiedy wpadnie, a kiedy nie! Tym bardziej, że z opisu wynika, że
Kagamiemu to jakoś bardzo nie przeszkadza, czy jest, czy jej nie ma. Po
prostu zaczął ją chyba uważać za zło konieczne, ale także obecnie swoje
jedyne źródło rozrywki. Więc no i nie robisz z niej nachalnej, broń boże!
Przecież zapowiada wizyty! On mógłby odpisać, że ma nie przychodzić, Kagami
jest nieśmiały, ale nie tchórzliwy, kiedy coś nie pasuje, to mówi śmiało.
I nie wiem czemu, ale jak u innych denerwują mnie te opisy co jak
wyglądało, u ciebie je uwielbiam. ♥ Bozi tak fajnie to opisujesz, ze można
oczyma wyobraźni zobaczyć np to jedzenie wspomniane tutaj miską jedzenia
w przezroczystym pudełku z zieloną pokrywką, zostając po tym na dłużej.
Nie wiem, może sekret brzmi w tym, że opowiadasz to tak, jakby ten pojebany
pojemnik był po prostu informacją, którą on przetworzył. Nie ma czegoś
takiego: był duży i przezroczysty, miał zieloną pokrywkę. Chyba w tym tkwi
sek, dlaczego tak bardzo lubię te opisiki. Nie są banalne, jak często się
to spotyka. Czaisz? Nawet pieprzonym przynoszeniem przez nią żarcia ja się
oram. Moira, ogar!
W chuj podoba mi się to, że on je i kończy, ona idzie myć. Tak jak było z
tą opaską uciskową, o ile pamiętam dobrze. Mia widziała, że jego była w
beznadziejnym stanie, więc dała mu tę, którą miała w plecaku (coś o tych
ojcowskich środkach ostrożności wiemy, w końcu ojciec Minako ma ze 4
apteczki w domu!).
– Dawałaś mi jedzenie, którego sama nie mogłaś zjeść? – dopytywałem,
odruchowo marszcząc czoło. - w tym momencie bym jej coś pzygotowała na
jego miejscu!
po czym mruknęła, oparłszy się o blat kuchenny i wyciągnęła telefon z
kieszeni. - TO WIELE WYJAŚNIA! LEGITNIE! CZAJE! Kici kici miał, ktoś tu
kogoś (kiedyś?) będzie brał. Mrau!
A tymczasem mój żołądek ewidentnie potrzebował wytchnienia, bo na samą
myśl o placku zapchanym serem i innym spieczonymi rzeczami, poczułem się
jakby niezdrowo. - ZNAM TO! Pracowałam w sezonie letnim nad morzem w
pizzerii. Jadłam tam najlepszą pizze życia, ale z drugiej strony
obrzydziłam sobie pizze z rukolą we wszystkich innych miejscach.
Zrobię coś sam – zakomenderowałem. - HAHAHAHA! ♥ Nawet nie
wiedziałam, że trafię!
Nogami bujała powietrzu tuż obok belek taboretu, na którym siedziała.
Jasne loki skakały na jej ramionach. - Ty wiesz jak ja kocham takie
wstawki! TY TO ROBISZ SPECJALNIE! Boziu, jak mi to jej obraz stwarza w
głowie. Nie wiem czy też tak masz u mnie. Masakra jakaś. Tak ją mam przed
oczyma. Te loki blond, tak aż lśnią w słońcu, te oczy zielone, kilka piegów
na nosie. Taka wysoka jak my (♥♥♥ musiałam ♥♥♥) i szczupła, z zajebistym
tyłkiem i figurą jak modelka! Yay! Brałabym! BOŻE, CZEMU ON NIE PATRZY TAK
NA NIĄ!?
Tymczasem tylko uśmiechnęła się, delikatnie unosząc kąciki ust ku górze.
– Uparty jesteś – stwierdziła - Przegrała! Jezu... Kagami i dominująca
postawa wobec kobiety, choćby w tak niewielkiej spawie, ale jakie to ma
znaczenie! O kobieto, jak to jara mnie jako czytelniczkę!
To że zaczynają coś razem robić, współpracować jakoś, pokreślą jedynie moje
przypuszczenia (oby? chyba? mam nadzieję?) że Kagamiemu nie przeszkadza jej
obecność, czerpie z tego przyjemność (a w przyszłości będzie czerpać nawet
więcej ;D;D) a jedyne co stoi na drodze, to jego wrodzony upór. Gupek! Ale
słodki! Co mi dzisiaj? Moira, ogar x2!
