Tego dnia zapełnione trybuny i krzykliwy tłum był niezwykle pomocny – można
by powiedzieć, że przyczynił się w dużej mierze do dzisiejszego zwycięstwa w
meczu o trzecie miejsce. Jednak mimo tego sukcesu Seirin nie mogło pogodzić się
z faktem, że wygrało nie ten mecz, który by chciało.
Niemniej cała drużyna z Aidą na czele nie chciała pozwolić tej okazji obejść
się bez huku, tym bardziej że po przyszłym weekendzie wybierają się w góry i wracają
do wyciskających treningów. Koganei rzucił hasłem:
– Kagami ciągle mieszka sam! – i przegłosowali to w stosunku dziewięć
do jednego. Jedynie Kiyoshi i Mitobe wstrzymali się od głosu, ale w przypadku
uznawania głosu większości, mogli równie dobrze wyrównać chociaż do dziesięciu.
Właściciel mieszkania i tak zdążył znienawidzić ich wszystkich za wykorzystanie
jego jednorazowej uprzejmości. Który to już raz, kiedy już tylko obwieszczano
mu:
– Padło na twoje mieszanie, Kagami. Riko nie wzięła znowu żadnych składkowych
pieniędzy.
– Robicie to specjalnie – odparł zrezygnowany.
– Kagami, przysięgam że nie!
Nauczka na przyszłość – nigdy nie gadać za dużo.
Tym bardziej, że jedyne wspomnienia, jaki grawerowały się trwale w jego
pamięci po podobnych okazjach, to gruntowe pucowanie kuchni po kulinarnych
fantazjach ich trener. Jednak doświadczenie pozwoliło mu to przewidzieć, zużyć
dotychczasowe zapasy, nie zabierać ze sobą pieniędzy i przy okazji zmusić
Kuroko do wydania swoich w postaci prośby o zakupienie po drodze na mecz pięciu
butelek półlitrowej wody i dwanaście batoników energetyzujących.
Tym sposobem plan pod tytułem kupmy coś po drodze uległ załamaniu,
bo przy kasie został jednie Mitobe i dwóch pozostałych pierwszaków.
Czar prysnął jednak, kiedy Shinji odezwał się po raz drugi.
– Może zamówimy coś u Kagamiego, założy za nas i oddamy mu w
poniedziałek?
Tym razem pełne jedenaście do jednego.
Nigdy więcej.
Z drugiej strony odczuwał, że to sprawa zbyt błaha, zbyt nieznacząca, by
przejmować się wścibskością swoich kolegów jakkolwiek dłużej. Posmak wygranej i
porażki zarazem gryzł na tyle, że na ćwiczenie swojej cierpliwości brakowało mu
już i chęci i ambicji. Na chwilę obecną sprawa miała się inaczej tylko w
przypadku treningu łydek i wszystkiego, co za pół roku zmieniłoby tę haniebną
sytuację.
Opadł na kanapę nieco na uboczu, opuszczając głowę na jej oparcie i
pozwalając sobie na przymknięcie oka pomimo zgiełku panującego wokół.
– Nie wychylaj się tak, to piąte piętro!
– Riko, nie grzeb mu po szafkach!
Udało mu się zanotować upominający głos Teppei’a i karcącego swoją trener
Hyugę.
Byli głośni do przesady. Ale już jutro będzie mógł spać do woli. Będzie
mógł spędzać każdą godzinę na osiedlowym boisku. Tak, wytrzyma ten wieczór i od
razu rzuci się na łóżko.
Uchylił jedno oko czując delikatne szturchnięcie jego ramienia. Kuroko z
twarzą w odległości nie większej niż dziesięć centymetrów, wpatrywał się w
niego wyczekująco.
– Kagami, czy mógłbyś przygotować pieniądze? Dostawca będzie tu za
dziesięć minut.
Jak porażony wbił się w kanapę, dotykając plecami jej drewnianej podstawy i
wygiął twarz w przerażeniu.
– Cholera, przestań tak robić. Już idę. I odsuń się, Kuroko.
