Tego
wieczora Kagamiego zaskoczyły jeszcze tylko dwie rzeczy – i obie
były wiadomościami.
Mia
Aidachi
2
lipca, 23:08
I
co, doczołgałeś się jakoś?
2
lipca, 23:34
Odpisz,
proszę, bo Himuro nigdy mi tego
nie wybaczy :-/
Oczywistością
było, że nad wyraz poirytowany nie odpisał na żadną z
wiadomości. Jaki bowiem byłby sens ciągnięcia rozmowy z tą
dziewczyną? Powiedz o swojej słabości, a wykorzystają ją
przeciwko tobie. Z tym, że to ona go zaskoczyła i przypadkiem
zdobyła tę informację, a potem po prostu się z tego nabijała. I
tym samym niknące skrajne emocje zdążyły jedynie ustąpić
kolejnym – pełnym niepohamowanej irytacji i zniecierpliwienia.
Pośpiesznie zamknął wszystkie kolejne okienka, by wyłączyć
komputer, wziąć prysznic i dość beztrosko położyć się spać.
Kolejny
dzień zaczął od jajecznicy z ośmiu jajek na śniadanie i dwóch
kanapek, uwzględniając, że nie powinien się zbytnio objadać, bo
Aida zapowiadała dzisiaj znowu sporo biegania. Dzień zapowiadał
się upalnie. Nie, parno. Podczas lata w Japonii przed wszystkim było
parno. Nawet kiedy kilka dni z rzędu padały obfite deszcze, zaraz
wracały wysokie temperatury i duszące, ciężkie powietrze. Jednak
przyzwyczajenie do kalifornijskich upałów przez, w zasadzie, całe
dzieciństwo, dało się odczuć nieco łagodniejszym przeżywaniem
tego typu katuszy. Na pewno łatwiej niż niektórym przechodniom,
mijanym właśnie na chodniku. I w całym tym ułatwieniu i tak
cuchnął już potem, oblany nim na całej powierzchni pleców.
Koszulka lepiła się do mokrego, twardego ciała.
Zaraz
po treningu udał się na obiad, którym tym razem były hamburgery z
Maji, do tego w towarzystwie Kuroko, popijającego standardowo
waniliowego shake’a. Siorbał cicho, zdając się być podczas tego
zajęcia głęboko zamyślony.
– O
czym myślisz, Kuroko? – zapytał, powstrzymując się nawet od
odgryzienia kolejnego kęsa piątego burgera.
– O
naszych starszych kolegach z drużyny. Przykro mi, że od nas
odchodzą.
– Ta,
też ostatnio przyszło mi to do głowy – odsunął papierek,
odsłaniając przy tym dorodną bułkę, posypaną z wierzchu
sezamem. Kuroko jednak milczał dalej, a jego wzrok, wlepiony pusto w
okno, wychodzące na ulicę, wyrażało zwyczajny brak
zainteresowania albo zero satysfakcji ze słów swojego towarzysza.
– Z
drugiej strony, za rok znowu będziemy mogli do nich dołączyć.
Hyuga i Mitobe chyba wybierają się na jedną uczelnię – dodał
Kagami bezmyślnie przeżuwając wołowe mięso w sosie barbecue z
kawałkami czerwonej cebuli, chrzęszczącej teraz wyraźnie pomiędzy
jego trzonowcami. Kuroko, wyraźnie zaskoczony tym dopowiedzeniem,
przyglądał się tak przez kilka sekund, po czym odsunął od ust
słomkę i skinął głową.
– Masz
rację, Kagami-kun. Dziękuję.
– Hę?
Za co?
– Nie
chcę się z nimi rozstawać. To najlepsza drużyna, w jakiej
dotychczas grałem.
Kuroko
miał do siebie to, że rzucanie ckliwymi deklaracjami jak każdym
innym stwierdzeniem – czy to suchym faktem czy wyznaniem prosto z
serca płynącym, było dla niego czymś mało zobowiązującym.
