6 listopada 2016

I.This is twice now

Tego dnia zapełnione trybuny i krzykliwy tłum był niezwykle pomocny – można by powiedzieć, że przyczynił się w dużej mierze do dzisiejszego zwycięstwa w meczu o trzecie miejsce. Jednak mimo tego sukcesu Seirin nie mogło pogodzić się z faktem, że wygrało nie ten mecz, który by chciało.

Niemniej cała drużyna z Aidą na czele nie chciała pozwolić tej okazji obejść się bez huku, tym bardziej że po przyszłym weekendzie wybierają się w góry i wracają do wyciskających treningów. Koganei rzucił hasłem:

– Kagami ciągle mieszka sam! – i przegłosowali to w stosunku dziewięć do jednego. Jedynie Kiyoshi i Mitobe wstrzymali się od głosu, ale w przypadku uznawania głosu większości, mogli równie dobrze wyrównać chociaż do dziesięciu. Właściciel mieszkania i tak zdążył znienawidzić ich wszystkich za wykorzystanie jego jednorazowej uprzejmości. Który to już raz, kiedy już tylko obwieszczano mu:

– Padło na twoje mieszanie, Kagami. Riko nie wzięła znowu żadnych składkowych pieniędzy.

– Robicie to specjalnie – odparł zrezygnowany.

– Kagami, przysięgam że nie!

Nauczka na przyszłość – nigdy nie gadać za dużo.

Tym bardziej, że jedyne wspomnienia, jaki grawerowały się trwale w jego pamięci po podobnych okazjach, to gruntowe pucowanie kuchni po kulinarnych fantazjach ich trener. Jednak doświadczenie pozwoliło mu to przewidzieć, zużyć dotychczasowe zapasy, nie zabierać ze sobą pieniędzy i przy okazji zmusić Kuroko do wydania swoich w postaci prośby o zakupienie po drodze na mecz pięciu butelek półlitrowej wody i dwanaście batoników energetyzujących.

Tym sposobem plan pod tytułem kupmy coś po drodze uległ załamaniu, bo przy kasie został jednie Mitobe i dwóch pozostałych pierwszaków.

Czar prysnął jednak, kiedy Shinji odezwał się po raz drugi.

– Może zamówimy coś u Kagamiego, założy za nas i oddamy mu w poniedziałek?

Tym razem pełne jedenaście do jednego.

Nigdy więcej.

Z drugiej strony odczuwał, że to sprawa zbyt błaha, zbyt nieznacząca, by przejmować się wścibskością swoich kolegów jakkolwiek dłużej. Posmak wygranej i porażki zarazem gryzł na tyle, że na ćwiczenie swojej cierpliwości brakowało mu już i chęci i ambicji. Na chwilę obecną sprawa miała się inaczej tylko w przypadku treningu łydek i wszystkiego, co za pół roku zmieniłoby tę haniebną sytuację.

Opadł na kanapę nieco na uboczu, opuszczając głowę na jej oparcie i pozwalając sobie na przymknięcie oka pomimo zgiełku panującego wokół.

– Nie wychylaj się tak, to piąte piętro!

– Riko, nie grzeb mu po szafkach!

Udało mu się zanotować upominający głos Teppei’a i karcącego swoją trener Hyugę.

Byli głośni do przesady. Ale już jutro będzie mógł spać do woli. Będzie mógł spędzać każdą godzinę na osiedlowym boisku. Tak, wytrzyma ten wieczór i od razu rzuci się na łóżko.

Uchylił jedno oko czując delikatne szturchnięcie jego ramienia. Kuroko z twarzą w odległości nie większej niż dziesięć centymetrów, wpatrywał się w niego wyczekująco.

– Kagami, czy mógłbyś przygotować pieniądze? Dostawca będzie tu za dziesięć minut.

Jak porażony wbił się w kanapę, dotykając plecami jej drewnianej podstawy i wygiął twarz w przerażeniu.

– Cholera, przestań tak robić. Już idę. I odsuń się, Kuroko.