– Dziękuję, Kagami – odparł poczciwie, tym nienaturalnym dla innego
człowieka i typowym tylko dla niego tonem i odszedł, znikając za ścianą. Chyba
nawet nie wiedział, jak często to robi.
Kagami zazgrzytał zębami w celu rozładowania napięcia i podniósł się, wspierając
rękoma kanapą o kremowym kolorze tapicerki. Poczłapał dość drobnymi, jak na
niego, krokami, docierając do swojego pokoju, skąd z jednej półki komody
sięgnął oszczędności, wyjęte kilka godzin temu z portfela.
Przecież nawet się tym nie naje. Nie wie w ogóle nawet, ile ich zamówili.
Sam smak za bardzo się teraz nie liczył – w sumie to zawsze liczyła się ilość. A
dobry smak w dużej liczbie i przy niskiej cenie zapewniały jedynie hamburgery z
Maji.
Dzwonek. Żarcie rzadko kiedy przychodziło szybciej niż powinno, więc aby
się upewnić, zerknął przez dziurkę. Ciemno. Dostawca szedł chyba w zupełnej
ciemności.
Otworzył drzwi, mrużąc intensywnie oczy i notując szare zarysy trzech
sylwetek o skrajnych w swych cechach różnicach.
– Pomyślałem, że wypada pogratulować. Masz może trochę czasu, Taiga?
– Mów za siebie, Himuro. Nie przyszedłem tu gratulować – odezwał się
flegmatyczny głos przerywany mlaskaniem.
– Tatsuya? – mruknął Kagami wyraźnie zdziwiony. Na tyle, że jego
podwójne brwi niemal złączyły się w jedność.
– Jeśli nie przeszkadzamy, oczywiście – dokończył, a twarz o porcelanowej
cerze, widoczna w tej czerni całkiem dokładnie, emanowała łagodnym uśmiechem.
Nie żeby nie cieszyła go wizyta przyjaciela, ale takich do towarzystwa na
dzisiejszy wieczór miał już w domu ponad dziesiątkę. I nie żeby się użalał, ale
naprawdę, naprawdę mocno chciało mu się spać. Pragnął na w połę szczęśliwy, z
obolałymi kostkami, umieszczonym naprzeciwko łóżka dyplomem nagradzającym
uzyskane miejsce, zasnąć przed północą, by nie obudzić się o piętnastej. W
czystym domu.
Nigdy więcej. Nigdy więcej u niego w mieszkaniu.
– Nie, nie, co prawda nie jestem sam, ale wejdźcie – powiedział
Kagami, nie mogąc zamknąć buzi ze zdumienia.
Świeżo upieczeni goście przekroczyli próg, stając w miejscu jak wbici i
zbici z tropu zarazem. Ich spojrzenia wymieniały się naprzemiennie z
niedowierzającymi członkami zespołu, z którym to grali mecz o półfinał,
spychając Yosen wyjątkowo nisko w ich karierze. Hyuga nieświadomie zmarszczył
czoło, a Koganei świdrował wzorkiem postać długowłosej blondynki, ledwie
widocznej przez kryjącą ją postać Murasakibary, który z kolei odwracał głowę od
zajmujących kanapy, jak i podłogę, członków wrogiej drużyny koszykarskiej.
– Chyba jednak przeszkadzamy – Tatsuya delikatnie zmrużył powieki, a
spokój i pewna wrodzona życzliwość nie opuszczała jego twarzy. Nachylił się w
wyraźnym geście w stronę swojej towarzyszki, na co ta skinęła mu tylko, nie
wyrażając nic więcej prócz szczerej obojętności. Wzrok utkwiła w bliżej
nieokreślonym punkcie, kurczowo trzymając ręce w kieszeniach ciemnogranatowej,
skórzanej kurtki.
– Nie, Himuro… – zaczął Kagami.
– Domyślałem się, że będziecie to razem świętować. Jeśli jednak
pozwolisz, zostaniemy na chwilę. Chciałem zamienić z tobą słowo – wtrącił, nie
dając przyjacielowi dokończyć zdania. Zbyt dobrze go znał, by nie wiedzieć, jak
przytłacza go zaistniała sytuacja. Poza tym, sam był ciekaw konfrontacji na
linii liceum Seirin – Atsushi i tego, jak bardzo będzie musiał ingerować.