Zabrała się za rzeczy o wiele prostsze jak na przykład krojenie marchwi
czy pora, zostawiając mi całą resztę - dlaczego to wydaje mi się takie
super? Że robią to wspólnie. To nie jak Himuro i Kagami gotujący przed
urodzinami Kuroko. To... zderzenie testosteronu z estrogenem! Błagam,
jestem beznadziejna z biologii, pewnie coś pokręciłam. Wybacz. Niemniej to
połączenie owocuje! I to nie tylko dziećmi, ale także niesamowitym seksem!
Przez cb patrze na Kagamiego w ten sposób. Czaisz? Jara mnie ich
Usuńpotencjalny seks! Nie Kagami jako taki, dla mnie Aomine 4ever. ♥ ;D;D Mnie
jara branie Mię przez Kagamiego! Oni są moim otp! Ło Jesu, widzę ich w
białej pościeli (Kagami wygląda mega w bieli, biel podkreśla opaleniznę i
muskulaturę. XDXD). I Mia taka znacznie mniejsza od niego, delikatna, na
boku, kiedy już jest po wszystkim. On z ręką na jej talii. Z takim
zawadiackim uśmieszkiem na ustach. Włosami, które przyklejają mu się do
czoła (ale tylko niektóre kosmyki). I leniwe spojrzenie. Ona zarumieniona
po wszystkim i przede wszystkim zaspokojona! Yay! Cholera. -.- Ja jestem
pojebana...
Co jakiś czas pokazywała zdjęcia, które robiła mu ukradkiem podczas
wszelkich czynności, z czego na każdej z nich konsumował wszelkiego rodzaju
przekąski - Mukun! Rany, on jest wspaniały! Całe jego dwa zero osiem
jest cudowne! Wyobraź sobie jego twarz po orgazmie i ten zaspany głos
mówiący: Jesteś pysznym cukierkiem. Myślę, że będę chciał więcej.
Kill me. Umarłabym na miejscu.
San Francisco. ♥
Nie irytowała mnie już samymi niezapowiedzianymi wizytami, a jedynie
przytykami, głupimi uwagami czy próbami rozdrażnienia jedną z nich. -
bo przecież nie wszystko zawsze musi iść po myśli, prawda, panie Kagami? :P
nadużywała słowa wyluzuj, które działało przez to zupełnie odwrotnie
- uwielbiam to! To takie prawdziwe. Ogółem odnoszę wrażenie, że to
najlepszy rozdział, jaki do tej pory tutaj się pojawił. Mówię teraz
absolutnie serio. Może wpływa na to moja nadmiernie pobudzona wyobraźnia,
bo sama sobie tworzę chuj wie jakie wizje, ale, kurwa, laska, to jak dla
mnie najlepszy rozdział. Nie ma się do czego dojebać. No nie ma. ;)
Za rodziną, przyjaciółmi i swoim psem o głupim imieniu. - to
świetne, że nawet w tak prostym stwierdzeniu potrafisz pokazać Kagama i
jego niechęć do psów. Widać totalnie, że czaisz jego charakter i rozumiesz
go. Tak jakby był ci, hmm, bliski. Psychofanka, ale w dobrą stronę. :) I
tego typu smaczki sprawiają jedynie, że tym bardziej miło mi się to czyta,
bo czuję w tym Kagamiego. ♥
skrobać i kroić je w ślimaczym tempie - pewnie na BLACIE KUCHENNYM,
co? ;D;D;D;D
Bo przecież kto przychodziłby do obcego, latając z jedzeniem i
naganiając go do przestrzegania zasad kuracji tak gorączkowo jak ona? -
o to też mi się podoba. Bo każdy by się nad tym zastanawiał, a facet tym
bardziej. Oni węszą spiski. xD Ale też rzadko który człowiek działa
bezinteresownie, w tych czasach w szczególności. Dajesz mu realizm. Nie
jest naiwnie, ani nudno, mimo że to zwykłe, jebane przygotowywanie posiłku.
Wyglądało na to, że jej smakowało. - a mi wygląda na to, że jemu
zależało na tym, żeby jej smakowało, choć nie przyznałby się do tego nawet
przed sobą i być może nawet na obecny moment tego nie rozumie. ;) Kurwa,
jak ja dzisiaj filozofuje!
– Nie przegram z żadnych z nich – zadeklarowałem, uparcie wpatrując się
przed siebie. - Kagami Taiga postanowienie ver 2! Hahah. wlazło, oj
wlazło.
niedyskretnie dając mi do zrozumienia, że rozgościła się tam przesadnie,
bo baniak stał schowany za lodówką - no tutaj sobie śmiechłam.
A zakończyłaś to ślicznie. Tym opisem skróconym, jaki złożył Taiga, tego co
robiła i jak się zachowywała. Podoba mi się. Właściwie nie ma niczego w tym
rozdziale, co by mi się nie podobało.
Czuję, że ten komentarz jest tak długi, że nie będę go nawet sprawdzać, co
żeby błędy wyłapać. Jakoś sobie ogarniesz.
♥♥♥
Ps. Czy nazwa notki odnosi się zarówno do pogody i tego jak ona przeszkadzała Mii w odwiedzinach, jednocześnie wprowadziła także te esemesy, w których informowała kiedy wpadnie? I też do tego, że Mia poczuła się swobodnie w miarę przy nim i zaczęła wariować jak sama pogoda? A na końcu odeszła?
Nie rozumiem, że otrzymując najbardziej satysfakcjonującego komcia w życiu, nie odpisałam jeszcze na niego, nie mówiąc, że powinnam od razu, jeszcze wtedy w nocy, ale chyb czytałam go w kółko jak pojeb zwinięta w kłębek na łóziu i orałam w opór
Usuń<333333333333333333333333333333333333333333333333333
nioch nioch, rozpieszczasz mnie tymi pochwałami z opisami, nioch nioch
hehe hehehehe, wiem, mi też ten blat kuchenny nie umyka nigdzie, nigdziiiieee
no, mam tak długą listę rzeczy, nie wiem, na przykład mcflurry z maka, czaisz? kiedyś tyle tego jadłam, że nie tknęłam już dobre kilka lat. z lionem i karmelem. choć w sumie jak teraz sobie myślę, to jednak nie, jednak bym zjadła XDDD
ihihi, odświeżyłaś mi ten obraz w głowie, że zachciało mi się pisiać o nich straszliwie! i ten twój opis dodatkowo wygląda, jak gdyby nagle zza tych chmur wyszło słońce tam z tyłu zza niej i ją tak oświetliło na ten moment, w którym on na nią patrzy XDDDD NO WIESZ
nie baw się tak moją wyobraźnią :-((((((((((((((((((( ja walcze czasem tymi obrazami, bo już bym chciała być daleko dalejjj, a y mi je przywołujesz, że mam ochotę rzucić w kąt te kilka miesięcy i opisywać sobie akcje na nie wiem, rok później już co najmniej, o ranyranyyyyy
ale fakt, w bieli też ok, ale ja preferuję czarny, no nie wiem, tak po prostu, w ciuszkach to ino takich xD
ej, ogólnie to nie jestem w stanie odpisać idealnie na tego komcia. on jest do cieszenia oczu i odpowiadania sobie w głowie albo w naszych rozmowach, a nie tu XDDD nie potrafię, bo każdym zdaniem musiałabym się podniecać od nowa XDDDD NIE MAM SIŁY
poza tym, w sumie rozdział pasił mi ogólnie do motywu pogody i tego, że ona faktycznie przez ten czas u niego siedzi, podczas gdy w sumie cały rozdział jest prowadzony z jego perpsektywy, więc w sumie całą jego nazwę można w pewnej części mu przypisać, że pojawiła się w jego głowie.
dziękuję że o to zapytałaś, serio, MOGŁAM TO POWIEDZIEĆ NA GŁOS, ŻE KAŻDA NAZWA MA SWOJOM WYMOWĘ, TO SATYSFAKCJONUJĄCE XD
buzibuzi :*
Nie no, serio. Ja dostaję jakiegoś oszałamiającego olśnienia/przeobrażenia. Nie wiem!
OdpowiedzUsuńJemu by bez niej nudno było! A i tęskniły za nią gdyby wyjechała xDD Ja to wiem! Uroczy są, bardzo.
Czy im dalej w las, tym mogę liczyć na jakieś pikantne sceny xDDDD
TO PRZEZ TĘ TWOJĄ WCZORAJSZĄ HISTORYJKĘ
Właśnie jak przychodzi mi do opisywania jakiś scenek z życia Kagamiego poza treningami, to jest mi serio ciężko. Totalnie nie wiem, co ten typek może robić tak sobie o, dla siebie, bo pasuje mi do niego poza gotowaniem ewentualnie jeszcze spanie, choć to ostatnie zdecydowanie bardziej fituje Aomine.
UsuńXDDDDD wiem, też już bym chciała, a nie umiem szybko wprowadzać takich scenek, żal xD