Poprzedniego
dnia było gorzej niż udałoby mi się to kiedykolwiek przewidzieć.
Dziwiłam się jedynie, że nie
oszacowałam w żadnym stopniu tego,
co było
następstwem zetknięcia się dwóch charakterów, równie odmiennych
od
siebie
jak i charyzmatycznych. Atsushi
nie szczędził słów, jakimi określał danie Eriko. Nie tyle co
krytykował, bo nie
miał w zwyczaju dokładnych analiz spożywanego jedzenia. Kryterium
było to,
że po
prostu mu nie smakowało, a
tego typu marnotrawstwo
jedzenia powinno być
karalne. Eriko z
kolei naturalnie
broniła swoich kulinarnych dzieł i przeczyła
każdemu
zdaniu,
jakie dobiegało z ust
chłopaka, wypierając
się wszelkich uwag, bo przecież doskonale
znała
smak swoich
potraw. Szkoda było
mi jedynie tego, że specjalnie wystroiła
się dla gościa,
ubierając czarną
spódnicę
oraz śliczną,
kwiecistą
bluzkę z motywem
zielonych liści i
szerokimi rękawami. W
nerwach cały czas poprawiła okulary w grubej,
różowej oprawce
i biło od niej,
zauważone przeze
mnie po raz pierwszy,
gniewne
i ciężkie
spojrzenie. Sprawiała
wrażenie, jakby dawał jej w twarz każdą uwagą, a mi było mi jej
cholernie żal.
Nigdy
wcześniej bowiem nie
widziałam, żeby ktokolwiek i kiedykolwiek wpłynął na tą osobę
w ten sposób i w pewnym sensie przerażało mnie to i budziło
poczucie winy, bo na
cały pomysł wpadłam ja, chcąc zwyczajnie uszczęśliwić tę
dwójkę. Uzyskanie
efektu zupełnie odwrotnego
do oczekiwanego było na tyle demotywujące, że resztę dnia
zachowywałam się wobec niej
nadzwyczaj delikatnie.
W akcie wewnętrznej
skruchy zakupiłam paczkę jej ulubionych jabłkowych żelek
wegetariańskich,
skroiłam kilka marchewek w grube plasterki i zaoferowałam się
spędzić z nią wieczór na wybranym przez nią filmie. Zły humor
przeszedł jej jak ręką odjąć po upływie zaledwie piętnastu
minut. Komentowała film jak najęta, kilkukrotnie odbiegając od
tematu, a ja dziękowałam w duchu za to, bo fabuła ani trochę mnie
nie zainteresowała, a i mi udało się osiągnąć zamierzony cel. Z
kolei na pół godziny
przez jego końcem Eriko zasnęła na ogromnych i tak samo miękkich
poduszkach rozłożonych na ziemi, gdyż
regularnie chodziła spać o tej porze,
a ja mogłam w spokoju przejrzeć
aktualności na telefonie.
Fakt faktem, nie udało mi
się wytrzymać
długo i oprzeć im, by
przejść
do swojego pokoju, więc pozwoliłam sobie zasnąć obok niej, bez
umycia zębów, wcześniejszej toalety i cała w okruszkach po
solonych krakersach.
I
podsumowując to wszystko, wieczór okazał się być jednym z
najprzyjemniej spędzonych przeze mnie w tym mieście.
Następnego
dnia obudziłam
się około godziny jedenastej, kiedy
Eriko
latała już po kuchni świeżo wykąpana i
zdążyła
pootwierać
wszystkie okna na oścież, co
w zasadzie stanowiło główny czynnik mojego przebudzenia.
Bo mimo że pierwszy raz od tygodnia wyszło słońce, wyraźnie
było
widać, że jeszcze
tej samej nocy padał deszcz. Chłód wilgotnego powietrza owiał
mnie wręcz momentalnie, mimo że byłam
ściśle owinięta
kocem.
Pod
nos podstawiła mi jogurt naturalny z mieszanką świeżutkich owoców
i zieloną herbatę z pietruszką. I o ile samego dania byłam pełna
podziwu, bo wszak ciężko było zepsuć tak proste połączenie, tak
sam napar wolałabym bez startej zieleniny. Upiłam zaledwie jeden
łyk, by nie móc sięgnąć więcej po szklankę.
Godzinę
później siedziałam
przy klawiaturze pianina, ćwicząc
kolejną z piosenek wyznaczonych mi przez pana Ukitakę,
z
nut przesłanych
mi
mailem. Nie
miałam bowiem ochoty fatygowania się na spotkanie z moim
nauczycielem jazdą do Akity. Droga
zajmowała co najmniej trzy godziny jazdy w zaledwie jedną stronę,
drugie
tyle z powrotem, a ja bowiem z jakiegoś powodu chciałam uniknąć
nocowania w tamtejszym mieszkaniu.
