3 stycznia 2017

IV. I call that fate

Niefartem przez kilka kolejnych dni nie zaskoczyło mnie zupełnie nic specjalnego. Spędzałam je głównie na graniu po kilka godzin dziennie z przerwami na sprawdzanie zdjęć wstawianych przez Chloe i Phoebe z wakacji w San Francisco, które odpuściłam sobie na własne życzenie kosztem spędzenia ich tutaj. Jak się okazało, w sposób nużący, przeciętny i dość samotny.
Do tego w stolicy kraju, który żyje na nieco innych zasadach niż Ameryka. Gdzie dopóki nie okazujesz się nie być tylko turystą a zamieszkałym, japońska uprzejmość zaczyna cię w pewien sposób omijać. Gdzie alkohol sprzedawany jest również od dwudziestego pierwszego roku życia, ale nie dostaniesz go w nawet w sprawdzonych punktach albo z pomocą jakiegokolwiek starszego na ulicy, który spojrzy na ciebie po tej prośbie z pogardą. I w końcu do miejsca, gdzie jedyną osobą, z którą możesz zamienić tu słowo, okazuje się być poznana w przeciągu czternastu dni, twoja tymczasowa współlokatorka.
Eriko miała na głowie burzę loków, nieporównywalną do mojej, bo kiedy te przypominały bardziej rozwiane fale, jej były małymi, skaczącymi sprężynkami. Sterczały na wszystkie strony i wyglądały jak tapirowane na wybieg, by przyciągać uwagę. Nosiła tylko i wyłącznie długie do ziemi spódnice oraz koszule z długimi rękawami i motywem kwiatów, przeróżnych niegeometrycznych wzorów czy fikuśnych szlaczków. Przewiązywała się chustami w pasie, choć jeszcze częściej na głowie, żeby żadne włosy nie latały po kuchni. Wszystkie wolne chwile spędzała bowiem tam, a swoje eksperymenty dzieliła na pół, testując na sobie i na mnie. Eriko była bowiem wegetarianką i pragnęła pogłębiać wiedzę na temat nieodkrytych połączeń smaków w tym rodzaju kuchni o pewnych ograniczeniach.
Pokój był idealnym odzwierciedleniem jej duszy. W każdym możliwym kącie stała zielona, liściasta roślina doniczkowa, a ściany, poduszki, narzuta kanapy czy dywan wyłożone były wyhaftowanymi przez nią motywami. Wielbiła też wizerunki słonia, jako wyznawczyni hinduizmu ściśle trwająca w tradycji całej rodziny, posiadając ich kilka sztuk, w tym jedną sześćdziesięciocentrymetrową, stojącą na specjalnym podeście.
Poza tym posiadała białego dachowca imieniem Stokrotka, bo to najpiękniejsze i najskromniejsze kwiaty, którego zwykłam nazywać Stówą i który o ile mi nie robił żadnej różnicy, o tyle problem powstałby z pewnością, kiedy byłby tu Klawisz. Na szczęście, choć o wiele bardziej nie, na wakacje postanowiłam zostawić go rodzicom, z racji tego, że pozostałe miesiące spędzał ze mną w Akicie. Mój pies był bowiem nie tylko przytulnym, rodzinnym, jasnobrązowym flat coated retrieverem, ale także nieprzewidywalnym zwierzęciem wobec ludzi mu nieznajomych czy wszystkich kotowatych. Tym bardziej, że Stówa, jak typowy kot, był niezbyt towarzyszki i rzadko wpuszczał do swojej strefy kogokolwiek, nawet samą właścicielkę. Dodatkowo, jak osiemdziesiąt procent kotów o tym umaszczeniu, o czym wyczytałam specjalnie dla Eriko, był zwyczajnie głuchy. Reagował jedynie na wskazanie mu palcem wypełnionej karmą miski. Czasami też wpadał do mojego pokoju tylko po to, żeby postraszyć mnie zniszczeniem moich białych firanek albo pokrowca na pianino, a co gorsza podrapania jego plastikowych, grubych klawiszy. I tak, imię dla mojego psa wywiodło się właśnie stąd. Ja i Tatsuya byliśmy zbyt zapasjonowani tym zajęciem i zbyt młodzi by przewidzieć, że ten rodzaj imienia będzie mało uniwersalny i niepasujący w odmianie dla suczki, a nie psa.
Z kolei pewnego rodzaju atrakcją Himuro Tatsuyi było czytanie relacjonowanych mi na bieżąco wydarzeń w kręgach naszych wspólnych znajomych i w ogóle rodzinnych stronach. Dnie spędzał nie tylko na meczach na boisku, ale także odwiedzaniu wszystkich starych znajomych, których zaniedbał, długo nie widział i za którymi szczerze się stęsknił. Wbrew pozorom był osobą o szerokich zdolnościach do przywiązywania się, gorzej było jedynie z jakimkolwiek tego pokazywaniem.
I tym samym pisał twierdząc, że niezobowiązująco, choć w rzeczywistości doskonale zdawałam sobie sprawę, że się martwił. Chociażby ze względu na to, że ostatni rok spędziłam w Akicie w szczególnej mierze ze względu na niego i w pewnym sensie będąc pod jego opieką, jako osoba o gorszej orientacji na terenie tego miasta, ktoś młodszy i do tego jeszcze dziewczyna.
Tym samym sprawdzał mnie nagminnie przez ocean, tak samo jak chyba zamierzał na odległość sześciuset kilometrów, jaka miała nas dzielić przez kolejny rok. Odwiedzał także moich rodziców, których miał za przecznicą i przesyłał zdjęcia Klawisza jeszcze częściej, niż robiła to mama. Przekazywał mi najważniejsze jego zdaniem informacje i jakimś cudem wpadła też ta, że Taiga został odesłany z wyjazdu drużynowego z powrotem do domu na skutek nadwyrężenia jego nogi. Musiałam więc napomknąć mu także, że przypadkiem i śmiesznym zbiegiem okoliczności to ja wybrałam się na zafundowany przez niego koncert, co doprowadziło Tatsuyę do niepohamowanego śmiechu i salw wypisanych przez niego nie wierzę, że z tobą poszedł.
I tak upływały mi całe dnie. Zazwyczaj otwierałyśmy z Eriko drzwi od pokojów na oścież, z czego jeszcze kazała przynosić mi swój sprzęt do pokoju i grać jej, podczas kiedy ona dziergała na drutach. Któregoś dnia wpadła do mnie z omletem jajecznym z brokułami, szpinakiem i tofu, polanym sosem koperkowym i jak zawsze, o ile same składniki zapowiadały coś dobrego, w smaku prezentowało się podle nisko. A ja, na nieszczęście, sztuk tej potrawy dostałam w ilości sześciu porcji placków wielkości dużego talerza.
Nie jest złe, ale coś bym zmieniła – odparłam jej, kryjąc krzywą minę za ostentacyjnym mlaskaniem z otwartą buzią.
Też tak myślę. Za tydzień zrobię je jeszcze raz – odparła zadumana, zabierając całą górę reszty jedzenia dla siebie, po czym wyszła jak zwykle niezapowiedzianie z pokoju.
Z trudem przełknęłam pierwszego kęsa, odsuwając od siebie talerz i odkładając widelec tuż obok. Doszłam do wniosku, że od tego nadmiernego niejedzenia moje zapotrzebowanie na cokolwiek drastycznie zmalało. Nie czułam głodu, a pragnienie gasiłam jedynie wodą i przekąszanymi w międzyczasie owocami mango czy ananasa. Z drugiej strony oszczędzałam w ten sposób sporo kasy, wydając ją tylko w nieznacznej części na mieście, bo nie mogłam jeść w domu niczego innego niż to, co przygotowała mi Eriko. Tak po prostu, zwyczajnie mi to uniemożliwiono, bo dziewczyna obraziłaby się na śmierć, a ja nie chciałam doświadczać jej zrzędliwości w gorszym stanie. Prawdopodobnie byłaby wtedy zupełnie nieznośna.
A i też dlatego, że poza tym okropnie ją lubiłam. Była całkowicie pogodną osobną, pełną duchowej energii – jak sama mi tłumaczyła i pałała życzliwością do wszystkiego. Gdyby każdy był tak dobry i uczynny jak Eriko, świat płakałby ze szczęścia.
Do wyprowadzenia psów zostały mi jeszcze cztery godziny, a ja chciałam koniecznie spędzić je poza domem, bo nienawidziłam kalendarzowego lata. Choć moje miejsce zamieszkania upoważniało wysokie temperatury do występowania o każdej porze roku, tylko przez dokładnie dwa miesiące nie znosiłam tej wyidealizowanej, słonecznej pogody. Pod względem klimatu za to bardzo odpowiadała mi Akita. Zima była tam dosadna, a śniegu sypało tak wiele, jak chyba nie widziałam łącznie w ciągu kilku lat, co okazało się być przyjemną odmianą dla mojego samopoczucia.
Bez dłuższego zastanowienia złapałam za talerz omletów i wymykając się do kuchni, przełożyłam je do plastikowego pojemnika, zamykając go i wkładając do plecaka. Przed przekroczeniem progu mieszkania krzyknęłam tylko, że wychodzę na chwilę, po czym zamknęłam szybko drzwi, by Eriko nie wypytywała mnie o swoje danie, którego przecież nie mogłam zjeść w tak krótkim czasie. Prawdopodobnie zorientowała się już o tym sama, dlatego zbiegłam po schodach najszybciej, jak tylko potrafiłam. Wyjęłam telefon razem ze słuchawkami, włożyłam do uszu i pomknęłam przed siebie.
Po piętnastu minutach szybkiego marszu wspięłam się na trzecie piętro budynku, dzwoniąc do drzwi nieco niepewnie. W głębi duszy czułam się jak natręt, z drugiej strony dziwiąc, że nie zareagowałam jeszcze wczoraj na krzywdę dotykającą chłopaka, która od pewnego momentu mojego życia była moim słabym punktem.
Słysząc jedynie powolne zbieranie się z mebla i w sumie nic więcej, uprzedziłam jedynie przeciągłym krzykiem, że wchodzę.
I wtargnęłam przez drzwi wejściowe na korytarz, który przechodził w salon, wkraczając prosto na pole widzenia, a może raczej rażenia. Bez wątpienia przygwoździłam go najściem, tak samo jak on zrobił to swoim wzrokiem.
Co ty tu robisz?! – wykrzyczał, próbując się podnieść, na co ja, zdejmując plecak i kładąc telefon na blat stołu, pouczyłam go odpowiednio ruchem dłoni.
Leż. I nigdzie się nie ruszaj. Nie po to przyszłam, żebyś łaził dwa razy więcej.
Ja tu trafiłaś? Co ty, śledzisz mnie?
Wywróciłam oczami teatralnie, zgarniając zamaszystym ruchem napuszone włosy na jeden bok.
Już raz u ciebie byłam, Taiga – i jakby to nie wystarczyło, bo to przedstawiał wyraz jego twarzy, dodałam. – Z Tatsuyą i Atsushim po waszym meczu o trzecie miejsce – po czym uniosłam brew, a jemu odświeżyła się pamięć, przez co zazgrzytał zębami i nie rozluźnił się ani trochę. Nieświadomie przywołałam te, najwidoczniej, krzywdzące wspomnienie, bo gromił mnie wzrokiem, jakby to ja jedyna była temu winna. Silne ręce napięte były w podparciu o skraj kanapy.
Ale dlaczego tu przyszłaś? – był wściekły jak cholera albo może bardziej nie dowierzał? Na pewno był trochę sfrustrowany. No dobra, nie miałam prawa mu się dziwić, nawet jeśli robiłam coś tylko ze względu na niego kosztem uchodzenia za idiotkę, za którą prawdopodobnie i tak już mnie miał. – Nachodzisz mnie we własnym mieszkaniu!
Nie nachodzę, wyluzuj – odparłam, wyciągając opakowanie z plecaka. – Wiem od Tatsuyi, co się stało. Chciałam trochę pomóc i tyle.
Ogólnie wyglądało to tak, że chłopak runął z powrotem na oparcie kremowej kanapy i zastanawiało mnie, czy to przez moje słowa czy raczej na widok serii placków w opakowaniu. Wchodząc do kuchni i otwierając kolejne szafki, zostałam zgromiona pojedynczym okrzykiem:
Nie grzeb po moich szafkach!
Jeny, co za maruda. Żarcie przyszło mu jak na zamówienie, a temu jeszcze chce się wytykać takie szczegóły.
Jesteś niewdzięczny.
Ucichł. Zerknęłam kątem oka, by zauważyć, że przygląda mi się zdziwiony i zaciekawiony zarazem. Ze spiętym grymasem rozmasował bolące miejsce przy kostce, owinięte zimnym okładem ze zwilżonej szmatki.
Dotknęłam omletów, by stwierdzić, że są w zasadzie wystarczająco ciepłe, by można było przymknąć oko na ich pogrzanie, więc wrzuciłam jeden z nich na talerz. Odnalazłam też szufladę ze sztućcami, których miał zaskakująco mało i zacisnęłam je w pięści, niosąc w jego stronę. Wyraz jego twarzy, prawie dotąd niezmienny, zmienił się na bardzo zainteresowany.
Co to jest?
Nie ręczę za to, to nie moja robota – oświadczyłam, podchodząc bliżej. – Ale chory nie powinien wybrzydzać, więc wsuwaj – po czym wręczyłam mu naczynie. Obadał wzrokiem i mnie i jedzenie, które zaczął konsumować sekundę później. Cały jajeczny placek zniknął w ciągu kilkudziesięciu kolejnych sekund i to w ten sposób, że nie mogłam oderwać od niego wzroku, ani w ogóle zrobić cokolwiek innego.
Masz tego jeszcze? – zapytał, oddając mi talerz. Odeszłam ze zdumieniem zupełnie tak, jakbyśmy wymienili się wyrazami twarzy sprzed trzech minut i zajrzałam do pudełka.
Zostały cztery.
Daj wszystkie.
To jakiś potwór. Z drugiej strony tak potężna tkanka mięśniowa, wyłażąca mu zza czarnej koszulki o przyciętych rękawach, skądś musiała się wziąć.
Smakują ci?
Ujdą.
Zrobiłam więc tak jak poprosił. Podałam i grzecznie usiadłam na puchatym dywaniku na podłodze, spoglądając na mecz, który właśnie oglądał. Czy on naprawdę musiał chłonąć koszykówkę non stop?
Taiga, równie sowicie wpatrzony i zapewne zły również przez to, że przerwałam mu seans, jadł jakby głodzono go z tydzień. I w niespodziewanie ciepłym tonie zwrócił się do mnie w przerwie przed napoczęciem czwartej porcji.
Mia, usiądź na kanapie – po czym zrobił mi miejsce, przesuwając chorą stopę, drugą lokując na oparciu trochę wyżej.
Jest mi tak wygodnie, serio. Poza tym, niech tak cała twoja noga wydobrzeje.
Głupio, żebyś siedziała na dole – dodał skrępowany. Patrząc na mnie, odgryzł kolejnego kęsa. – Jest trochę miejsca… – wskazał kciukiem.
Westchnęłam pod nosem, po czym wsunęłam się na boczny rant mebla, gdzie jakimś cudem jego olbrzymie długa kończyna już nie dosięgała.
Jak to się stało? – zagadałam, mając na myśli na jego kontuzję, na którą spoglądałam.
To zwykłe nadwyrężenie – odparł, przełykając kęsa. – Muszę oszczędzać ją przez jakiś tydzień i tyle.
Chyba za dużo wcześniej naparzałeś, co Taiga? – zapytałam, spoglądając na niego, ale widok zbił mnie nieco z tropu. Zamiast jakiejkolwiek głośnej reakcji, otrzymałam na dłoni zamyślonego, roztargnionego chłopak, a jego spojrzenie umykało gdzieś na bok, w dół, na podłogę.
Sam nie wiem, czy tyle wytrzymam.
Nigdzie się nie ruszysz – oświadczyłam mu, jak gdybym posiadała nad nim pierwiastek władzy albo chociaż prawa opiekuna. – Skoro masz tyle leżeć to leż. Chyba nie chcesz komplikacji na później, co nie?
Zmarszczył czoło, posyłając mi wrogie spojrzenie. Na swój sposób wyglądało to zabawnie. Naprawdę, sposób jego złości nie potrafił mi się udzielić i nie wyglądał jakkolwiek poważnie. Chociaż może było tak tylko wobec mnie albo tylko ja tak to odbierałam.
Co ty możesz o tym wiedzieć.
Tym razem postanowiłam nie odpowiedzieć, by nie kąsać się bez powodu. Bez zapowiedzi wstałam, kiedy tylko skończył jeść. Ujęłam od niego talerz i przepłukałam wodą w jego umywalce, bo jak zdążyłam odnotować poprzednim razem, kiedy zastałam go w kuchni zmywającego naczynia, nie posiadał zmywarki.
Taiga spojrzał na mnie z lekka zdziwiony, wodząc za mną wzrokiem. Kiedy zaczęłam zgarniać puste pudełko i zapinać plecak, dotarło do niego, że zbieram manaty i zamierzam wyjść.
Dziękuję za nie – mruknął nagle. – Jeśli nie chcesz nie musisz wychodzić… – dodał nieprzekonany.
Nie – powiedziałam stanowczo, choć uprzejmie. – Ale przyjdę jutro. Przyniosę ci coś – powiedziałam, zamykając za sobą drzwi.

4 komentarze:

  1. Ogólnie ja w chuj ją czuję. Czaisz, Mię, jakby była prawdziwa. Takie głupie smaczki jak skakanie po Facebooku, albo rozkminy w wolnym czasie. To takie naturalne dla nas wszystkich i w zasadzie tylko zbliża nas do danej osoby i utożsamia po troszku z nami (ale nie tą. XDXD W sensie z nami, że my. Ty wiesz o co cho. :P). No i sam fakt, wspomniałam już o tym, że to nie było pokazane w mandze, ale jednak to logiczne, że wytepowało. Naprawdę sper, że myślisz o takich sprawach. To samo ze słuchawkami, bo każdy muzy słucha! To takie... nieopkowe.
    Gdzie dopóki nie okazujesz się nie być tylko turystą a zamieszkałym, japońska uprzejmość zaczyna cię w pewien sposób omijać. - no kocham to! To prawdziwe, takie japońskie! Tym bardziej, że jako Minako również ten motyw wplotłam. Ich prawdziwa kultura. Oni tacy są, a mało kto o tym wie.
    Współlokatorka!
    flat coated retrieverem - własnie widzę, że znalazłaś. XD A ja rzecz jasna sprawdzić musiałam. Jak tylko zobaczyłam że to retriever, to od razu wiedziałam, że mi przypadnie do gustu, kocham je! Tak samo jak Huskie. Wspaniałe rasy i do tego takie przyjazne. Choć Husky trochę krnąbrne charaktery mają, ale wystarczy je nauczyć tego i owego.
    Wbrew pozorom był osobą o szerokich zdolnościach do przywiązywania się, gorzej było jedynie z jakimkolwiek tego pokazywaniem. - tia, to pasowałoby do Himuro. Jak mówiono o nim gorące serce, chłodna głowa. Taki zawsze zdawał mi się być. Może się mylę... Pewnie co człowiek to inne pojmowanie danej postaci. Akurat ty w moje trafiasz. Podobnie kminimy takie sprawy. :D
    podczas kiedy ona dziergała na drutach - już rozumiem, co miałaś na myśli, mówiąc o tej współlokatorce. Hahah. :D Kozacka! Do tego te kwieciste suknie. Jak hipiska! Nie hipsterka, a prawdziwa hipiska! Weganizm w dodatku.
    – Nie grzeb po moich szafkach! - śmiechłam. :D
    No i końcówka ultra śłodka. Z tym, że przyjdzie do niego następnego dnia z jedzeniem! Ratowanie faceta w potrzebie! Oł jea, nie ma lepszego sposobu, żeby zaskarbić sobie czyjąś przychylność! Tylko jedzenie i opieka! ♥
    Żodym mi nie powie, że w tej kwesti się mylę, bo facetom to imponuje. Jakieś chore nawiązania do matek czy chuj wie co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak ten komć na telefonie wydaje się cholernie długi xD
      no, ja kocham Himuro wgle chyva, a nie ten opis, nie wiem, dziwne ale chyba serio mam słabość, choć w sunie to teog nie odczuwam :/:// po prsotu wgle nie czaje go i MOICH UCZUĆ WOBEC NIECO ja prdl
      aaaaa, nawet nie wiesz, jak się cieszyłam, że go ogarnęłam! nawet dla samej siebie, bo jak już nie wiem, jak z tym psiakiem. może oprócz labradora dostane do kogoś jeszcze takiego o :-/
      no, taka hipstera, ale wyrwana z przeszłości, ja ją bym chciała przelać na jakiś papier i pokazać, jak ja widzę tak bardzo!
      wgle mam wrażenie ze jakoś inaczje pisze te komcie na telefonie, poprawie je pewnie xD
      hahah, no ta, Łuki mi nawet mówił, że facet jak choruje to świat się wali i trzeba nad nim latać ponoć, wiec Mijaczi sobie polata i wglr no nie, no zobaczysz ziomek, ale to chwilę ino potrwa. chociaż mam pewne ale odnośnie tego, o czym teraz pisze, eh, sam nie wiem
      buziaki, serio poprawie te komcie xD

      Usuń
  2. Ja pierunie! Serio. Jak ja to czytam szczególnie sceny między Mią i Taigą, to aż widzę te sceny w anime. Ja pierdziele.
    Co Ty Mordo ze mną robisz? Sprawiasz, że kocham rzeczy, po które do tej pory nie sięgałam.

    OdpowiedzUsuń