– Rozgoście się – rzucił tylko, odchodząc od drzwi, kiedy dzwonek
ponownie rozniósł się po mieszkaniu.
– Dobry wieczór, trzy duże z salami i cztery hawajskie – dostawca
pośpiesznie sunął zamkiem przypiętej do jego pasa sakwy by wyjąć paragon.
Fundator imprezy sięgał właśnie do szerokich kieszeni, kiedy ogromna dłoń
przemknęła nad jego barkiem i zatrzasnęła się na siedmiu kartonowych pudełkach
wypełnionych wyczekiwanymi przez wszystkich płaskimi plackami z przyprawami.
Razem z dzikimi okrzykami w kierunku Murasakibary ruszyła Riko z
nieukrywanym zamiarem walki. Może nad swoimi podopiecznymi miała jakąś władzę i
pogłos, ale poza tym kręgiem, jak i własnym ojcem, nie czuła tak stabilnego
gruntu.
– To moje – odparł, spoglądając na ową trójkę z góry. W każdym
możliwym tego stwierdzenia znaczeniu.
– Szlag, oddawaj je!
– Puść to, Murasakibara! Nie płaciłeś za nie! – włączyła się część
koszykarzy Seirin.
– Hyuga, ty też nic nie dałeś...
– Zamknij się, cholera!
– Murasakibara, proszę, oddaj nam pudełka – znalazł się nagle albo też
stał już dłuższy czas niezauważony Kuroko.
– Kuroko, nie wtrącaj się albo ciebie też zmiażdżę.
– Atsushi, wiesz, że powinieneś je oddać. Zajdziemy gdzieś w drodze
powrotnej – odezwał się życzliwy głos Tatsuyi.
– Już i tak obiecałeś mi solone krakersy. Chcę moje solone krakersy!
– Mógłbyś chociaż nie przyznawać się głośno, z jakiego powodu tu
jesteś, Atsushi – Himuro przymknął oczy, nieco skrępowany szczerością
towarzysza. Przyzwyczaił się do tego zachowania, ale przecież do uczucia
zażenowania człowiek chyba nigdy nie przywyka.
Opakowania pizzy z impetem opadły na podłogę. Zrezygnowany stanął przed
drzwiami wyjściowymi, odwrócony jedynie głową w kierunku Tatsuyi.
– Idę po coś do sklepu – po czym ponad dwumetrowa postura zniknęła w
ciemnych czeluściach klatki schodowej.
Ci, którzy wyczekiwali jedzenia najbardziej, z niekrytą dzikością uchylili
wieczka pudełek, chwytając w dłonie kawałki ciepłego ciasta. Ze spokojem w
sercu i błogością w ustach, wrócili na swoje miejsca.
– Więc, Himuro, wspominałeś o czymś… – zaczął Kagami, dosiadając się
po kilku minutach do przyjaciela, który rozsiadł się wcześniej na kanapie.
– Miałem na myśli moją dłuższą nieobecność. Wracam do domu na całe
wakacje.
– Do domu?
– Do Ameryki, Taiga – odparł, przymykając oczy i uśmiechając się
blado.
– A! No tak, rozumiem – odparł, ściskając puszkę pomarańczowego napoju
w obu dłoniach.
– Nie byłem tam cały rok, a rodzice nieustannie się żalą, że o nich
zapominam. Nie mogą się przeprowadzić tu, do Tokio...
– Wiem, przecież specjalnie tam wyjechali – ciągnął, opuszczając
wzrok. Sprawiał wrażenie zamyślonego.
– A ty? Co robisz przez ten czas?
– Czy zostaję? Ta, odwiedziłem ojca dwa miesiące temu. Nie mam po co
lecieć tam w najbliższym czasie. Poza tym, trzy tygodnie wakacji zajmą nam same
wyjazdy – kciukiem wskazał na drużynę.
– Kagami, zostały cztery kawałki dla ciebie – odezwał się głos
Furihaty zza pleców.
– Pośpiesz się zanim wróci Murasakibara!
Na ostatnie pośpiesznie wstał i przejął białe pudełko, wciskając już po
sekundzie jeden z trójkątów pizzy do ust. Dopiero odchodząc od stołu i wracając
z powrotem na swoje miejsce dostrzegł dziewczynę, dotychczas kompletnie zakrytą
sylwetką Himuro. Wpatrzona w wyświetlacz telefonu, ewidentnie wertowała jakieś
strony, bo jedynie sunęła palcem przez całą jego długość. Twarz zakrywały fale
grubych, jasnych włosów, co stanowiło decydującą przeszkodę w identyfikacji.
Zasiadł ponownie sprawiając, że dwa z pozostawionych mu kawałków zniknęły z
kartonu w ciągu minuty. Osuszył palce chusteczką i wysłuchiwał kolejnych
obwieszczeń Himuro.
W międzyczasie wpadł Murasakibara z pełną reklamówką sporego asortymentu
osiedlowego sklepiku i zasiadł na podłodze przy ścianie oznajmiając, że musi zjeść
co najmniej połowę, bo inaczej nie będzie miał siły na dalszą drogę.
***
W podsumowaniu ostatnich trzydziestu minut Murasakibara zdążył wylać na
podłogę czerwoną oranżadę i ubolewać bardziej niż każdy przechodzacy nad klejącą
się podłogą, Kiyoshi rozbić jakąś porcelanową figurkę, a Izuki szturchnąć łokciem
stertę opakowań po sosach czosnkowych, które rozlały się na puchaty dywanik
leżący nieopodal stołu.
A po tym wszystkim posprzątał Kagami.
Żeby nie tracić nerwów i dodatkowych godzin, postanowił ogarnąć rzeczy na
zapas, zabierając wszystkie brudne naczynia do kuchni. Stercząc kolejną minutę
nad zlewem, z mimowolnym zgrzytaniem zębami, pocierał gąbeczką o kolejne u
naczynia.
– Hej, mogę prosić o dwie szklanki?
Oderwał wzrok od suszarki, na którą stawiał świeżo wypłukany talerz. Niski
ale dziewczęcy, nieco chrypkowy głos nie należał raczej do Aidy. Tamten był
przecież tylko piskliwy, wkurzający i pretensjonalny.
I miał rację, bo tak samo nie pasowała cała reszta. W przejściu bowiem
stała nie ona, a towarzyszka dwóch asów Yosen, w opiętym, białym golfie i czarnych
obcisłych jeansach z wysokim stanem. Na jej szyi widniał drobny, złoty
łańcuszek. Ułożyła dłoń na biodrze i patrzyła wzrokiem wyczekującym.
Jakimś cudem umykała wcześniej zasięgowi jego wzroku albo też uwadze, więc
nie przyjrzał się jej jeszcze tego wieczoru i dopiero teraz prezentowała całą
swoją osobę jak na dłoni. Skąd to dziwne wrażenie? Jasne włosy i towarzystwo
Himuro bezustannie dawały mu sobie znaki, których nie sposób było przeoczyć.
Czy to nie była ona? Fakt, ostatnim razem widział ją chyba w wieku dziewięciu
czy dziesięciu lat i zachodził w głowę, dlaczego pomimo stałego kontaktu z
Tatsuyą, wzmacnianego przez silne więzi łączące ich rodziców, nagle przestała
pojawiać się w jego domu czy chociażby pod siatką boiska, podglądając ich
uliczne mecze.
A to wszystko przez słabą pamięć do twarzy lub też osób, czy w sumie
ogólnie słabą pamięć.
Tym bardziej, że Himuro nie wspomniał o niej ani słowem. Ona po prostu
była, a później tak samo po prostu zniknęła. Czy było więc coś dziwnego w tym,
że nie poznał jej od razu? W końcu to dobre kilka lat.
– Mi...? – zaczął, urywając w trakcie i dukając w międzyczasie. Po co
w ogóle zaczynał?
– Dobrze kombinujesz – skwitowała, chowając telefon o kieszeni tylnych
spodni. – Kopę lat, co, Taiga?