– Dziękuję, Kagami – odparł poczciwie, tym nienaturalnym dla innego człowieka i typowym tylko dla niego tonem i odszedł, znikając za ścianą. Chyba nawet nie wiedział, jak często to robi.

Kagami zazgrzytał zębami w celu rozładowania napięcia i podniósł się, wspierając rękoma kanapą o kremowym kolorze tapicerki. Poczłapał dość drobnymi, jak na niego, krokami, docierając do swojego pokoju, skąd z jednej półki komody sięgnął oszczędności, wyjęte kilka godzin temu z portfela.

Przecież nawet się tym nie naje. Nie wie w ogóle nawet, ile ich zamówili. Sam smak za bardzo się teraz nie liczył – w sumie to zawsze liczyła się ilość. A dobry smak w dużej liczbie i przy niskiej cenie zapewniały jedynie hamburgery z Maji.

Dzwonek. Żarcie rzadko kiedy przychodziło szybciej niż powinno, więc aby się upewnić, zerknął przez dziurkę. Ciemno. Dostawca szedł chyba w zupełnej ciemności.

Otworzył drzwi, mrużąc intensywnie oczy i notując szare zarysy trzech sylwetek o skrajnych w swych cechach różnicach.

– Pomyślałem, że wypada pogratulować. Masz może trochę czasu, Taiga?

– Mów za siebie, Himuro. Nie przyszedłem tu gratulować – odezwał się flegmatyczny głos przerywany mlaskaniem.

– Tatsuya? – mruknął Kagami wyraźnie zdziwiony. Na tyle, że jego podwójne brwi niemal złączyły się w jedność.

– Jeśli nie przeszkadzamy, oczywiście – dokończył, a twarz o porcelanowej cerze, widoczna w tej czerni całkiem dokładnie, emanowała łagodnym uśmiechem.

Nie żeby nie cieszyła go wizyta przyjaciela, ale takich do towarzystwa na dzisiejszy wieczór miał już w domu ponad dziesiątkę. I nie żeby się użalał, ale naprawdę, naprawdę mocno chciało mu się spać. Pragnął na w połę szczęśliwy, z obolałymi kostkami, umieszczonym naprzeciwko łóżka dyplomem nagradzającym uzyskane miejsce, zasnąć przed północą, by nie obudzić się o piętnastej. W czystym domu.

Nigdy więcej. Nigdy więcej u niego w mieszkaniu.

– Nie, nie, co prawda nie jestem sam, ale wejdźcie – powiedział Kagami, nie mogąc zamknąć buzi ze zdumienia.

Świeżo upieczeni goście przekroczyli próg, stając w miejscu jak wbici i zbici z tropu zarazem. Ich spojrzenia wymieniały się naprzemiennie z niedowierzającymi członkami zespołu, z którym to grali mecz o półfinał, spychając Yosen wyjątkowo nisko w ich karierze. Hyuga nieświadomie zmarszczył czoło, a Koganei świdrował wzorkiem postać długowłosej blondynki, ledwie widocznej przez kryjącą ją postać Murasakibary, który z kolei odwracał głowę od zajmujących kanapy, jak i podłogę, członków wrogiej drużyny koszykarskiej.

– Chyba jednak przeszkadzamy – Tatsuya delikatnie zmrużył powieki, a spokój i pewna wrodzona życzliwość nie opuszczała jego twarzy. Nachylił się w wyraźnym geście w stronę swojej towarzyszki, na co ta skinęła mu tylko, nie wyrażając nic więcej prócz szczerej obojętności. Wzrok utkwiła w bliżej nieokreślonym punkcie, kurczowo trzymając ręce w kieszeniach ciemnogranatowej, skórzanej kurtki.

– Nie, Himuro… – zaczął Kagami.

– Domyślałem się, że będziecie to razem świętować. Jeśli jednak pozwolisz, zostaniemy na chwilę. Chciałem zamienić z tobą słowo – wtrącił, nie dając przyjacielowi dokończyć zdania. Zbyt dobrze go znał, by nie wiedzieć, jak przytłacza go zaistniała sytuacja. Poza tym, sam był ciekaw konfrontacji na linii liceum Seirin – Atsushi i tego, jak bardzo będzie musiał ingerować.