Trzeba było poznać go lepiej by wiedzieć, kiedy wypowiada się z
przejęciem, kiedy z niepokojem, a kiedy zwyczajnie. I tym razem
mówił w tym pierwszym zamyśle. Można było to poznać po tym, jak
wlepił swój pobłażliwy wzrok w twarz Kagamiego, wywołując u
niego tym samym poczucie dyskomfortu, które zbył jednym
stwierdzeniem.
– Przestań,
Kuroko.
Po
następnych dziesięciu minutach, kiedy to na tacce przyjaciela
zostało ostatnie zawiniątko, niezbite jeszcze w kulkę białego
papieru, zauważając uprzednio godzinę na wyświetlaczu telefonu,
poderwał się z krzesła.
– Muszę
iść, Kagami-kun. Zapomniałem, że powinienem niebawem wyjść z
psem na spacer – niepodważalne hasło zmotywowało go do powstania
i zmuszenia do tego samego Taigę. Przewiesili torby przez ramię i
wyszli z lokalu, żegnając się przy trzecim ze skrzyżowań.
Kagami
spokojnym krokiem wrócił do domu, zostawiając burgera w torbie na
potem i bezmyślnie chwytając piłkę niczym codzienny rytuał. Tego
popołudnia nie mógł spędzić lepiej – jak każdego innego
zresztą też. Tym bardziej, że Tokio nie miało mu, póki co, nic
lepszego do zaoferowania. I ten stan rzeczy miał się też nie
zmienić, oczywiście do czasu nadchodzących wyjazdów treningowych.
Nie
minęło pięć minut, kiedy po szybkiej toalecie ponownie zszedł na
dół, przyśpieszając nieco ze świadomością, że to dogodny czas
dla nielubiących grania w szczytowych godzinach upałów. Nawet
jeśli zajęłyby je siedmiolatki, jedynym wyjściem była
przejażdżka na inne, oddalone o jakieś czterdzieści minut jazdy
autobusem boisko. Nie przepędziłby ich przecież, bo zwyczajnie nie
potrafił. Brakowało mu… odwagi, przynajmniej wobec siedmiolatków.
Tym
razem, jak też ostatnio zaskakująco często, pomarańczowy
prostokąt wyznaczony z każdej strony wysoką siatką okazał się
być pusty. Na tym osiedlu chyba po prostu mało kto interesował się
tą dziedziną sportu, jak i w zasadzie proporcjonalnie w całym tym
kraju. W Ameryce wolne boisko bowiem można było rezerwować jedynie
poprzez zaklepanie go swoją obecnością wczesnym rankiem i
dodatkowo bez gwarancji, że nie zostaniesz z niego w każdej chwili
wygoniony.
Ledwie
przekraczając pierwszą po drodze białą linię, wyrzucił piłkę
przed siebie, uśmiechając się pod nosem. Zabawne, że można nie
mieć tego dość. Nie tyle co uczucia towarzyszącemu skupianiu
swojej uwagi podczas rzucania czy satysfakcji podczas trafienia do
kosza, ale tej zwyczajnej, powtarzającej się w swoim zamyśle
rzucaniu okrągłym przedmiotem do kawałka deski z przymocowaną
obręczą. Niby tak zwykłe i proste, a jednocześnie tak
fascynujące.
Mała,
zapakowana w fioletowy papier paczuszka bezustannie dawała mi o
sobie znać. Co prawda, sama celowo ustawiłam ją na widoku, by o
niej nie zapomnieć, ale moja dokładność jak zwykle musiała
uciążliwie męczyć mnie, by pozbyć się jej jak najszybciej i
mieć to z głowy.
I
kiedy pofatygowałam się o
to, by go
spotkać przez dwa ostatnie
dni, spełzło na niczym. Nie
było go tam, gdzie normalnie
był chyba zawsze.
I
był to
tym samym już trzeci raz,
kiedy tylko i wyłącznie z
tego powodu zakładałam
trampki na nogi i wychodziłam z domu, zostawiając moją współlokatorkę samą,
co akurat w przypadku
przygotowywania
przez nią podwieczorku było na
moją korzyść. Byłam zmuszona jeść przez nią
wszystko, robić – zupełnie nic. I nie byłoby w tym niczego
złego, gdyby tylko któraś
z jej potraw była jakkolwiek
jadalna. Eriko była
bowiem zapaloną kucharką i
brakowało jej jedynie
jakiejkolwiek krztyny
do tego talentu.
I poza tym, że była osobą
okropnie życzliwą
i zwyczajnie dobrą,
w parze z tym szła jej wścibskość,
gadatliwość,
jak i to, że była
głośna. Na tyle, że
wolałam czasem wsuwać przygotowane przez
nią żarcie niż
słuchać jej wrzasków, którymi porozumiewała
się z ludźmi, tak
jakby nie potrafiła mówić tonem
niższym i w
ogóle mniej piskliwym.
Zmierzałam
tym samym w stronę boiska, na którym ostatnie dwa razy zastałam
wielkie nic nawet podczas zwykłego spaceru z psiakami. Koleś
wyćwiczył się na tyle idealnie, by mnie nie spotykać, choć...
chyba nie do końca chodziło o mnie. Mimowolnie uśmiechnęłam się
pod nosem. Jego bojaźliwość przed psami była wręcz zabawna.
Rozumiałam, że można nie mieć do nich zaufania, chować urazę z
dzieciństwa, ale żeby tak ich nienawidzić? Jaki stał w takim
razie za tym powód?
I
ku mojemu zdziwieniu, bo szłam trochę jakby nieprzekonana, że ma
to w ogóle jakikolwiek sens, był tam teraz. Pochłonięty zupełnie
swoim zajęciem, ocierał twarz z potu o zewnętrzną stronę białej
koszulki jednym, zdecydowanym ruchem. Przy obojczykach brzęczał mu
srebrny łańcuszek z przewieszoną na nim obrączką od Tatsuyi.
Musiałam
podejść tuż za niego, bo zdawał się w ogóle nawet nie zauważyć
mojego najścia. Chrząknęłam pod nosem, zaciskając przy tym
wargi. Chciałam uniknąć pierwszego kontaktu wzrokowego,
spoglądając w bok, kiedy to odwracał się w moja stronę, nie
chcąc go krępować, co najpewniej miało mieć miejsce. O dziwo,
sama czułam się trochę nieswojo. W końcu przyszłam do niego
specjalnie i do tego... z prezentem.
– Widzę,
że żyjesz, Taiga – wychyliłam się delikatnie, powoli przenosząc
niepewny wzrok na jego twarz. Bardzo zdziwioną, co tylko spotęgowało
moje wzmagania silnej woli do powstrzymania się od śmiechu –
naszło mnie bowiem wspomnienie ostatniej sytuacji i tego, że wtedy
też strzelił podobnie durną minę.
– Daruj
sobie – delikatnie drgnęłam, jakby poruszona tą
bezpośredniością.
– Wyluzuj,
jestem sama – wskazałam palcem na dół, pod nogi i rozpostarłam
dłonie, by pokazać, że przypadkiem nie ukryłam tam żadnej
smyczy. – Nic ci nie grozi – dodałam z odrobiną pogardy. Jak
on może...
– Co
tu robisz? – zapytał
nagle, ściągając brwi i palce, które zaciskał na piłce. Do
tego omiótł mnie
spojrzeniem, jak
gdyby podejrzewał mnie o… sama
nie wiem co. Po prostu
jego wzrok zdradzał, że nie
darzył mnie chyba zbyt dużym zaufaniem.
– Tak
właściwie to pośredniczę – oznajmiłam. Jego
twarz przedstawiała
niezrozumienie i dziwną
pustkę,
jakoby był dość ciężko kumający. Ale fakt, sama może niezbyt
dobrze nakreśliłam sytuację. Wyciągnęłam więc rękę z
pakunkiem przed siebie,
rzucając w jego stronę, a
on bez problemu
ją przechwycił.
– To
prezent od Tatsyui. Poprosił mnie, żebym przekazała ci to teraz – chrząknęłam. Naprawdę dziwnie się czułam, wiedząc,
że chłopak urodziny ma w sierpniu i zarówno dobrze zdając sobie
też sprawę z tego, że był dopiero pierwszy tydzień lipca. Ale
takie otrzymałam wytyczne, o czymkolwiek one świadczyły. – Z
okazji urodzin – zaakcentowałam tak, jakbym sama podpisała się
pod życzeniami.
Zdawał
się być bezustannie niemało zaskoczony.
Przeczesał grzywę,
poprawiając ją chyba, po czym jego ręka powędrowała na kark,
drapiąc go w wyraźnym poświadczeniu jego skrępowania.
– Zarzekał
się, że wolałby dać to sam, ale widocznie zapomniał, kiedy
widzieliście się ostatnim razem wtedy,
u ciebie – przypomniałam
mu i ciągnęłam w nadziei,
że w końcu coś odpowie. Cokolwiek bym wiedziała, że wszystkie te
informacje odpowiednio przetworzył.
– Dziękuję.
Za fatygę, oczywiście
– wykrztusił w końcu.
– Sam też osobiście
podziękuję Himuro – przyglądał
się paczce albo nie wiedząc, czy zerwać z niej ozdobny papier i
sprawdzić, co jest w środku, albo zwyczajnie nie chcąc napotykać
mojego wzroku.
– Wolałabym
od tego, żebyś był tu za pierwszym razem, kiedy próbowałam Cię
spotkać – mruknęłam niby pretensjonalnie, zupełnie bez tego
zamysłu. No, może trochę. Faktycznie, oszczędziłoby mi to czasu,
którego i tak miałam dużo. Ujęło zadań, których praktycznie
wcale nie miałam, nad czym ubolewałam. Niechętnie musiałam
przyznać, że to szacowanie jego przyjścia w było pewną atrakcją
dzisiejszego dnia, jak i całego dotychczasowego pobytu w Tokio.
Skrzywił
się nagle dziwnie, momentalnie wlepiając we mnie ciemne tęczówki.
– Byłaś
tu już wcześniej?
– To
moje trzecie podejście.
– Tylko
dzisiaj?
– Nie,
trzeci dzień – ciągnęłam.
– Nie miałam
wyjścia. Idealnie unikasz moich godzin
wyjść z psami – uniosłam
brew odruchowo.
– Nie
unikam! Tak wychodzi, przesunęły nam się treningi –
zakomunikował, broniąc się szczerze. Dało się w to wierzyć,
aczkolwiek nie zakładałam, że zupełnie zapomniał o akcji z
przyjaciółką Himuro i jej kundlami.
– Dobra,
dobra – odruchowo zbyłam
jego zaprzeczania ruchem dłoni, uspokajając
go tym. – Tak czy siak, nie
będę już nękać – odparłam, obserwując jego reakcję.
Jego
oczy zabiegane były pomiędzy mną a paczuszką,
wyraźnie szukając
stabilizacji. Nie wiedziałam,
czy wstydzi się czy zwyczajnie nie wie, co powiedzieć bądź też
może po prostu nie chce gadać i czeka, aż przestanę kłapać
dziobem i zwinę się, podczas gdy on będzie mógł podziwiać
prezent od naszego wspólnego przyjaciela.
– Chociaż
nie! Nie znam innej drogi do tego psiego parku – skrzywił się na
to słowo. Nienormalny. – Więc
może jeszcze czasem się tu napatoczę. W
każdym razie, na pewno nie celowo. Na
razie, Taiga!
Po
tym ruszyłam w stronę wyjścia, trzymając rękę uniesioną na
wysokość barku, którą
zaraz opuściłam swobodnie wzdłuż ciała.
Dobiegło mnie jego podłużne zająknięcie się i to, co udało mu
się z siebie wykrzesać.
– Dzięki
jeszcze raz, Mia – odpowiedział ciepło
i spokojnie, co zdawało się
być zaprzeczeniem jego temperamentu. Przynajmniej
tego, który zauważyłam na meczu z naszymi.
I tego samego, który
reprezentował Tatsuya. Wywnioskowałam dzięki temu, że musiał być wyraźnie zamyślony.
Zerknęłam
jeszcze zza pleców, by skontrolować to, co robi. Tymczasem Kagami odłożył pudełko
na bok i zaczął kozłować piłkę.
JAK ŚMIESZ KAZAĆ MI TYLE CZEKAĆ, PO CZYM WKRĘCASZ MI, ŻE USUNĘŁAŚ PÓŁ ROZDZIAŁU I MUSISZ TO NADPISAĆ TERAZ?!? I'm talking to you!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, o chuj ci chodzi, mała - moja towarzyszko metra siedemdziesiąt - z tym, że nie potrafisz Kagamiego odzwierciedlić? Laska, przecież to typowy Kagam! Nie kumam, akurat jego rozmowy z Kuroko, reakcje, sama reakcja na Mię w tym rozdziale... no żywcem identyczne! Jak w anime. Nie przesadzone ani w jedną, ani w drugą, bo przecież obie piszemy o 3 klasie - i uchowaj boże, bo jak teraz fillery wyszły i Extra Gra wychodzi, to trochę głupio byłoby oglądać, mając w głowie swojego jebanego FF, tak myślę. (AOMINE TAKI PIĘKNY TERAZ W TYCH DŁUŻSZYCH WŁOSACH I Z UŚMIECHEM "BĘDĘ BRAŁ CIĘ"! LOL! LOKOWANIE PRODUKTU!)
Ciężko jest w ogóle cokolwiek sklecić sensownego, kiedy mamy przed sobą tekst 2 tysi słówek i dużo się dzieje. Mówię ci, przeleciałam wzrokiem, nawet nie wiem kiedy! Nie podejrzewałam też, że znajdę pierwszą osobę. ♥ Chcesz jako Mia pisać w pierwszej, czy na zmianę?
Wracając do tematu. Kagami to jedzenie, a jedzenie to Kagami. Każdy hepi, osiem jaj poszło, a to jak podwieczorek na takiego wielkiego cielaka! Mówisz, że obawiasz się, że Mia ci wyjdzie głupia, ale nie widzę w niej nic głupiego. Sorry, nie kadzę. Totalnie normalna laska, bez żadnych udziwnień, żadna pierdolona Mary Sue - wiesz zresztą, jak bardzo nienawidzę tego określenia, przecież tyle ludzi istnieje na świecie. Jakieś zazdrosne pizdy musiały je wymyślić. Ale Mia? Zdaje się być wyluzowaną dziewczyną. Musi być, bo przecież Minako uchodzi za sztywniarę! Rany Julek, nie mogę się już doczekać, kiedy ona się tutaj pojawi. Już drugi raz ktoś mojej postaci użyje! AAAAA!
KnB... Hmm. Powiem ci, że szalenie mi szkoda, że tylko my dwie jesteśmy na netach, że takie zajarane tą tematyką. Szalenie żałuję, że nie ma nas więcej. Takich Moirów i Adriemmerów po uszy zakopanych w tym animcu. Ale z drugiej strony to ja się także ciesze, bo byłabym zazdrosna o Aommine... chyba. Tak, jednak byłabym zazdrosna. To jest tak, że ja już Kagamiego z nikim poza Mią nie widzę, a jak nie zakończysz tego hepi endem, to ci ukręcę zadek...
Czuję, że napisałam wiele.
Więc dodam tylko, że masz się nie martwić o kreację Kagamiego, bo robisz to perfekto - weź poczytaj lepiej sb gejowskie opowiadania o KnB(!), tam to dopiero niszczą charaktery. No i przede wszystkim głębię postaci, bo każdy z tych facetów nawet o związkach i laskach (bo to Japonia, lol, tam najczęsciej pierwszy raz ma się z narzeczonym w wieku 21 lat. XD ALE PRZECIEŻ KOGO TO CIEKAWI! Lepiej pisać bezmyślnie z płytką fascynacją krajem, bez znajomości kultury...) nie myśli, tylko o koszu, a tam co? Same seksy i używki. Zawsze.
Nie, Adzia. Kagami to Kagami. Nawet się zastanawiam czy ja chujowo nie wypadam totalnie. Po przeczytaniu tego rozdziału i stwierdzeniu, że opisy to twoja mocna strona, uznaję się za opisowego debila. Bo moje przy twoich wysiadają i wydają się bezmyślne.
Zatem. Lol. Niech jasna strona internetów będzie z tobą!
♥♥♥
NIE WIEM ZA CO SIĘ WZIĄĆ, TAKIE TO DŁUGIE ŻE NIE MOGĘ, NIE PISZ MI TAKICH *ŻART ŻART ŻART*
Usuńnie usunęłam, wycięłam i przeniosłam na następny, ale chyba jednak tego nie wykorzystam, chyba że gdzieś dalej. no nic, dałam do pliku z wyciętymi fragmentami i tam sobie leży. musiałam zmienić, teraz lepsze jeeeest! (przynajmniej tak sądze, ok :-()
MOJA TOWARZYSZKO METRA SIEDEMDZIESIĄT XDDDD kochane że ja pierdolę
Ach, i dziękuję za schlebionka z Kagamka i Mijaczi, mam nadzieję, że dam radę utrzymać to ich dobre odzwierciedlenie ♥
Ogólnie to nie wiem, będę pisała chyba tak, jak będzie mi wygodniej w zależności od sytuacji. Miała być trzecia osoba tylko, potem weszła perspektywa Mii i nawet Kagamiego. Widzisz, życie zmienne jest, chyba wszystko wchodzi w grę jak widać XD
A MÓWIŁAŚ, ŻE TO JA JESTEM OGRANICZONA, ŻE NIE POTRAFIĘ CZYTAĆ NICZEGO INNEGO O KIMŚ, O KIM SAMA PISZĘ XD
nieeee no, więcej jeeeest na bank, tylko albo nie potrafimy ich znaleźć albo po prostu wszyscy rzucili się na wattpada, tak myślem.
i za opisiki dziękuję, bo to moja pasja chyba, nie wiem ♥♥♥
PS. SERDUSIA SKOPIOWAŁAM SOBIE OD CIEBIE, BO MI TU JE SADZISZ ♥♥♥
Kupił mnie humor opowiadania i świetna szata graficzna. <3 Jest prześliczna. I chociaż nie jestem zwolenniczką kanon x OC tylko miłuję ponad życie AoKaga (<3), to będę śledziła Twoją historię. :D I musze Ci przyznać, że Twoja OC nie jest nawet w jednej trzeciej tak wkurzająca jak większość; żadna z niej Mary Sue, więc jest dobrze. Przypadła mi do gustu. ;) Ładnie piszesz, ciekawie, a fabuła trzyma się kupy. Prawie jak żywcem wyjęta z anime. :)
OdpowiedzUsuńDuużo weny życzę i czekam, aż historia się rozkręci. :D
Pozdrawiam!
w-bezdroza.blogspot.com
O ten humor się właśnie boję, czy nie przesadzam w drugą stronę, więc dobrze, że chyba jednak nie XD I niee, ja już nie potrafię sobie wyobrazić Kagamiego bez Mii, zbyt mocno nazwymyślałam sobie o nich w głowie :-D Cieszę się, że Ci się podoba, na czele z charakterem mojej ocki, bo to chyba dość istotne w dzisiejszych czasach, poważka! I dziękuję tym samym za komentarz :-)
Usuńpozdrówka!
ZNAM TO! Ja też niestety już Aomine bez Minako nie widzę. ;/ I czaisz, szalenie mnie to wkurwia, bo nie mam na to wpływu, a czyni to ze mnie trochę taką dziunię, co to uważa, że jej najlepsze, a tak nie jest. No... tak jest. ;/;/;/
UsuńWady pisania ff. :P
Terefere
OdpowiedzUsuńTo sie tak przyjemnie czyta Ziomek. Kurde serio. Bardzo przyjemnie.
Jak wszystko od Ciebie. Ja po prostu kocham Twój styl. On przekonuje mnie do wszystkiego
Jak wszystko od Ciebie. Ja po prostu kocham Twój styl. On przekonuje mnie do wszystkiego.
Usuńlolz, rozpływam się