Miałam
wyjść
do łazienki, kiedy
moich uszu dobiegł dźwięk esmesa. I
oprócz
nieodczytanej wiadomości do Chloe, którą
zignorowałam dwie
godziny temu i o którek kompletnie zapomniałam,
pod spodem widniała wiadomość od Taigi.
Taiga,
12:14
Chyba
zostawiłaś wczoraj gumkę do włosów
i
nadgryzionego batona ze śliwkami.
Ja,
12:15
Taka
pleciona, żółta? Musiała mi spaść.
To
Atshusiego, nie smakują mi.
Automatycznie
przejechałam dłonią po blacie biurka, wysuwanej szufladzie i
rozejrzałam się po pokoju, sięgając wzrokiem na półkę z
kosmetykami. Wszak, że w tym momencie nie widziałam jej nigdzie,
jeszcze o niczym nie świadczyło, aczkolwiek mojego zorganizowania
byłam akurat zazwyczaj pewna. Nie mogła być wszędzie.
– Eriko!
– wykrzyczałam na całe mieszkanie, nie czekając na odpowiedź. –
Sprawdź, czy moja gumka leży w łazience, proooszę!
Problemem
było to, że to była jedna, jedyna, jaką posiadałam. Była
mi jednak niezmiernie
potrzebna, kiedy zapinałam
smycze wszystkim
czterem pupilom, jakie wyprowadzałam na spacery i
które uwielbiały skakać mi do twarzy
czy wieczorami,
kiedy nie miałam siły na mycie włosów i
spinałam je wysoko, by ich nie zamoczyć.
Moja szalona koleżanka wiązała je bowiem zwykłymi
wstążkami w sposób,
którego odtworzyć nie umiałam, a i moje, cięższe loki, z
pewnością nie utrzymałyby
się tak długo.
W międzyczasie przyszła mi wiadomość zwrotna od Kagamiego.
Taiga,
12:17
Ta,
chyba taka
Murasakibary?!
Gdybym wiedział, to bym go nie brał…
– Nic
tu nie ma, Mia! – wykrzyczała po jakimś czasie Eriko. Odpisałam
mu więc natychmiast.
Ja,
12:18
Fakt,
to moje, bo nie ma jej nigdzie.
Czemu
nie mówiłeś wczoraj? Wróciłabym się od razu.
– Kupić
ci jakąś? – zapytała nagle ze swojego pokoju. – Zaraz będę
szła do sklepu.
– Luz,
znalazła się – odpowiedziałam od razu.
Taiga,
12:19
Nie
chciałem wam przeszkadzać, a potem zapomniałem.
Pomyślałam
od razu, że w zasadzie jego
rzekome
przeszkadzanie mogłoby raczej
pomóc zarówno mi, jak i
pozostałej dwójce. Być
może byłoby to pretekstem, by zabrać szybciej Atsushiego z domu i
przerwać tę idiotyczne przytyki, jakich musiałam słuchać. Bo
szczerze, po pięciu minutach puszczania oczek, szeptaniu kwestii,
kopania pod stołem i dawaniu wszelkich mu znaków, straciłam
cierpliwość, siły i nadzieję, że ten wieczór skończy się
kompromisem i pogodnym akcentem. Tym
bardziej będąc pewna, że Eriko nie da za wygraną. Nie w tym
przypadku.
Ja,
12:21
Dobrze
byś zrobił. Mało się nie pozabijali w tej kuchni...
Taiga,
12:21
Kto?
Ja,
12:22
No,
Atsushi i moja współlokatorka.
Taiga,
12:23
A...
Nie
zabieraj go więcej do domu.
Rany,
oni naprawdę musieli się nie lubić. Poza tym, czego sama się
nasłuchałam, co sama wczoraj widziałam, nadal ciężko było mi w
to uwierzyć, ale otrzymywałam zbyt wiele znaków naraz, by nie
mogło to w końcu do mnie dotrzeć. Dlaczego Murasakibara musiał
być aż tak oporny na wszystkich swoich kolegów z drużyny i
jakichkolwiek graczy? Zdawałam sobie sprawę, że o Pokoleniu też
nie wypowiadał się najlepiej. I
jakim cudem Tatsuyi udało
się zdobyć jego przychylność?
Ja,
12:24
Myślę,
że szybko tu nie przyjedzie. Niechętnie rusza tyłek gdziekolwiek.
Taiga,
12:25
Całe
szczęście...
Odsunęłam
się na moment od klawiatury pianina i oparłam o parapet okna, które
uchyliłam chwile wcześniej. Znowu padało, bo krople wody odbijały
się o szyby charakterystycznym dźwiękiem.
– Lecę
do sklepu! Będę za chwil – krzyknęła nagle Eriko i zanim
trzasnęła drzwiami, wychodząc na zewnątrz, zapytała jeszcze. –
Chcesz coś?
– Weź
mi wodę kokosową – odparłam, sięgając po telefon, który
zawibrował sekundę wcześniej.
Ja,
12:27
To
kiedy mam wpaść?
Taiga,
12:28
Że
co?
Ja,
12:28
No
po tę frotkę… kiedy mam po nią przyjść?
Taiga,
12:29
A
teraz
nie mogę.
idę
grać
Ja,
12:29
Na
tym deszczu?! Odpuść sobie czasem.
Taiga,
12:30
Nie,
trening z drużyną. Gramy na hali.
Na
myśl znowu przywiódł mi Atsushiego. Byłam ciekawa, ile razy w
ciągu wakacji ten człowiek wybrał się na jakikolwiek trening. Z
drugiej strony zakładałam, że gdyby problem był większy,
dzwoniliby do mnie ze szkolnego sekretariatu. Równie dobrze jednak
zakładać mogłam, że wiedza Masako na ten temat doskonale
pozwalała jej ocenić, że słowa jej, moje czy jego własnych
rodziców, nie są w stanie zmusić go do zmiany postawy. Zresztą,
znałam go zaledwie rok, a ona miała z nim do czynienia dwa razy
dłużej. Byłam wręcz przekonana, że znała sytuację lepiej, by
określić, czy warto się wysilać.
Ja,
12:31
A
jak noga?
Taiga,
12:33
Nie
boli już
Spodziewałam
się takiej odpowiedzi. W zasadzie to pewnie gdyby nadal sprawiałaby
mu problemy, nie powiedziałby tego nigdy. Musiałabym stać przed
nim i sama to wywnioskować. W tej kwestii Taiga Kagami wydawał mi
się wykazywać akurat typowo chłopięcą, dziecinną naturę.
Ja,
12:33
Brzmi
wiarygodnie. Oszczędź ją trochę.
Taiga,
12:34
Ta,
wiem.
Idę
na salę, czekają na
mnie.
Ja,
12:35
Okej,
leć. Miłego!
Rzuciłam
na końcu, zamykając odpowiednie okienko rozmowy i klikając na
miniaturkę z
facebook’a bordowej
grzywy Chloe. Odczytując jej wiadomość z wieczora,
w której poinformowała mnie, że leci przebiec się z Phoebe,
która ma ten proces w pewnym zwyczaju, przewinęłam listę
rozmówców nieco wyżej,
by w końcu zamknąć ją i ruszyć do łazienki, o której przez
całe piętnaście minut na dobre zapomniałam.
Wkrótce
też do domu wróciła Eriko, a ja zmusiłam się pomóc jej przy
robieniu obiadu. Czułam monotonię, okropną, nieustającą,
meczącą. Grałam więcej niż w zasadzie ode mnie tego wymagano i
więcej niż sama uważałam za konieczne. Odcięłam
się tu od wszystkiego, zostawiając sobie jako jedyne źródło
rozrywki jedną dziewczynę w
mieszkaniu,
instrument i
wcale nie dziwiłam się rosnącemu we mnie poczuciu… beznadziei.
Przerywając ugniatanie ciasta na pełnoziarniste placki, mruknęłam
Eriko, że wrócę za kilka minut
i chcąc wybrać numer do mamy, złapałam za telefon dłonią
upaćkaną w mące i
płatkach owsianych.
Nie odchodziłam daleko, doskonale wiedząc, że Eriko nie rozumie
angielskiego, więc też i nic z tej
rozmowy nie rozjaśni jej umysłu, lecz zanim kliknęłam w ikonkę
kontaktów, wczytałam mrugającą mi wiadomość.
Taiga,
14:46
Dzięki
Tamto
przyniosę ci jutro.
Wybaczcie,
te wiadomości są pewnie irytujące, ale nic nie zrobię, nie chce
ich zapisywać w innej formie niż ta.
GUMKA! ZWYKŁA GUMKA! A ja już taką historię stworzyłam w myślach. W ogóle to fajne. Bo zazwyczaj na gumki to się ręką macha xD
OdpowiedzUsuńBoże jak ja czekam na coś więcej między nimi. Ja pierdziele
XDDDDDDDDDDDDDDDD żal, nawet ja o tym nie pomyślałam, dopóki nie napisałaś, lol xD
Usuń