– Rozgoście się – rzucił tylko, odchodząc od drzwi, kiedy dzwonek ponownie rozniósł się po mieszkaniu.

– Dobry wieczór, trzy duże z salami i cztery hawajskie – dostawca pośpiesznie sunął zamkiem przypiętej do jego pasa sakwy by wyjąć paragon.

Fundator imprezy sięgał właśnie do szerokich kieszeni, kiedy ogromna dłoń przemknęła nad jego barkiem i zatrzasnęła się na siedmiu kartonowych pudełkach wypełnionych wyczekiwanymi przez wszystkich płaskimi plackami z przyprawami.

Razem z dzikimi okrzykami w kierunku Murasakibary ruszyła Riko z nieukrywanym zamiarem walki. Może nad swoimi podopiecznymi miała jakąś władzę i pogłos, ale poza tym kręgiem, jak i własnym ojcem, nie czuła tak stabilnego gruntu.

– To moje – odparł, spoglądając na ową trójkę z góry. W każdym możliwym tego stwierdzenia znaczeniu.

– Szlag, oddawaj je!

– Puść to, Murasakibara! Nie płaciłeś za nie! – włączyła się część koszykarzy Seirin.

– Hyuga, ty też nic nie dałeś...

– Zamknij się, cholera!

– Murasakibara, proszę, oddaj nam pudełka – znalazł się nagle albo też stał już dłuższy czas niezauważony Kuroko.

– Kuroko, nie wtrącaj się albo ciebie też zmiażdżę.

– Atsushi, wiesz, że powinieneś je oddać. Zajdziemy gdzieś w drodze powrotnej – odezwał się życzliwy głos Tatsuyi.

– Już i tak obiecałeś mi solone krakersy. Chcę moje solone krakersy!

– Mógłbyś chociaż nie przyznawać się głośno, z jakiego powodu tu jesteś, Atsushi – Himuro przymknął oczy, nieco skrępowany szczerością towarzysza. Przyzwyczaił się do tego zachowania, ale przecież do uczucia zażenowania człowiek chyba nigdy nie przywyka.

Opakowania pizzy z impetem opadły na podłogę. Zrezygnowany stanął przed drzwiami wyjściowymi, odwrócony jedynie głową w kierunku Tatsuyi.

– Idę po coś do sklepu – po czym ponad dwumetrowa postura zniknęła w ciemnych czeluściach klatki schodowej.

Ci, którzy wyczekiwali jedzenia najbardziej, z niekrytą dzikością uchylili wieczka pudełek, chwytając w dłonie kawałki ciepłego ciasta. Ze spokojem w sercu i błogością w ustach, wrócili na swoje miejsca.

– Więc, Himuro, wspominałeś o czymś… – zaczął Kagami, dosiadając się po kilku minutach do przyjaciela, który rozsiadł się wcześniej na kanapie.

– Miałem na myśli moją dłuższą nieobecność. Wracam do domu na całe wakacje.

– Do domu?

– Do Ameryki, Taiga – odparł, przymykając oczy i uśmiechając się blado.

– A! No tak, rozumiem – odparł, ściskając puszkę pomarańczowego napoju w obu dłoniach.

– Nie byłem tam cały rok, a rodzice nieustannie się żalą, że o nich zapominam. Nie mogą się przeprowadzić tu, do Tokio...

– Wiem, przecież specjalnie tam wyjechali – ciągnął, opuszczając wzrok. Sprawiał wrażenie zamyślonego.

– A ty? Co robisz przez ten czas?

– Czy zostaję? Ta, odwiedziłem ojca dwa miesiące temu. Nie mam po co lecieć tam w najbliższym czasie. Poza tym, trzy tygodnie wakacji zajmą nam same wyjazdy – kciukiem wskazał na drużynę.

– Kagami, zostały cztery kawałki dla ciebie – odezwał się głos Furihaty zza pleców.

– Pośpiesz się zanim wróci Murasakibara!

Na ostatnie pośpiesznie wstał i przejął białe pudełko, wciskając już po sekundzie jeden z trójkątów pizzy do ust. Dopiero odchodząc od stołu i wracając z powrotem na swoje miejsce dostrzegł dziewczynę, dotychczas kompletnie zakrytą sylwetką Himuro. Wpatrzona w wyświetlacz telefonu, ewidentnie wertowała jakieś strony, bo jedynie sunęła palcem przez całą jego długość. Twarz zakrywały fale grubych, jasnych włosów, co stanowiło decydującą przeszkodę w identyfikacji.

Zasiadł ponownie sprawiając, że dwa z pozostawionych mu kawałków zniknęły z kartonu w ciągu minuty. Osuszył palce chusteczką i wysłuchiwał kolejnych obwieszczeń Himuro.

W międzyczasie wpadł Murasakibara z pełną reklamówką sporego asortymentu osiedlowego sklepiku i zasiadł na podłodze przy ścianie oznajmiając, że musi zjeść co najmniej połowę, bo inaczej nie będzie miał siły na dalszą drogę.

 

***

W podsumowaniu ostatnich trzydziestu minut Murasakibara zdążył wylać na podłogę czerwoną oranżadę i ubolewać bardziej niż każdy przechodzacy nad klejącą się podłogą, Kiyoshi rozbić jakąś porcelanową figurkę, a Izuki szturchnąć łokciem stertę opakowań po sosach czosnkowych, które rozlały się na puchaty dywanik leżący nieopodal stołu.

A po tym wszystkim posprzątał Kagami.

Żeby nie tracić nerwów i dodatkowych godzin, postanowił ogarnąć rzeczy na zapas, zabierając wszystkie brudne naczynia do kuchni. Stercząc kolejną minutę nad zlewem, z mimowolnym zgrzytaniem zębami, pocierał gąbeczką o kolejne u naczynia.

– Hej, mogę prosić o dwie szklanki?

Oderwał wzrok od suszarki, na którą stawiał świeżo wypłukany talerz. Niski ale dziewczęcy, nieco chrypkowy głos nie należał raczej do Aidy. Tamten był przecież tylko piskliwy, wkurzający i pretensjonalny.

I miał rację, bo tak samo nie pasowała cała reszta. W przejściu bowiem stała nie ona, a towarzyszka dwóch asów Yosen, w opiętym, białym golfie i czarnych obcisłych jeansach z wysokim stanem. Na jej szyi widniał drobny, złoty łańcuszek. Ułożyła dłoń na biodrze i patrzyła wzrokiem wyczekującym.

Jakimś cudem umykała wcześniej zasięgowi jego wzroku albo też uwadze, więc nie przyjrzał się jej jeszcze tego wieczoru i dopiero teraz prezentowała całą swoją osobę jak na dłoni. Skąd to dziwne wrażenie? Jasne włosy i towarzystwo Himuro bezustannie dawały mu sobie znaki, których nie sposób było przeoczyć.

Czy to nie była ona? Fakt, ostatnim razem widział ją chyba w wieku dziewięciu czy dziesięciu lat i zachodził w głowę, dlaczego pomimo stałego kontaktu z Tatsuyą, wzmacnianego przez silne więzi łączące ich rodziców, nagle przestała pojawiać się w jego domu czy chociażby pod siatką boiska, podglądając ich uliczne mecze.

A to wszystko przez słabą pamięć do twarzy lub też osób, czy w sumie ogólnie słabą pamięć.

Tym bardziej, że Himuro nie wspomniał o niej ani słowem. Ona po prostu była, a później tak samo po prostu zniknęła. Czy było więc coś dziwnego w tym, że nie poznał jej od razu? W końcu to dobre kilka lat.

– Mi...? – zaczął, urywając w trakcie i dukając w międzyczasie. Po co w ogóle zaczynał?

– Dobrze kombinujesz – skwitowała, chowając telefon o kieszeni tylnych spodni. – Kopę lat, co, Taiga?

– Co tutaj robisz? – sam nie wierzył, że powiedział to na głos. Tym bardziej niezrozumiałe i nieco jakby zażenowane zmarszczenie brwi przez jego tymczasową rozmówczynię przytakiwały mu jakby szepcząc, że jest idiotą. – To znaczy… od kiedy jesteś w Japonii? – dopowiedział, niezdarnie mierzwiąc dłonią włosy.

W zasadzie to krępował się w ogóle jakichkolwiek kontaktów z płcią przeciwną i raczej unikał ich ognia czy też zwyczajnie się ulatniał. To pewnie wina Alex oraz jej bezpośredniości i braku zahamowani – w szczególności w obnażaniu się przy osobach drugich.

– Jestem tu od kwietnia – zaśmiała się krótko, przerywając mu. – Uczę się, po prostu.

– Tu, w Tokio?

– Chodzę do Yosen. Z okazji finałów mogłam w końcu zobaczyć stolicę – dodała, opierając całe ciało o drzwi i splatając obie ręce na piersiach.

– A, tak, jasne – wzrok zawiesił na kancie kuchennej szafki, przenosząc dłoń na kark i drapiąc się po nim mimowolnie. – I jak ci się podoba?

Czy przypadkiem od czasu próby pocieszania Momoi nie uświadomiono mu dobitnie, że powinien unikać takich konfrontacji? Czego on jeszcze próbował?

– Cóż, jest… bardzo ładnie. I tu i tam. Przestawiam się powoli od tych kilku miesięcy na wszystko co japońskie – skwitowała, przypatrując się z uwagą jego twarzy z pewnym rozbawieniem. Ignorował to nie chcąc wiedzieć, czy faktycznie wyczuwała jego niezręczność.

– Ach, rozumiem – przesuwał palcami po skórze, co jakiś czas mierzwiąc krótkie włosy na głowie. Co za głupi, nieznośny nawyk.

– Swoją drogą gratuluję wygranej. Lecę się czegoś napić – niemalże przerwała mu, odrywając się od framugi i wskazując trzymane w dłoni szklanki na postać chłopaka – po czym przeszła do pokoju, szybko znikając za ścianą.

Zwiała. Zwyczajnie zwiała przed dalszym ciągiem tej rozmowy, tak odebrał to Kagami. Ale nie byłby sobą, gdyby nie odetchnął z ulgą z tego powodu, wracając do zlewu i zanurzając w pianie kolejny talerz ze stosiku.

Nim jednak zdążył oddać się całkowicie oddać temu zajęciu i popaść w monotonię czy bezmyślność, przerwał mu kolejny głos, o wiele niższy, a przede wszystkim – jak zwykle niespodziewany.

Kagami podskoczył, uderzając hałaśliwie kantem naczynia o kran, a głową o okap.

– Dlaczego zmywasz teraz naczynia?

– Cholera, Kuroko, nie stój tak blisko!

– Wszyscy o ciebie pytają, Kagami.

Całość, wbrew jego oczekiwaniom i na przekór szczęściu, przedłużyła się do pierwszej w nocy. Najpierw wyszedł Himuro ze swoimi towarzyszami, spiesząc się na nocny pociąg do Akity. Kolejno opuściła mieszkanie dwójka pierwszoklasistów, a potem i cała reszta, oprócz Koganei’a, Izuki’ego, Hyugi, i nawet samej Riko, którzy kolejno zaklepując sobie miejsce na nocleg, popadali wkrótce jak muchy. Nie mógł im jednak mieć tego za złe, tak po prostu.

Tym bardziej, że w końcu nastała jego upragniona cisza.

 

Cisza. Tak sama, od momentu wygranej, która miała miejsce ponad dwa tygodnie temu, panowała bezustannie w jego mieszkaniu. Upragniona, ale irytująca, oczekiwana, ale już niepożądana. Typowa, normalna i właściwa. Taka, jaka tu panowała od ponownego wyjazdu ojca do Stanów i ta, do której przywykł. Która sprawiła, że wisiał pomiędzy stanem od uwielbiania do nienawidzenia jej.

W wakacje wszystko zwalniało, zawsze. Mimo, że był to dopiero czwarty dzień, czuł to mozolne tempo, które dawało mu się we znaki odhaczaniem głównego punktu dnia, jakimi były treningi, przygotowywanie obiadu i popołudniowo-wieczorne sesje rzucania do kosza, przeplatane co jakiś czas towarzystwem Kuroko. W zasadzie w ciągu roku szkolnego wszystko miało się wręcz identycznie, ale w tym okresie chyba nie było to aż tak odczuwalne. Mógł jednak odpocząć i na to szczególnie akurat nie narzekał.

Tego lipcowego dnia padło na wieczór. Wcześniej drzemał około trzech godzin, bo Aida skupiła się dzisiaj na ćwiczeniach wytrzymałościowych. Chwycił w dłoń banana, którego pochłonął jeszcze na klatce schodowej i zaledwie po pięciu minutach spacerowego chodu, znalazł się na miejscu.

Cisza. Niezmącona niczym prócz odgłosu piłki odbijanej o kort bądź kawałek deski, zawieszonej kilka metrów nad jego głową. Ciągle tylko ona.

Zdawała się nie opuszczać go na krok. Czy to dawniej, za czasów dzieciństwa, w Ameryce, tak samo i tu – w Tokio. Odejmując wszystkie aspekty poznania Tatsuyi, Kuroko, czy też reszty drużyny.

Mimo to ona zawsze wracała. Znajdowała luki w jego życiu, wypełniając je dokładnie.

– Kagami? – wysoki, ostry głos rozniósł się po okolicy.

Szybko zerknął w swoje prawo, by po chwili przenieść wzrok w stronę chodnika. Boisko do piłki nożnej, znajdujące się za siatką obok, było bowiem puste.

– Mi… Mia? – rzucił nie do końca bezmyślnie, bo umysł sam podsunął mu to imię.

Dziewczyna opuszczając wzrok ruszyła wzdłuż siatki, kierując się w stronę wejścia. Trwało to jednak długo i wyglądało na swój sposób dość dziwnie. Po drodze ewidentnie manewrowała czymś kurczowo trzymanym przed sobą w obu dłoniach.

Nie, czy ona przypadkiem nie…

Cztery różniące się od siebie psie ujadania rozległy się na sam widok chłopaka. Zupełnie inne w swych rozmiarach pyski świdrowały wzrokiem jego postać. I poza tymi fizycznymi znakami, czuł ich nienawiść. Bezwzględną, nieuzasadnioną nienawiść do jego osoby.

Kagami zamarł i zbledniał niemalże od razu. Wycofując się na kilka kroków, które w swej mierze były niczym raczej susami, czuł jak krew odpływa mu ze wszystkich kończyn i wraca na swoje miejsce, niosąc nieprzyjemne gorąco. Przez sekundę odparł nawet wrażenie, że upadnie. W końcu jeden taki zwierz był dla niego wystarczająco dużym wyzwaniem, co dopiero ich poczwórna ilość.

Jeden z nich przestał nagle, kiedy pozostałe ciągle ujadały. Dziewczyna nadmiarem gestów i słów przywoływała je do porządku. I nie zajęło jej to jakoś dużo czasu – nie więcej niż pięć sekund.

Momentalnie przeniosła wzrok na chłopaka, przypatrując się jego twarzy – on z kolei przyglądał się jej. Co skrywała? Na pewno zszokowanie, niedowierzanie, niezrozumienie. Może trochę troski. Ale czy jeszcze aby nie pogardę?

– Rany, wszystko z tobą w porządku? – odezwała się, zbliżając się razem z pupilami. Ten z kolei wyciągnął dłoń przed siebie w geście ewidentnego zaprzestania i cofnął ponownie, niemal potykając o swoją prawą nogę. Blondynka zatrzymała się, obserwując chłopaka z podniesionymi brwiami i delikatną zmarszczką na czole.

– Zabierz je...

– Że co? – skinęła głową, wskazując na cztery, milczące już i posłusznie siedzące psiaki. Każdy z nich, skupione całkowicie na wyglądaniu głupio podczas wystawiania języków, głośnego sapania i myśleniu o nie wiadomo czym. Pewnie o jedzeniu. Albo o czymś, co szykowała dla nich Mia.