– Co tutaj robisz? – sam nie wierzył, że powiedział to na głos. Tym
bardziej niezrozumiałe i nieco jakby zażenowane zmarszczenie brwi przez jego
tymczasową rozmówczynię przytakiwały mu jakby szepcząc, że jest idiotą. – To
znaczy… od kiedy jesteś w Japonii? – dopowiedział, niezdarnie mierzwiąc dłonią włosy.
W zasadzie to krępował się w ogóle jakichkolwiek kontaktów z płcią
przeciwną i raczej unikał ich ognia czy też zwyczajnie się ulatniał. To pewnie
wina Alex oraz jej bezpośredniości i braku zahamowani – w szczególności w
obnażaniu się przy osobach drugich.
– Jestem tu od kwietnia – zaśmiała się krótko, przerywając mu. – Uczę
się, po prostu.
– Tu, w Tokio?
– Chodzę do Yosen. Z okazji finałów mogłam w końcu zobaczyć stolicę –
dodała, opierając całe ciało o drzwi i splatając obie ręce na piersiach.
– A, tak, jasne – wzrok zawiesił na kancie kuchennej szafki,
przenosząc dłoń na kark i drapiąc się po nim mimowolnie. – I jak ci się podoba?
Czy przypadkiem od czasu próby pocieszania Momoi nie uświadomiono mu
dobitnie, że powinien unikać takich konfrontacji? Czego on jeszcze próbował?
– Cóż, jest… bardzo ładnie. I tu i tam. Przestawiam się powoli od tych
kilku miesięcy na wszystko co japońskie – skwitowała, przypatrując się z uwagą
jego twarzy z pewnym rozbawieniem. Ignorował to nie chcąc wiedzieć, czy faktycznie
wyczuwała jego niezręczność.
– Ach, rozumiem – przesuwał palcami po skórze, co jakiś czas mierzwiąc
krótkie włosy na głowie. Co za głupi, nieznośny nawyk.
– Swoją drogą gratuluję wygranej. Lecę się czegoś napić – niemalże
przerwała mu, odrywając się od framugi i wskazując trzymane w dłoni szklanki na
postać chłopaka – po czym przeszła do pokoju, szybko znikając za ścianą.
Zwiała. Zwyczajnie zwiała przed dalszym ciągiem tej rozmowy, tak odebrał to
Kagami. Ale nie byłby sobą, gdyby nie odetchnął z ulgą z tego powodu, wracając
do zlewu i zanurzając w pianie kolejny talerz ze stosiku.
Nim jednak zdążył oddać się całkowicie oddać temu zajęciu i popaść w
monotonię czy bezmyślność, przerwał mu kolejny głos, o wiele niższy, a przede
wszystkim – jak zwykle niespodziewany.
Kagami podskoczył, uderzając hałaśliwie kantem naczynia o kran, a głową o
okap.
– Dlaczego zmywasz teraz naczynia?
– Cholera, Kuroko, nie stój tak blisko!
– Wszyscy o ciebie pytają, Kagami.
Całość, wbrew jego oczekiwaniom i na przekór szczęściu, przedłużyła się do
pierwszej w nocy. Najpierw wyszedł Himuro ze swoimi towarzyszami, spiesząc się
na nocny pociąg do Akity. Kolejno opuściła mieszkanie dwójka pierwszoklasistów,
a potem i cała reszta, oprócz Koganei’a, Izuki’ego, Hyugi, i nawet samej Riko,
którzy kolejno zaklepując sobie miejsce na nocleg, popadali wkrótce jak muchy.
Nie mógł im jednak mieć tego za złe, tak po prostu.
Tym bardziej, że w końcu nastała jego upragniona cisza.
Cisza. Tak sama, od momentu wygranej, która miała miejsce ponad dwa
tygodnie temu, panowała bezustannie w jego mieszkaniu. Upragniona, ale
irytująca, oczekiwana, ale już niepożądana. Typowa, normalna i właściwa. Taka,
jaka tu panowała od ponownego wyjazdu ojca do Stanów i ta, do której przywykł.
Która sprawiła, że wisiał pomiędzy stanem od uwielbiania do nienawidzenia jej.
W wakacje wszystko zwalniało, zawsze. Mimo, że był to dopiero czwarty
dzień, czuł to mozolne tempo, które dawało mu się we znaki odhaczaniem głównego
punktu dnia, jakimi były treningi, przygotowywanie obiadu i popołudniowo-wieczorne
sesje rzucania do kosza, przeplatane co jakiś czas towarzystwem Kuroko. W
zasadzie w ciągu roku szkolnego wszystko miało się wręcz identycznie, ale w tym
okresie chyba nie było to aż tak odczuwalne. Mógł jednak odpocząć i na to
szczególnie akurat nie narzekał.
Tego lipcowego dnia padło na wieczór. Wcześniej drzemał około trzech
godzin, bo Aida skupiła się dzisiaj na ćwiczeniach wytrzymałościowych. Chwycił w
dłoń banana, którego pochłonął jeszcze na klatce schodowej i zaledwie po pięciu
minutach spacerowego chodu, znalazł się na miejscu.
Cisza. Niezmącona niczym prócz odgłosu piłki odbijanej o kort bądź kawałek
deski, zawieszonej kilka metrów nad jego głową. Ciągle tylko ona.
Zdawała się nie opuszczać go na krok. Czy to dawniej, za czasów
dzieciństwa, w Ameryce, tak samo i tu – w Tokio. Odejmując wszystkie aspekty
poznania Tatsuyi, Kuroko, czy też reszty drużyny.
Mimo to ona zawsze wracała. Znajdowała luki w jego życiu, wypełniając je
dokładnie.
– Kagami? – wysoki, ostry głos rozniósł się po okolicy.
Szybko zerknął w swoje prawo, by po chwili przenieść wzrok w stronę
chodnika. Boisko do piłki nożnej, znajdujące się za siatką obok, było bowiem
puste.
– Mi… Mia? – rzucił nie do końca bezmyślnie, bo umysł sam podsunął mu
to imię.
Dziewczyna opuszczając wzrok ruszyła wzdłuż siatki, kierując się w stronę
wejścia. Trwało to jednak długo i wyglądało na swój sposób dość dziwnie. Po
drodze ewidentnie manewrowała czymś kurczowo trzymanym przed sobą w obu
dłoniach.
Nie, czy ona przypadkiem nie…
Cztery różniące się od siebie psie ujadania rozległy się na sam widok
chłopaka. Zupełnie inne w swych rozmiarach pyski świdrowały wzrokiem jego
postać. I poza tymi fizycznymi znakami, czuł ich nienawiść. Bezwzględną,
nieuzasadnioną nienawiść do jego osoby.
Kagami zamarł i zbledniał niemalże od razu. Wycofując się na kilka kroków,
które w swej mierze były niczym raczej susami, czuł jak krew odpływa mu ze
wszystkich kończyn i wraca na swoje miejsce, niosąc nieprzyjemne gorąco. Przez
sekundę odparł nawet wrażenie, że upadnie. W końcu jeden taki zwierz był dla
niego wystarczająco dużym wyzwaniem, co dopiero ich poczwórna ilość.
Jeden z nich przestał nagle, kiedy pozostałe ciągle ujadały. Dziewczyna
nadmiarem gestów i słów przywoływała je do porządku. I nie zajęło jej to jakoś
dużo czasu – nie więcej niż pięć sekund.
Momentalnie przeniosła wzrok na chłopaka, przypatrując się jego twarzy – on
z kolei przyglądał się jej. Co skrywała? Na pewno zszokowanie, niedowierzanie,
niezrozumienie. Może trochę troski. Ale czy jeszcze aby nie pogardę?
– Rany, wszystko z tobą w porządku? – odezwała się, zbliżając się
razem z pupilami. Ten z kolei wyciągnął dłoń przed siebie w geście ewidentnego
zaprzestania i cofnął ponownie, niemal potykając o swoją prawą nogę. Blondynka
zatrzymała się, obserwując chłopaka z podniesionymi brwiami i delikatną
zmarszczką na czole.
– Zabierz je...
– Że co? – skinęła głową, wskazując na cztery, milczące już i
posłusznie siedzące psiaki. Każdy z nich, skupione całkowicie na wyglądaniu
głupio podczas wystawiania języków, głośnego sapania i myśleniu o nie wiadomo
czym. Pewnie o jedzeniu. Albo o czymś, co szykowała dla nich Mia.
Mia. Przyjaciółka Tatsuyi, będąca w tym momencie z nieznanych mu powodów w
Tokio, przechodząca koło jego boiska z czterema niesięgającymi nawet do kolan
potworami. Z wyraźnie zarysowanym zapytaniem na twarzy, przypatrując się
tęgiemu chłopakowi mizerniejącemu w oczach i w rzeczywistości. Zdawał się
wzdrygać i drżeć naraz.
– Po prostu… nie jestem fanem tych stworzeń.
Jeśli tak wyglądał ludzki zawód, to on właśnie teraz to zrobił. Nie tylko
tego nie chcąc, ale nawet jej nie znając ani w ogóle nie robiąc tak naprawdę
nic. I to w sytuacji, kiedy to on był najbardziej poszkodowany.
Dziewczyna odsunęła się na odległość może kolejnego metra i przyciągnęła
zwierzaki w swoją stronę.
– Poważnie? – momentalnie zakryła usta dłonią i zaśmiała się krótko.
Po chwili jednak pojedynczy wyraz rozbawienia, przerodził się w lawinę
niekontrolowanego śmiechu. – Rany, to idiotyczne – nabijała się bezustannie,
gardłowo i perliście. Już dobre kilka sekund, które zdążyły zniecierpliwić
Kagamiego.
– Co w tym zabawnego? – zapobiegawczo zerkał na psy. Ich właścicielka
bowiem zdawała się teraz nie zwracać na nie większej uwagi, więc jak z
automatu, włączyła mu się ostrzegawcza lampka. Ponownie złapał się za głowę,
dysząc pod nosem.
– One są cudowne. Nie wierzyłam, że istnieje ktokolwiek normalny, kto
powie mi coś podobnego – chłopak zazgrzytał zębami na tę uwagę, obserwując jej
postać, powoli obracającą się do niego tyłem. – Ochłoń, Taiga. I może daj znać,
czy dotarłeś do domu? – dodała i z nieschodzącym uśmiechem na ustach obróciła
się zupełnie.
Tym razem niedowierzanie opanowało jego. Ściskając podniesioną przed chwilą
piłkę i ściągając brwi, obserwował ubraną w ciemne spodnie i bordową, sportową
bluzę sylwetkę, po chwili gadającą coś do tych czterech, małych bestii,
pośpieszając je nieco i niknąc w końcu za ścianą żywopłotu.
Cztery psy. Ona z kolei uważała się za normalną?
Poza tym też kto normalny zostawiłby kogokolwiek w takim stanie? Kagami
próbował od dwóch minut uspokoić podwyższone tętno, drżenie mięśni na skutek
nadmiaru stresu i zapomnieć o ośmiu ogromnych oczach, przytłaczających go i
zastraszających celowo. Łapczywie wtłaczając powietrze do płuc i ze spokojem je
z nich usuwając, miał wrażenie, że przywracanie jego poprzedniego stanu zajmie
mu jeszcze trochę czasu.
Zaczął od kolejnego rzutu, trafionego dzięki chwilowej rotacji po obręczy.
Nie jest ze mną aż tak źle.
Ostatnio moje tempo czytania spadło do minimum... Więc przepraszam, że komentuję tak późno.
OdpowiedzUsuńA przechodząc do rozdziału... Biedny Taiga :c Posprzątać po całej drużynie? Okrucieństwo.
Pogubiłam się trochę. Poprzedni rozdział był chronologicznie przed tym czy po nim? To z Mią wtedy rozmawiał?
Rozdział świetny
Ślę wenki i pozdrawiam ;3
A JA PRZEPRASZAM JESZCZE MOCNIEJ, ŻE DOPIERO TERAZ ODPISUJĘ </3 okropnie mi z tym źle, bo to prawie miesiąc, ale wracam w sumie i z komciem i, chyba na dniach, z nowym rozdziałem :-D
UsuńKagami to w ogóle zawsze biedny będzie, bo on zbyt dobry i kochany jest. i taktak, prolog był wyrwany ze środka fabuły, chciałam zrobić trochę inaczej niż na swoich pozostałych blogach, gdzie jest on wstępem zarazem. dobrze, że dało się w tym jakoś połapać XD
masa pozdrowieńska :*
A ja napiszę dopiero teraz. Krótko, bo krótko - tak to jest jak ci elaboratu usuwa, kiedy zapominasz skopiować przed opublikowaniem. ;/
OdpowiedzUsuńPokochałam ten fragment pomiędzy Kagamim i resztą drużyny! Tak bardzo KnB! Widziała to dosłownie przed oczyma. Szczególnie ten moment kiedy Kuroko poinformował ze zaraz sie pojawi dostawca! Ten chłód wypowiedzi! Jak Kuroko dosłownie! Nie czaję, czemu się upierasz, że nie potrafisz odnieść charakteru -- ale rozumiem, bo mam to samo. ;/ Taka chyba boleść osoby piszącej, że zawsze pojawiają się wątpliwości. Ale mam nadzieję, że nasza wczorajsza rozmowa i postanowienie jakoś cię od tego odsunęło. Pamiętaj --> Team M!
No i scenka z psami! Kagami panika jak ja pierdole! Tyle się nasłuchałam o tych psach, że cieszę się, że Pasztecika nie będzie u mnie, ale z drugiej strony szkoda. ;/;/
Mimo wszystko koszykówka życiem Kagamiego! Czasem naprawdę można odnieść wrażenie, że on niczym innym nie żyje!
Ale hola, będą jeszcze psy.
Masa psów!
Ogromnych basiorów!
Hahahha. XD
Za pomoce przy wszystkim dziękuję Moirze.
Usuńkc kocie :*
YAAAAAAAAHAAAA! JA, KURWA, TO JA, MOIRA! ZOSTAŁAM WSPOMNIANA! JARAM SIĘ JAK ZAJĄC NA WIELKANOC! JAK MIKOŁAJ NA NOWEGO RENIFERA! JAK KRETYNKA, KTÓRA PISZE CAPSEM!
AAAAAAAAAAAAAAA
Szablon jest, kuźwa, pisz teraz szybko! Plz... no ileż czekać można na tę dwójkę?! ;/
Nie przesadzasz aby?
Jutro, skoro masz wolne, widzę cię cały dzień na kompie, jak napierdalasz Kagamy!
Ach, cieszę się, że fragment wyszedł, bo pisałam go najdłużej i w sumie był chyba najtrudniejszy i najgorszy do odwzorowania i w ogóle no wiesz XDD Mukun jakoś mi tu pomógł, bo on to w miarę prosty chłopaczyna i jednego mu w życiu trzeba!
Usuńuuu, psiaków będzie jeszcze więcej! właśnie to obkminiłam, jeszcze przed chwilą pisząc czwórkę XD
capsem nie piszą kretyni przecież, o co cho :-///
TEAM M *PIĘĆ*
Dlaczego nie powinno sie pisac na telefonie? Bo mi komentarz poszedl w ....
OdpowiedzUsuńMordo, Ty masz zniewalajacy talent do bohaterów. W sensie ich charakterów itd. Cudnie się to czyta. No dosłownie z taką lekkoscią moge sobie wyobrazić, ze to sie w anime dzialo xD
Riko i Hyuga... jak ja bym chciala zeby oni razem byli.
A i polubilam Mię ❤
Biedny komć :-(((
UsuńO rany, a mi tak na tym zależy, to najlepszy komplement ever <3 Mimo że czasem niektóre zachowania czy sceny wydają mi się cholernie przerysowane, kiedy się o nich pisze, ale to już chyba cecha uniwersum, anime i mentalności japońskiej w ogóle. XD dziękuję <3
Witam,
OdpowiedzUsuńprzepraszam, że to tak długo trwa, niestety kiedy znajduję ten czas, to po prostu jedyne o czym myślę to sen... mam nadzieję, że w najbliższym czasie sytuacja się ustabilizuje...
a co do rozdziału... biedny Kagami, sama znam ten stan gości, którzy znam bardzo się panoszą ;] no i można nie lubić psów i się bać...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia