10 stycznia 2017

V. I bet you never know

Tego ranka Eriko raczyła mnie jajecznicą ze szczypiorkiem, porem i plasterkami sera cheddar. I naprawdę, to fenomenalne, że coś tak prostego, tym bardziej wykonywane po kilkadziesiąt razy na miesiąc mogło wychodzić w dalszym ciągu tak żałośnie.
Masz jakąś fazę na jajka? – zapytałam jej, zasiadając do stołu i łapiąc za sztućce.
Zawsze robię jajecznicę trzy razy w tygodniu – wytłumaczyła mi. Być może to za mało czasu, bym mogła wszystko spostrzec. – Jutro będzie owsianka na mleku sojowym.
Czyli jeszcze trudniej. Naprawdę, powinnam dziękować za darmową kucharkę na pełen etat, ale dlaczego musiała się trafić tak niewyuczalna ze swoim kulinarnych błędów? Musiałam posolić potrawę trzykrotnie na rozpiętość całego talerza.
Nie syp tyle, Mia! To niezdrowe!
Masz jej jeszcze więcej? Chcesz mi trochę odłożyć? – zapytałam, wskazując widelcem na danie.
W zasadzie niewiele, jedną porcję – odpowiedziała, spoglądając na patelnię i poprawiając okulary w ciemnoróżowej oprawce. Szkła miała cieniutkie i używała ich tylko do czytania, ale jako że przepisów trzymała się idealnie, w kuchni miała je na nosie cały czas. 
Nie szkodzi, wrzuć mi tutaj – wskazałam jej na otwarte plastikowe pudełko z zieloną przykrywką.
Gdzie idziesz?
Przejdę się po galerii, może coś znajdę. Chcesz coś?
Kalafior, mrożony szpinak i kilogram marchewek na jutro.
Zadrżałam. Połączenie naraz tych warzyw jakoś w ogóle nie leżało w mojej głowie. Chyba przyjdzie mi jutro wybrać się do jakiejś knajpki, bo poza tym, że nie mogłam tyle czasu tak perfidnie oszukiwać mojego organizmu, to jeszcze jako prawowitej amerykance brakowało mi w całej tej diecie mięsa.
Jasne, ogarnę.
O której wrócisz?
Westchnęłam. Była kochana, troskliwa, ale przy tym i nachalna. Przygotowywałam się na zalewającą mnie falę pytań, ale za wszelką cenę starałam się zawsze ograniczyć ją do minimum.
Muszę wrócić do psów – oświadczyłam, łapiąc w rękę brzoskwinię ze wspólnego kosza na owoce i zakleszczającą się pomiędzy moimi ustami. – Więc chyba nie jakoś późno.
Będę w domu, gdyby coś się paliło to dzwoń!
Będę walić i krzyczeć – podkreśliłam, unosząc prawą brew, w tym samym czasie wpychając opakowanie do plecaka, zapinając go i wrzucając na plecy zaraz po dżinsowej bluzie.
Tym razem padało. Dość obficie, ale choć niebo przykrywały kłęby chmur, nie było w ogóle jakkolwiek ponuro. Droga zajęła mi mniej więcej tyle samo czasu co wczoraj, bo odruchowo chciało się uciec przed zmoknięciem, więc dreptałam w miarę szybko, przebierając nogami do muzyki, której dostarczałam sobie przez słuchawki schowane pod czarną koszulką.
Zapukałam do drzwi i weszłam tak jak wczoraj, by ten przypadkiem nie zerwał się, by mi je otworzyć, a dodatkowo nie usłyszałam nic co potwierdziłoby, że nie będę stała jak kołek przez mniej niż co najmniej minutę. I normalnie wytknęłabym ten słaby system zabezpieczeń, ale z wiedzy, jaką nabyłam podczas pobytu zdawałam sobie sprawę z tego, że pod względem bezpieczeństwa Japonia plasowała się szczytowo w randze. Drzwi można było mieć otwarte tak samo jak pewność, że nikt obcy do niego nie wejdzie. I może dlatego, że byłam Amerykanką, właśnie po raz drugi wkraczałam do domu swojego świeżo poznanego znajomego bez słowa przyzwolenia i jakiegokolwiek sygnału pozwalającego mi wejść do środka.
Zsunęłam białe trampki w przedpokoju i rozejrzałam się, by nie zobaczyć go ani w kuchni ani w salonie. Rzuciłam na ziemię plecak razem z telefonem i splątanymi w supełek kabelkami słuchawek, przechodząc dalej, po czym stanęłam w progu prowadzącym do pokoju Taigi i zauważyłam go zanurzonego w cieniutkiej, białej pościeli.
Odbiłam kilkakrotnie zgiętym palcem o drewnianą framugę, patrząc jak krzywi się pod wpływem niezapowiedzianego hałasu i rozbudza, marszcząc przy tym nos.
Masz gościa – oświadczyłam, kiedy uchylił powiekę jednego oka i zamlaskał pod nosem. W drugiej chwili z kolei poderwał, zdarł z siebie kawałek kołdry i wykrzyczał:
Czemu tu jesteś… i dlaczego o tej porze?!
– Wybacz, nie ustaliliśmy godziny, więc przyszłam kiedy mogłam. Następnym razem mi ją wyznacz – powiedziałam, opierając się łokciem i unosząc kącik ust ku górze.
Nie będzie żadnego następnego razu – odparł. Wściekły i zaspany, usiadł na skraju łóżka, przecierając oczy i drapiąc się po głowie, a ja zaśmiałam się prawie niesłyszalnie, obserwując bacznie jego ruchy. Wstał, mając na sobie zaledwie szerokie, czerwone slipy, o czym zorientował się mijając mnie w przejściu, zgrzytając przy tym zębami i udał się do łazienki, kuśtykając na jedną nogę.
Tymczasem odwróciłam się, odprowadzając go wzrokiem i rozglądając wokół, postanowiłam rozgościć. Przysiadłam na kanapie, opierając ręce na kolanach, a na niej brodę. Zauważając pilot przy zagłębieniu kanapy przy swojej prawej dłoni ujęłam go i nacisnęłam największy guzik na samej górze ze znaczkiem włącznika.
Mam ciepłą jajecznicę – wypowiedziałam zza zaciśniętych mechanicznie zębów. Na ekranie automatyczne pojawił mi się jakiś sportowy dziennik, relacjonujący właśnie rowerowy rajd, mający miejsce na terenie Tokio. Skakałam przez kilka sekund po kanałach, podczas których Taiga wyszedł z łazienki, zatrzymując się na środku mieszkania.
Gdzie ona jest? – zapytał, drapiąc się po karku przy jej poszukiwaniu z dość głupkowatym wyrazem twarzy.
W plecaku, leży przy butach. Wyjmij sobie.
Nie będę grzebał w twoich rzeczach – odparł, chwytając za materiał i rzucając mi go z odległości dwóch metrów, na które się zbliżył. Zerknęłam na niego kontrolnie, by po chwili wypakować takie samo pudełeczko jak wczoraj i podać chłopakowi prosto w dłonie. Ten poczłapał po chwili do kuchni, by otworzyć wieczko i stwierdzić w jednym, banalnym zdaniu:
Mało – mówiąc niby do mnie, choć po dłuższej obserwacji wynikało to na rozmowę z samym sobą. Słuchałam, jak przekłada na talerz danie Eriko, wstawia do mikrofalówki, nalewa wodę z dzbanka do szklanki i ogólnie stoi tak w kuchni jeszcze może kilka minut.
E… jadłaś coś? – zapytał mnie niespodziewanie, odwracając się w moją stronę połowicznie, drapiąc przy tym po głowie i wyglądając na niechętnego. 
Nic nie chcę, dzięki.
Zbierając wszystkie rzeczy do rąk, po chwili przysiadł do mnie z talerzem obładowanym dodatkowo czterema kanapkami z potrójnym serem, ogórkiem i szczypiorkiem oraz trzema parówkami. Usunęłam się na koniec kanapy tak jak wczoraj, oddając mu pilot.
Jak noga? – wyparowałam, zerkając na niego z ukosa. Siedział zgarbiony nad swoim obitym śniadaniem, mimo że zostawiłam mu celowo całą powierzchnię mebla do dyspozycji, aby mógł się położyć. Wpatrzony w telewizor postawił na podłodze szklankę.
Nie boli – włożył do ust kawałek chleba, zabierając przy tym połowę kanapki. – Pojutrze już będzie okej.
Przecież miałeś siedzieć do następnego wtorku.
Zagoi się szybciej, nie będę marnował tyle czasu.
Westchnęłam pod nosem, splatając ręce na piersiach. Wyprostowałam się i patrzyłam przed siebie.
Zawsze jest z tobą taki problem?
Hę? – zapytał, chyba naprawdę nie dosłyszając tego, co mówię, bo jadł, patrzył na przełączony mecz Atlanty Hawks z Phoenix Suns’ami i wyglądał głupio.
Zmrużyłam oczy w bezradności. Wstałam po chwili, nie mówiąc nic i chwytając za plecak, podeszłam do kuchni. Postawiłam worek na wysokim krześle barowym, wyciągając z niego przedmiot o pastelowym, morskim kolorze, co do Taigi dotarło najwidoczniej dopiero po pewnym czasie, bo zapytał z opóźnieniem:
Co robisz?
Chłodząc je w zimnej wodzie, wytarłam pierwszą lepszą szmatką, która wpadła mi w ręce i odwróciłam się w jego stronę, podchodząc do kanapy.
Kładź się – nakazałam. Na talerzu zostały mu dwie z trzech parówek i połowa jasnej bułki z kawałkiem ogórka. On z kolei spojrzał na mnie niezrozumiale, bez jakiejkolwiek rysy złości czy czegokolwiek innego, co nie było czystym zdziwieniem i czekaniem na wyjaśnienia.
Oj, no połóż się!
Tym razem się skrzywił. Jak pchnięty moimi słowami, zmarszczył czoło.
Nie będziesz mi mówić, co mam robić.
Westchnęłam zniecierpliwiona, podchodząc dwa kroki bliżej.
Wystaw tę nogę, narwańcu. O nic innego mi nie chodzi – wyrecytowałam wyraźnie i spokojnie.
Kogo nazywasz narwańcem, wariatko! Nękasz mnie od dwóch tygodni – zaczął narzekać, przyglądając mi się i klepiąc wiązankę niczym ciąg zaklęć pod nosem, które w końcu urwał, kładąc się w końcu się w swojej typowej nerwowości. Podłożył sobie poduszkę pod głowę i wyprostował, dzięki czemu mogłam ułożyć na jego nieco opuchniętej kostce najzwyklejszy, najprostszy i w zasadzie chyba też najtańszy okład, jaki tylko można było dostać w każdej aptece.
Naprawdę dziwię się, że nie posiadasz czegoś tak elementarnego w twoim hobby, Taiga.
A ty niby skąd to masz?
W swojej apteczce. Wożę takie rzeczy ze sobą – odparłam, stwierdzając, że akurat ten gadżet musiał umieścić tam mój tata, mimo że nie widniał na liście rzeczy niezbędnych do udzielenia pierwszej pomocy.
W tym samym czasie Taiga umilkł, podparł się na rękach i przybliżył twarz ku nodze, przyglądając się staremu wynalazkowi, który z pewnością nie raz zakładał na nogę, ale w jakiś dziwny sposób sam nigdy nie nabył.
Co jakąś godzinę na nowo pomocz to w zimnej wodzie i gotowe – poinformowałam go. – Przyniosę ci miskę z wodą, żebyś nie latał bez sensu – po czym udałam w stronę łazienki, żeby sprawdzić, czy znajdę tam coś odpowiedniego.
Chłopak jedynie westchnął i w międzyczasie wyłączył pstryczkiem urządzenie. Oparł głowę o ścianę.
Nie musiałaś, tamten okład by wystarczył.
Nie mogłam patrzeć na tamten kawałek szmatki.
Co ma mnie obchodzić, co o tym myślisz, hm? Był w porządku.
Wywróciłam oczyma w wyrazie dezaprobaty, bo nie chciało mi się prowadzić przekomarzanek, w których wygrywa ten, który wytrzyma dłużej i powie ostatnie słowo. Stawiając na panelach fioletową miskę, którą znalazłam zaraz przy prysznicu i zalewając ją zimną wodą, podrapałam się po czole i odwróciłam, nie do końca wiedząc, co mogę ze sobą zrobić, kiedy załatwiłam już w zasadzie wszystko, co uznałam wcześniej za swój obowiązek.
Dziękuję – powiedział zupełnie szczerze, ale jakby trochę za karę. Jak obrażone dziecko, które w sumie jest dobrze wychowane i wie, że powinno to zrobić, ale nie bardzo chce. – Za jajecznicę też.
Zaśmiałam się dość głośno na jego słowa, podchodząc do białego parapetu i opierając o niego łokcie, odpowiedziałam tylko:
Na zdrowie, Taiga.
Kątem oka zauważyłam, że skinął mi głową i ujął talerz, by dokończyć swoje śniadanie, a ja spojrzałam przez okno. W oddali widać było chmury, które zapowiadały, że pogoda dzisiaj się nie zmieni. Było deszczowo, dość zimno, niekoniecznie nieprzyjemnie, ale na pewno niezachęcająco. Chodniki świeciły pustkami, upstrzone jedynie jednostkami przemykającymi pod parasolami. Nawet ja sama nie czułam się w formie i uwydatniałam nieświadomie różnicę w swoim dotychczasowym zachowaniu, co, wydawało mi się, odnotował nawet Kagami.
Przejechałam palcami po zimnej powierzchni parapetu, na zmianę z cichym wystukiwaniem zupełnie tak, jakbym stała przed klawiaturą pianina, mknąc wedle nauczonej przedwczoraj piosenki.
Mogę zostać? – wyparowałam. – Potrzebuję odpoczynku od Eriko, a do wyprowadzenia psów zostało mi jeszcze pięć godzin – dodając.
Przerwał konsumpcję na rzecz zachłyśnięcia się nią. Odchrząknął trzy razy, przetarł buzię i zapytał niepewnie z pełną buzią, niemal plując jedzeniem.
Eriko?
Moja współlokatorka. Bardzo ją lubię, ale jest dość specyficzna, dlatego czasami mam potrzebę odetchnąć – wytłumaczyłam i ziewnęłam pod nosem, zakrywając usta dłonią. – A ty wydajesz się nie mieć planów, więc akurat dobrze się składa – dopowiedziałam, uśmiechając się w jego stronę nieco cwaniacko. 
Niestety... – odparł nieprzekonany, choć uprzejmie, bo dobrze wiedziałam, że nadal największym problemem nie była jakaś tam laska, wpraszająca się nieustannie do jego życia czy też domu, a zwyczajnie to, że ten nieszczęśnik nie mógł sobie teraz pograć. Odstawił pusty talerz na ziemię i przeciągnął się, drapiąc się po głowie. – No, siedź jeśli chcesz.
Spodziewałam się innej odpowiedzi – oznajmiłam, odrywając się od parapetu. – Mogę wyjść na balkon?
Jak chcesz...
Całkiem ładny masz widok. I nie widać boiska, więc łatwiej będzie ci wytrzymać - wyparowałam, chowając dłonie w kieszeniach, bo balustrada mokra była od deszczu. Prychnęłam pod nosem na swój głupi, czepliwy żart, a w odpowiedzi usłyszałam ciche warknięcie pod nosem.
Zamierzasz mnie denerwować cały ten czas?
Zaśmiałam się, znowu nie odpowiadając nic. Przystanęłam na balkonie, opierając łokcie o barierki.
Wyluzuj. O, widać stąd ten zielony plac zabaw! – nazywałam jakiś parczek dla dzieci, który wysuwał się idealnie pomiędzy rzędami bloków. 
Mieszkasz gdzieś tam? – zapytał nieco zaintrygowany, kiedy napomknęłam o jednym z niewielu znanych mi tu miejsc i obranych przeze mnie punktów odniesienia i określenia lokalizacji chociażby zmartwionej Eriko.
Tak. Kojarzysz tamte okolice?
To niedaleko Maji. – dodał, przyciszając ton.
Kiwnęłam głową, uśmiechając się pod nosem. Nawet nie pomyślałam, że można coś takiego kojarzyć ze zwykłym fast food'em.
No tak - mruknęłam cicho.
Mieszkacie z tymi wszystkimi psami
Odwróciłam się w jego stronę, rozdziawiając buzię, wybałuszając oczy i wybuchając gromkim śmiechem równocześnie. 
– Ty myślałeś, że wszystkie są moje?
Nie wiem, na to wyglądało... Skąd mam wiedzieć – wyrzucał z siebie plątaninę usprawiedliwień.
Nie wierzyłam, naprawdę. Śmiałam się jeszcze dobre pół minuty, opierając rękę na biodrze, kiedy on widocznie się niecierpliwił i złościł, wyglądając przy tym na znudzonego.
Żadne z nich. Wyprowadzam psy sąsiadek z bloku. Forma przyjemności i dorabiania w jednym.
Czyli nie masz żadnego?
Oczywiście, że mam. Tyle, że jest teraz w domu, z moimi rodzicami.
Taiga wyglądał, jakby właśnie się na mnie zawiódł, co wyglądało dość nietypowo i zabawnie w nawiązaniu do sytuacji.
Jest piękny, cudowny i kochany, ma jasną... - zaczęłam wymieniać, mając przed sobą obraz Klawisza i uśmiechając się na samo wyobrażenie jego ucieszonego bez powodu pyszczka.
Na pewno nie – przerwał mi, włączając na powrót kanał sportowy i splatając ze sobą ręce na piersiach. – Wszystkie są okropne.
Wywróciłam oczami, nie widząc, który to już raz jestem do tego zmuszana i założyłam ręce na klatkę dokładnie tak samo jak on. 
Sam jesteś, Taiga.

5 komentarzy:

  1. – Masz jej jeszcze więcej? Chcesz mi trochę odłożyć? – zapytałam, wskazując widelcem na danie. - A CO, KAGAMIEMU CHCE SIĘ DAĆ, CO?! Ja już wiem, co jej po głowie chodzi. XD
    – Kalafior, mrożony szpinak i kilogram marchewek na jutro. - a propos szpinaku. Mam zajebisty przepis na tagliatelle ze szpinakiem i kurczakiem, tak gdybyś kiedyś chciała. Ale, no kurwa, wspaniały jest!
    No i przede wszystkim... UWIELBIAM ERIKO! ♥. Jest tak mega pozytywna, taka troskliwa, inna od tych wszystkich krnąbrnych, zadufanych w sobie dziuń, których pełno na Blogspocie. Jest, czaisz, wyjątkowa! Na tyle, że zapada w pamięci. A cała jej kreacja, włosy sprężynki, kwieciste opaski, wielkie spódnice w kwiaty i cały hipisowski majestat tak do niej pasuje! Cudna jest. Jak taka starsza siostra, która naprawdę chce i się stara, ale często nie wychodzi. Czuję, że mimo beznadziejnych zdolności kulinarnych, byłaby naprawdę na przykład dobrą matką. Serducho na ramieniu. :D No, musiałam się tym podzielić. :)
    Co ona się o Kagamiego martwi, że drzwi nie zamyka? Ten chłop by samym krzykiem włamywacza powalił!
    Zsunęłam białe trampki w przedpokoju i rozejrzałam się, by nie zobaczyć go ani w kuchni ani w salonie. - btw, miałam wizję, że Kagami wychodzi spod prysznica, cały mokry. Z włosami przyklejonymi do twarzy i tak nagle unosi umięśnione ramię i zaczesuje czerwone kudły do tyłu! Sry, musiałam!
    AAA, PRAWIE MIAŁAM RACJĘ! Jak można nie zwrócić uwagi na takie ciało. ;/;/;/ Gupia Mia, gupia!
    talerzem obładowanym dodatkowo czterema kanapkami z potrójnym serem, ogórkiem i szczypiorkiem - NO KURWA, DZIĘKI, KAGAMI! NAROBIŁEŚ MI OCHOTY!
    – Nie będziesz mi mówić, co mam robić. - wyobraź sobie, że przed oczami pojawił mi się napis "Chłopy". XD To zdanie takie typowe dla nich.
    Kątem oka zauważyłam, że skinął mi głową i ujął talerz, by dokończyć swoje śniadanie, a ja spojrzałam przez okno. W oddali widać było chmury, które zapowiadały, że pogoda dzisiaj się nie zmieni. - ♥♥♥ podoba mi się to. I ten fragment w jakiś dziwny sposób zapadł mi w pamięć, bo wprowadza taką nagłą zmianę. Charakter spotkania się zmienia niespodziewanie. To takie super, nawet nie wiesz jak się uśmiechnęłam. Trochę zobaczyłam w tym siebie, taka zawiecha na czymś zupełnie przypadkowym. Bardzo to jest fajne. Musiałam to powiedzieć. XD I deszcz, uwielbiam deszcz. Szczególnie ciepły, charakterystyczny taki dla późnej wiosny. A kiedy nigdzie się nie śpieszę i akurat idę do domu, to tym bardziej!
    Wgl dalszy fragment, kiedy jeździła po blacie palcami jak po klawiaturze fortepianu plus to pytanie czy może zostać. ♥ OFICJALNIE POKOCHAŁAM MIĘ! SERIO! Nad czym ty się zastanawiasz, takimi smaczkami dodajesz temu wszystkiemu takiego ducha. Jakby to żyło własnym życiem, a oni byli prawdziwi. Cudowne! Kocham to! Bo pokazuje jej pasje i to, że ona naprawdę coś kocha!
    I nie widać boiska, więc łatwiej będzie ci wytrzymać - słuszna uwaga, całkowicie się z tym zgadzam. :P
    To mi się skojarzyło, kiedy była mowa o balkonie. Wyobraziłam sobie taką blondyneczkę z loczkami opartą o barierkę. :) Może ta z artu nie ma loczków, ale sam obrazek jest i tak magiczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i skończyło się. Tak nagle. Wcześniej szybko mi się czytało, ale teraz przeleciałam ekspresem! Zauważyłam, że ich relacja powolutku ewoluuje, to nie jest szybko, jak mówiłaś. Powiedziałabym, że bardzo naturalnie, a ja przy tobie to siadam, bo u mnie znowu wszystko się wlecze. Daj spokój, nic nie jest źle, nawet literówek nie widziałam ani nic. I podoba mi się bardzo to jak ze sobą rozmawiają. To, że Kagami w jakiś sposób na Mię naskakuje, a ona to naprawdę olewa, tak jakby rozumiała, że chłopak taki ma już charakter. Nie odgryza się, nie jest lampucerą, nie skacze mu do gardła. Po prostu pomaga, tak jak tylko może. To fajne, a facetom i tak imponuje, nawet jeżeli udają, że nie jest im to na rękę. Oj, Kagami, jeszcze się przekonasz co dobre. :P
      Tylko jak on je to żarcie, którego według Mii, jeść się nie da?
      Pzdr!
      Ziam! ♥

      (Wybacz, nie zmieściłam się. ;/)

      Usuń
    2. OJ, NIC TAKIEGO MI NIE CHODZI PO GŁOWIE :-////
      o ker, nie mów mi o makaronach, kurczaki i czymś ze szpinakiem, bo mogę jeść to codziennie, wiec za każdym razem, kiedy to czytam, pragnę tego. a czytałam już sporo razy, ok ;-/
      hihi, ciesze się strasznie, że tak się podoba! naprawdę, jej kreacja podoba mi się bardziej niż którejkolwiek innej mojej ocki XD NAPRAFTĘ, DZIĘKUJĘ ♡♡♡
      ALE ALE, kto powiedział, że ona nie zwróciła uwagi?!?!?!!?
      ~~~~ Tymczasem odwróciłam się, odprowadzając go wzrokiem
      WSZYCHO JEST!!!!!
      mimimi, rozumiem o co chodzież, znam fragmenty, które w dziwny sposób sprawiają, że to CZUJESZ. OMG I JA TO SPRAWIŁAM!
      I MIMIMI, OK, JEDNAK TO ODNOŚNIE MII UJMUJE MNIE JESZCZE BARDZIEJ NIŻ TO O ERIKO, MIMIMIAAA!
      Dziękuję, serio, bo poruszasz kwestie, które lecą prosto do mojego serdusia. I możesz zawse się tak nie miescić, polecam jakby co :-////

      Usuń
  2. Eidori, Mia... obie OC. Kogo Ty jeszcze wymyślisz?
    JA TAM CZUJĘ NAPIĘCIE SEKSUALNE MIĘDZY NIMI
    uroczy są. tacy prawdziwi.
    Kagamiemiu trzeba więcej jedzenia. Jak nam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3
      NO BO ONO MA BYĆ, NAWET JEŚLI GO JESZCZE NIE WPROWADZAM, ZAUWAŻMY, ŻE SĄ SOBIE PRZEZNACZENI, NO NIE

      Usuń