Mia. Przyjaciółka Tatsuyi, będąca w tym momencie z nieznanych mu powodów w Tokio, przechodząca koło jego boiska z czterema niesięgającymi nawet do kolan potworami. Z wyraźnie zarysowanym zapytaniem na twarzy, przypatrując się tęgiemu chłopakowi mizerniejącemu w oczach i w rzeczywistości. Zdawał się wzdrygać i drżeć naraz.

 – Po prostu… nie jestem fanem tych stworzeń.

Jeśli tak wyglądał ludzki zawód, to on właśnie teraz to zrobił. Nie tylko tego nie chcąc, ale nawet jej nie znając ani w ogóle nie robiąc tak naprawdę nic. I to w sytuacji, kiedy to on był najbardziej poszkodowany.

Dziewczyna odsunęła się na odległość może kolejnego metra i przyciągnęła zwierzaki w swoją stronę.

– Poważnie? – momentalnie zakryła usta dłonią i zaśmiała się krótko. Po chwili jednak pojedynczy wyraz rozbawienia, przerodził się w lawinę niekontrolowanego śmiechu. – Rany, to idiotyczne – nabijała się bezustannie, gardłowo i perliście. Już dobre kilka sekund, które zdążyły zniecierpliwić Kagamiego.

– Co w tym zabawnego? – zapobiegawczo zerkał na psy. Ich właścicielka bowiem zdawała się teraz nie zwracać na nie większej uwagi, więc jak z automatu, włączyła mu się ostrzegawcza lampka. Ponownie złapał się za głowę, dysząc pod nosem.

– One są cudowne. Nie wierzyłam, że istnieje ktokolwiek normalny, kto powie mi coś podobnego – chłopak zazgrzytał zębami na tę uwagę, obserwując jej postać, powoli obracającą się do niego tyłem. – Ochłoń, Taiga. I może daj znać, czy dotarłeś do domu? – dodała i z nieschodzącym uśmiechem na ustach obróciła się zupełnie.

Tym razem niedowierzanie opanowało jego. Ściskając podniesioną przed chwilą piłkę i ściągając brwi, obserwował ubraną w ciemne spodnie i bordową, sportową bluzę sylwetkę, po chwili gadającą coś do tych czterech, małych bestii, pośpieszając je nieco i niknąc w końcu za ścianą żywopłotu.

Cztery psy. Ona z kolei uważała się za normalną?

Poza tym też kto normalny zostawiłby kogokolwiek w takim stanie? Kagami próbował od dwóch minut uspokoić podwyższone tętno, drżenie mięśni na skutek nadmiaru stresu i zapomnieć o ośmiu ogromnych oczach, przytłaczających go i zastraszających celowo. Łapczywie wtłaczając powietrze do płuc i ze spokojem je z nich usuwając, miał wrażenie, że przywracanie jego poprzedniego stanu zajmie mu jeszcze trochę czasu.

Zaczął od kolejnego rzutu, trafionego dzięki chwilowej rotacji po obręczy.

Nie jest ze mną aż tak źle.


8 komentarzy:

  1. Ostatnio moje tempo czytania spadło do minimum... Więc przepraszam, że komentuję tak późno.

    A przechodząc do rozdziału... Biedny Taiga :c Posprzątać po całej drużynie? Okrucieństwo.

    Pogubiłam się trochę. Poprzedni rozdział był chronologicznie przed tym czy po nim? To z Mią wtedy rozmawiał?

    Rozdział świetny
    Ślę wenki i pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A JA PRZEPRASZAM JESZCZE MOCNIEJ, ŻE DOPIERO TERAZ ODPISUJĘ </3 okropnie mi z tym źle, bo to prawie miesiąc, ale wracam w sumie i z komciem i, chyba na dniach, z nowym rozdziałem :-D
      Kagami to w ogóle zawsze biedny będzie, bo on zbyt dobry i kochany jest. i taktak, prolog był wyrwany ze środka fabuły, chciałam zrobić trochę inaczej niż na swoich pozostałych blogach, gdzie jest on wstępem zarazem. dobrze, że dało się w tym jakoś połapać XD

      masa pozdrowieńska :*

      Usuń
  2. A ja napiszę dopiero teraz. Krótko, bo krótko - tak to jest jak ci elaboratu usuwa, kiedy zapominasz skopiować przed opublikowaniem. ;/
    Pokochałam ten fragment pomiędzy Kagamim i resztą drużyny! Tak bardzo KnB! Widziała to dosłownie przed oczyma. Szczególnie ten moment kiedy Kuroko poinformował ze zaraz sie pojawi dostawca! Ten chłód wypowiedzi! Jak Kuroko dosłownie! Nie czaję, czemu się upierasz, że nie potrafisz odnieść charakteru -- ale rozumiem, bo mam to samo. ;/ Taka chyba boleść osoby piszącej, że zawsze pojawiają się wątpliwości. Ale mam nadzieję, że nasza wczorajsza rozmowa i postanowienie jakoś cię od tego odsunęło. Pamiętaj --> Team M!
    No i scenka z psami! Kagami panika jak ja pierdole! Tyle się nasłuchałam o tych psach, że cieszę się, że Pasztecika nie będzie u mnie, ale z drugiej strony szkoda. ;/;/
    Mimo wszystko koszykówka życiem Kagamiego! Czasem naprawdę można odnieść wrażenie, że on niczym innym nie żyje!

    Ale hola, będą jeszcze psy.

    Masa psów!

    Ogromnych basiorów!

    Hahahha. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za pomoce przy wszystkim dziękuję Moirze.
      kc kocie :*

      YAAAAAAAAHAAAA! JA, KURWA, TO JA, MOIRA! ZOSTAŁAM WSPOMNIANA! JARAM SIĘ JAK ZAJĄC NA WIELKANOC! JAK MIKOŁAJ NA NOWEGO RENIFERA! JAK KRETYNKA, KTÓRA PISZE CAPSEM!

      AAAAAAAAAAAAAAA

      Szablon jest, kuźwa, pisz teraz szybko! Plz... no ileż czekać można na tę dwójkę?! ;/
      Nie przesadzasz aby?
      Jutro, skoro masz wolne, widzę cię cały dzień na kompie, jak napierdalasz Kagamy!

      Usuń
    2. Ach, cieszę się, że fragment wyszedł, bo pisałam go najdłużej i w sumie był chyba najtrudniejszy i najgorszy do odwzorowania i w ogóle no wiesz XDD Mukun jakoś mi tu pomógł, bo on to w miarę prosty chłopaczyna i jednego mu w życiu trzeba!
      uuu, psiaków będzie jeszcze więcej! właśnie to obkminiłam, jeszcze przed chwilą pisząc czwórkę XD
      capsem nie piszą kretyni przecież, o co cho :-///
      TEAM M *PIĘĆ*

      Usuń
  3. Dlaczego nie powinno sie pisac na telefonie? Bo mi komentarz poszedl w ....

    Mordo, Ty masz zniewalajacy talent do bohaterów. W sensie ich charakterów itd. Cudnie się to czyta. No dosłownie z taką lekkoscią moge sobie wyobrazić, ze to sie w anime dzialo xD
    Riko i Hyuga... jak ja bym chciala zeby oni razem byli.

    A i polubilam Mię ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedny komć :-(((
      O rany, a mi tak na tym zależy, to najlepszy komplement ever <3 Mimo że czasem niektóre zachowania czy sceny wydają mi się cholernie przerysowane, kiedy się o nich pisze, ale to już chyba cecha uniwersum, anime i mentalności japońskiej w ogóle. XD dziękuję <3

      Usuń
  4. Witam,
    przepraszam, że to tak długo trwa, niestety kiedy znajduję ten czas, to po prostu jedyne o czym myślę to sen... mam nadzieję, że w najbliższym czasie sytuacja się ustabilizuje...
    a co do rozdziału... biedny Kagami, sama znam ten stan gości, którzy znam bardzo się panoszą ;] no i można nie lubić psów i się bać...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń