Niefartem
przez kilka kolejnych dni nie zaskoczyło mnie zupełnie nic
specjalnego. Spędzałam je głównie na graniu po kilka godzin
dziennie z przerwami na sprawdzanie zdjęć wstawianych przez Chloe i
Phoebe z wakacji w San Francisco, które odpuściłam sobie na własne
życzenie kosztem spędzenia ich tutaj. Jak się okazało, w sposób
nużący, przeciętny i dość samotny.
Do
tego w stolicy kraju, który żyje na nieco innych zasadach niż
Ameryka. Gdzie dopóki nie okazujesz się nie być tylko turystą a
zamieszkałym, japońska uprzejmość zaczyna cię w pewien sposób
omijać. Gdzie alkohol sprzedawany jest również od dwudziestego
pierwszego roku życia, ale nie dostaniesz go w nawet w sprawdzonych
punktach albo z pomocą jakiegokolwiek starszego na ulicy, który
spojrzy na ciebie po tej prośbie z pogardą. I w końcu do miejsca,
gdzie jedyną osobą, z którą możesz zamienić tu słowo, okazuje
się być poznana w przeciągu czternastu dni, twoja tymczasowa
współlokatorka.
Eriko
miała na głowie burzę loków, nieporównywalną do mojej, bo kiedy
te przypominały bardziej rozwiane fale, jej były małymi,
skaczącymi sprężynkami. Sterczały na wszystkie strony i wyglądały
jak tapirowane na wybieg, by przyciągać uwagę. Nosiła tylko i wyłącznie długie do ziemi spódnice
oraz koszule z długimi rękawami i motywem kwiatów, przeróżnych
niegeometrycznych wzorów czy fikuśnych szlaczków. Przewiązywała się chustami w pasie,
choć jeszcze częściej na głowie, żeby żadne włosy nie
latały po kuchni. Wszystkie wolne chwile spędzała bowiem tam,
a swoje eksperymenty dzieliła na pół, testując na sobie i na
mnie. Eriko była bowiem wegetarianką i pragnęła pogłębiać
wiedzę na temat nieodkrytych połączeń smaków w tym rodzaju
kuchni o pewnych ograniczeniach.
Pokój
był idealnym odzwierciedleniem jej duszy. W każdym możliwym kącie
stała zielona, liściasta roślina doniczkowa, a ściany, poduszki,
narzuta kanapy czy dywan wyłożone były wyhaftowanymi przez nią
motywami. Wielbiła też wizerunki słonia, jako wyznawczyni
hinduizmu ściśle trwająca w tradycji całej rodziny, posiadając
ich kilka sztuk, w tym jedną sześćdziesięciocentrymetrową,
stojącą na specjalnym podeście.
Poza
tym posiadała białego dachowca imieniem Stokrotka, bo to
najpiękniejsze i najskromniejsze kwiaty, którego zwykłam
nazywać Stówą i który o ile mi nie robił żadnej różnicy, o
tyle problem powstałby z pewnością, kiedy byłby tu Klawisz. Na
szczęście, choć o wiele bardziej nie, na wakacje postanowiłam
zostawić go rodzicom, z racji tego, że pozostałe miesiące spędzał
ze mną w Akicie. Mój pies był bowiem nie tylko przytulnym,
rodzinnym, jasnobrązowym flat coated retrieverem, ale także nieprzewidywalnym
zwierzęciem wobec ludzi mu nieznajomych czy wszystkich kotowatych. Tym
bardziej, że Stówa, jak typowy kot, był niezbyt towarzyszki
i rzadko wpuszczał do swojej strefy kogokolwiek, nawet samą
właścicielkę. Dodatkowo, jak osiemdziesiąt procent kotów o tym
umaszczeniu, o czym wyczytałam specjalnie dla Eriko, był zwyczajnie
głuchy. Reagował jedynie na wskazanie mu palcem wypełnionej karmą
miski. Czasami też wpadał do mojego pokoju tylko po to, żeby
postraszyć mnie zniszczeniem moich białych firanek albo pokrowca na
pianino, a co gorsza podrapania jego plastikowych, grubych klawiszy.
I tak, imię dla mojego psa wywiodło się właśnie stąd. Ja i
Tatsuya byliśmy zbyt zapasjonowani tym zajęciem i zbyt młodzi by
przewidzieć, że ten rodzaj imienia będzie mało uniwersalny i
niepasujący w odmianie dla suczki, a nie psa.
Z
kolei pewnego rodzaju atrakcją Himuro Tatsuyi było czytanie
relacjonowanych mi na bieżąco wydarzeń w kręgach naszych
wspólnych znajomych i w ogóle rodzinnych stronach. Dnie spędzał
nie tylko na meczach na boisku, ale także odwiedzaniu wszystkich
starych znajomych, których zaniedbał, długo nie widział i za
którymi szczerze się stęsknił. Wbrew pozorom był osobą
o szerokich zdolnościach do przywiązywania się, gorzej było
jedynie z jakimkolwiek tego pokazywaniem.
I
tym samym pisał twierdząc, że niezobowiązująco, choć w
rzeczywistości doskonale zdawałam sobie sprawę, że się martwił.
Chociażby ze względu na to, że ostatni rok spędziłam w Akicie w
szczególnej mierze ze względu na niego i w pewnym sensie będąc
pod jego opieką, jako osoba o gorszej orientacji na terenie tego
miasta, ktoś młodszy i do tego jeszcze dziewczyna.
Tym
samym sprawdzał mnie nagminnie przez ocean, tak samo jak chyba
zamierzał na odległość sześciuset kilometrów, jaka miała
nas dzielić przez kolejny rok. Odwiedzał także moich
rodziców, których miał za przecznicą i przesyłał zdjęcia
Klawisza jeszcze częściej, niż robiła to mama. Przekazywał mi
najważniejsze jego zdaniem informacje i jakimś cudem wpadła też
ta, że Taiga został odesłany z wyjazdu drużynowego z powrotem do
domu na skutek nadwyrężenia jego nogi. Musiałam więc napomknąć
mu także, że przypadkiem i śmiesznym zbiegiem okoliczności to ja
wybrałam się na zafundowany przez niego koncert, co doprowadziło
Tatsuyę do niepohamowanego śmiechu i salw wypisanych przez niego
nie wierzę, że z tobą poszedł.
I
tak upływały mi całe dnie. Zazwyczaj otwierałyśmy z Eriko drzwi
od pokojów na oścież, z czego jeszcze kazała przynosić mi swój
sprzęt do pokoju i grać jej, podczas kiedy ona dziergała na
drutach. Któregoś dnia wpadła do mnie z omletem jajecznym z
brokułami, szpinakiem i tofu, polanym sosem koperkowym i jak zawsze,
o ile same składniki zapowiadały coś dobrego, w smaku prezentowało
się podle nisko. A ja, na nieszczęście, sztuk tej potrawy dostałam
w ilości sześciu porcji placków wielkości dużego talerza.
– Nie
jest złe, ale coś bym zmieniła – odparłam jej, kryjąc krzywą
minę za ostentacyjnym mlaskaniem z otwartą buzią.
– Też
tak myślę. Za tydzień zrobię je jeszcze raz – odparła
zadumana, zabierając całą górę reszty jedzenia dla siebie, po
czym wyszła jak zwykle niezapowiedzianie z pokoju.
Z
trudem przełknęłam pierwszego kęsa, odsuwając od siebie talerz i
odkładając widelec tuż obok. Doszłam do wniosku, że od tego
nadmiernego niejedzenia moje zapotrzebowanie na cokolwiek drastycznie
zmalało. Nie czułam głodu, a pragnienie gasiłam jedynie wodą i
przekąszanymi w międzyczasie owocami mango czy ananasa.
Z drugiej strony oszczędzałam w ten sposób sporo kasy, wydając ją
tylko w nieznacznej części
na mieście, bo nie mogłam jeść w domu niczego innego niż to, co
przygotowała mi Eriko. Tak po prostu, zwyczajnie mi to
uniemożliwiono, bo dziewczyna obraziłaby się na śmierć, a ja nie
chciałam doświadczać jej zrzędliwości w gorszym stanie.
Prawdopodobnie byłaby wtedy zupełnie nieznośna.
A
i też dlatego, że poza tym
okropnie
ją
lubiłam. Była całkowicie pogodną osobną, pełną
duchowej energii –
jak sama mi tłumaczyła
i pałała życzliwością
do wszystkiego. Gdyby
każdy był tak dobry i
uczynny jak Eriko, świat
płakałby ze szczęścia.
Do
wyprowadzenia psów zostały mi jeszcze cztery godziny, a ja chciałam
koniecznie
spędzić je poza domem, bo nienawidziłam
kalendarzowego lata. Choć
moje miejsce zamieszkania
upoważniało
wysokie temperatury do
występowania o każdej porze roku, tylko przez dokładnie dwa
miesiące nie znosiłam tej wyidealizowanej,
słonecznej pogody. Pod
względem klimatu za
to bardzo odpowiadała mi
Akita. Zima była tam
dosadna, a śniegu sypało
tak wiele, jak chyba nie widziałam łącznie w ciągu kilku lat, co
okazało się być przyjemną odmianą dla mojego samopoczucia.
Bez
dłuższego zastanowienia złapałam za talerz omletów i wymykając
się do kuchni, przełożyłam
je do plastikowego pojemnika, zamykając go i wkładając do plecaka.
Przed przekroczeniem progu
mieszkania krzyknęłam tylko, że wychodzę na chwilę, po czym
zamknęłam szybko drzwi, by Eriko nie wypytywała mnie o swoje
danie, którego przecież nie mogłam zjeść
w tak krótkim czasie. Prawdopodobnie zorientowała się już o tym
sama, dlatego zbiegłam po schodach najszybciej,
jak tylko potrafiłam. Wyjęłam telefon razem ze słuchawkami,
włożyłam do uszu
i pomknęłam przed
siebie.
Po
piętnastu minutach szybkiego marszu wspięłam
się na trzecie
piętro budynku, dzwoniąc do drzwi nieco niepewnie. W głębi duszy
czułam się jak natręt, z drugiej strony dziwiąc, że nie
zareagowałam jeszcze wczoraj na krzywdę dotykającą
chłopaka, która od
pewnego momentu mojego życia była
moim słabym punktem.
Słysząc
jedynie
powolne zbieranie się z mebla i w sumie nic więcej, uprzedziłam
jedynie przeciągłym krzykiem, że wchodzę.
I
wtargnęłam
przez
drzwi wejściowe na korytarz,
który przechodził w salon, wkraczając
prosto na pole widzenia, a
może raczej rażenia. Bez wątpienia przygwoździłam go najściem, tak samo jak on
zrobił to swoim wzrokiem.
– Co
ty tu robisz?! – wykrzyczał, próbując się podnieść, na co ja,
zdejmując plecak i kładąc telefon na blat stołu, pouczyłam go
odpowiednio ruchem dłoni.
– Leż.
I nigdzie się nie ruszaj. Nie po to przyszłam, żebyś łaził dwa
razy więcej.
– Ja
tu trafiłaś? Co ty, śledzisz mnie?
Wywróciłam
oczami teatralnie, zgarniając zamaszystym ruchem napuszone włosy na
jeden bok.
– Już
raz u ciebie byłam, Taiga –
i jakby to nie wystarczyło, bo to przedstawiał wyraz jego twarzy,
dodałam. – Z Tatsuyą i Atsushim po
waszym meczu
o trzecie miejsce –
po czym uniosłam brew, a
jemu
odświeżyła się pamięć, przez
co zazgrzytał zębami i nie rozluźnił się ani trochę.
Nieświadomie przywołałam te, najwidoczniej, krzywdzące
wspomnienie, bo gromił mnie wzrokiem, jakby to ja jedyna była temu
winna. Silne ręce napięte
były w podparciu
o skraj kanapy.
– Ale
dlaczego tu przyszłaś?
– był wściekły jak cholera albo
może bardziej nie dowierzał? Na pewno był trochę sfrustrowany. No
dobra, nie miałam prawa mu się dziwić, nawet jeśli
robiłam coś tylko ze względu na niego kosztem
uchodzenia za idiotkę, za którą prawdopodobnie i tak już mnie
miał. – Nachodzisz mnie we
własnym mieszkaniu!
– Nie
nachodzę, wyluzuj – odparłam, wyciągając opakowanie z plecaka.
– Wiem od Tatsuyi, co się stało. Chciałam trochę pomóc i tyle.
Ogólnie
wyglądało to tak, że chłopak runął z powrotem na oparcie
kremowej kanapy i zastanawiało mnie, czy to przez moje słowa czy
raczej na widok
serii placków w opakowaniu. Wchodząc
do kuchni i otwierając kolejne szafki, zostałam zgromiona
pojedynczym okrzykiem:
– Nie
grzeb po moich szafkach!
Jeny,
co za maruda. Żarcie przyszło mu jak na zamówienie, a temu jeszcze
chce się wytykać takie szczegóły.
– Jesteś
niewdzięczny.
Ucichł.
Zerknęłam kątem oka, by zauważyć,
że przygląda mi się zdziwiony
i zaciekawiony zarazem.
Ze
spiętym grymasem rozmasował
bolące miejsce
przy kostce,
owinięte zimnym okładem ze
zwilżonej
szmatki.
Dotknęłam
omletów, by stwierdzić, że są w zasadzie wystarczająco
ciepłe, by można było
przymknąć oko na ich pogrzanie, więc
wrzuciłam jeden z nich
na talerz. Odnalazłam też
szufladę ze sztućcami,
których miał zaskakująco mało i zacisnęłam je w pięści,
niosąc w jego stronę. Wyraz jego twarzy,
prawie dotąd niezmienny,
zmienił się na bardzo
zainteresowany.
– Co
to jest?
– Nie
ręczę za to, to nie moja robota – oświadczyłam, podchodząc
bliżej.
– Ale chory nie powinien wybrzydzać, więc wsuwaj – po czym
wręczyłam mu naczynie. Obadał wzrokiem i mnie i jedzenie, które
zaczął konsumować sekundę później. Cały jajeczny placek
zniknął w ciągu kilkudziesięciu kolejnych sekund
i to w ten
sposób, że nie mogłam oderwać od
niego wzroku, ani w ogóle
zrobić cokolwiek innego.
– Masz
tego jeszcze? – zapytał, oddając mi talerz. Odeszłam ze
zdumieniem zupełnie tak,
jakbyśmy wymienili się wyrazami twarzy sprzed
trzech minut i zajrzałam do
pudełka.
– Zostały
cztery.
– Daj
wszystkie.
To
jakiś potwór. Z drugiej
strony tak potężna tkanka mięśniowa, wyłażąca mu zza czarnej
koszulki o przyciętych rękawach, skądś
musiała się wziąć.
– Smakują
ci?
– Ujdą.
Zrobiłam
więc tak jak poprosił. Podałam i grzecznie usiadłam na puchatym
dywaniku na podłodze, spoglądając na mecz, który właśnie
oglądał. Czy on naprawdę musiał chłonąć koszykówkę non stop?
Taiga,
równie sowicie wpatrzony i zapewne zły również przez to, że
przerwałam mu seans, jadł jakby głodzono go z tydzień. I w
niespodziewanie ciepłym tonie zwrócił się do mnie w przerwie
przed napoczęciem czwartej porcji.
– Mia,
usiądź
na kanapie – po czym
zrobił mi miejsce, przesuwając chorą
stopę, drugą lokując na oparciu
trochę wyżej.
– Jest
mi tak wygodnie, serio. Poza
tym, niech tak cała twoja noga wydobrzeje.
– Głupio,
żebyś siedziała na dole
– dodał skrępowany. Patrząc na mnie, odgryzł kolejnego kęsa. –
Jest trochę miejsca… –
wskazał kciukiem.
Westchnęłam
pod nosem, po czym wsunęłam
się na boczny rant
mebla,
gdzie jakimś cudem jego olbrzymie
długa kończyna już nie
dosięgała.
– Jak
to się stało? – zagadałam, mając na myśli na jego kontuzję,
na którą spoglądałam.
– To
zwykłe nadwyrężenie – odparł, przełykając kęsa. – Muszę
oszczędzać ją przez jakiś tydzień i tyle.
– Chyba
za dużo wcześniej naparzałeś, co Taiga? – zapytałam,
spoglądając na niego, ale widok zbił mnie nieco z tropu. Zamiast
jakiejkolwiek głośnej reakcji, otrzymałam na dłoni zamyślonego,
roztargnionego chłopak, a jego spojrzenie umykało gdzieś na bok, w
dół, na podłogę.
– Sam
nie wiem, czy tyle wytrzymam.
– Nigdzie
się nie ruszysz – oświadczyłam mu, jak gdybym posiadała nad nim
pierwiastek władzy albo chociaż prawa opiekuna. – Skoro masz tyle
leżeć to leż. Chyba nie chcesz komplikacji na później, co nie?
Zmarszczył
czoło, posyłając mi wrogie spojrzenie. Na swój sposób wyglądało
to zabawnie. Naprawdę, sposób jego złości nie potrafił mi się
udzielić i nie wyglądał jakkolwiek poważnie. Chociaż może było
tak tylko wobec mnie albo tylko ja tak to odbierałam.
– Co
ty możesz o tym wiedzieć.
Tym
razem postanowiłam nie odpowiedzieć, by nie kąsać się bez
powodu. Bez zapowiedzi wstałam, kiedy tylko skończył jeść.
Ujęłam od niego talerz i przepłukałam wodą w jego umywalce, bo
jak zdążyłam odnotować poprzednim razem, kiedy zastałam go w
kuchni zmywającego naczynia, nie posiadał zmywarki.
Taiga
spojrzał na mnie z lekka zdziwiony, wodząc za mną wzrokiem. Kiedy
zaczęłam zgarniać puste pudełko i zapinać plecak, dotarło do
niego, że zbieram manaty i zamierzam wyjść.
– Dziękuję
za nie – mruknął nagle. – Jeśli nie chcesz nie musisz
wychodzić… – dodał nieprzekonany.
– Nie
– powiedziałam stanowczo, choć uprzejmie. – Ale przyjdę jutro.
Przyniosę ci coś – powiedziałam, zamykając za sobą drzwi.
Ogólnie ja w chuj ją czuję. Czaisz, Mię, jakby była prawdziwa. Takie głupie smaczki jak skakanie po Facebooku, albo rozkminy w wolnym czasie. To takie naturalne dla nas wszystkich i w zasadzie tylko zbliża nas do danej osoby i utożsamia po troszku z nami (ale nie tą. XDXD W sensie z nami, że my. Ty wiesz o co cho. :P). No i sam fakt, wspomniałam już o tym, że to nie było pokazane w mandze, ale jednak to logiczne, że wytepowało. Naprawdę sper, że myślisz o takich sprawach. To samo ze słuchawkami, bo każdy muzy słucha! To takie... nieopkowe.
OdpowiedzUsuńGdzie dopóki nie okazujesz się nie być tylko turystą a zamieszkałym, japońska uprzejmość zaczyna cię w pewien sposób omijać. - no kocham to! To prawdziwe, takie japońskie! Tym bardziej, że jako Minako również ten motyw wplotłam. Ich prawdziwa kultura. Oni tacy są, a mało kto o tym wie.
Współlokatorka!
flat coated retrieverem - własnie widzę, że znalazłaś. XD A ja rzecz jasna sprawdzić musiałam. Jak tylko zobaczyłam że to retriever, to od razu wiedziałam, że mi przypadnie do gustu, kocham je! Tak samo jak Huskie. Wspaniałe rasy i do tego takie przyjazne. Choć Husky trochę krnąbrne charaktery mają, ale wystarczy je nauczyć tego i owego.
Wbrew pozorom był osobą o szerokich zdolnościach do przywiązywania się, gorzej było jedynie z jakimkolwiek tego pokazywaniem. - tia, to pasowałoby do Himuro. Jak mówiono o nim gorące serce, chłodna głowa. Taki zawsze zdawał mi się być. Może się mylę... Pewnie co człowiek to inne pojmowanie danej postaci. Akurat ty w moje trafiasz. Podobnie kminimy takie sprawy. :D
podczas kiedy ona dziergała na drutach - już rozumiem, co miałaś na myśli, mówiąc o tej współlokatorce. Hahah. :D Kozacka! Do tego te kwieciste suknie. Jak hipiska! Nie hipsterka, a prawdziwa hipiska! Weganizm w dodatku.
– Nie grzeb po moich szafkach! - śmiechłam. :D
No i końcówka ultra śłodka. Z tym, że przyjdzie do niego następnego dnia z jedzeniem! Ratowanie faceta w potrzebie! Oł jea, nie ma lepszego sposobu, żeby zaskarbić sobie czyjąś przychylność! Tylko jedzenie i opieka! ♥
Żodym mi nie powie, że w tej kwesti się mylę, bo facetom to imponuje. Jakieś chore nawiązania do matek czy chuj wie co.
jak ten komć na telefonie wydaje się cholernie długi xD
Usuńno, ja kocham Himuro wgle chyva, a nie ten opis, nie wiem, dziwne ale chyba serio mam słabość, choć w sunie to teog nie odczuwam :/:// po prsotu wgle nie czaje go i MOICH UCZUĆ WOBEC NIECO ja prdl
aaaaa, nawet nie wiesz, jak się cieszyłam, że go ogarnęłam! nawet dla samej siebie, bo jak już nie wiem, jak z tym psiakiem. może oprócz labradora dostane do kogoś jeszcze takiego o :-/
no, taka hipstera, ale wyrwana z przeszłości, ja ją bym chciała przelać na jakiś papier i pokazać, jak ja widzę tak bardzo!
wgle mam wrażenie ze jakoś inaczje pisze te komcie na telefonie, poprawie je pewnie xD
hahah, no ta, Łuki mi nawet mówił, że facet jak choruje to świat się wali i trzeba nad nim latać ponoć, wiec Mijaczi sobie polata i wglr no nie, no zobaczysz ziomek, ale to chwilę ino potrwa. chociaż mam pewne ale odnośnie tego, o czym teraz pisze, eh, sam nie wiem
buziaki, serio poprawie te komcie xD
Ja pierunie! Serio. Jak ja to czytam szczególnie sceny między Mią i Taigą, to aż widzę te sceny w anime. Ja pierdziele.
OdpowiedzUsuńCo Ty Mordo ze mną robisz? Sprawiasz, że kocham rzeczy, po które do tej pory nie sięgałam.
HUEHEUE, CAŁA JA, ZAWSZE TAK NA CIEBIE DZIAŁAM <3
Usuń