Pierwszy
raz od kilkunastu, uporczywych dni wyszło słońce. Świeże
powietrze razem z ciepłymi promieniami wlewały się do naszego
mieszkania na każdy możliwy sposób, tworząc przyjemny przeciąg,
bo choć temperatura urosła do dwudziestu ośmiu stopni, nadal
unosiła się delikatna wilgoć, odpowiednio schładzająca ciało.
Gdyby nie to, czułabym się jak w rodzinnym mieście, gdzie pełnia
lata była nie do zniesienia.
Zdążyłam
już dwukrotnie wyjść z psami, posprzątać połowę mieszkania i
podlać wszystkie kilkanaście kwiatów Eriko, zajętej w tym samym momencie ugniataniem ciasta na jakiś performens, za pomocą jej uroczej,
zielonej konewki. Wszystko czego pragnęłam w
tej chwili, poza uniknięciem obiadu, to zimny, długi prysznic, bo
skumulowanych czynników, bym czuła się przeżuta, spocona i zgrzana do
przesady, było wystarczająco.
Zaraz
po tym usiadłam z grzmotnięciem sprężyn i w pełni zasłużenie
na starej kanapie, chwytając telefon. Sunęłam kciukiem w dół,
kiedy zaledwie dwie minuty od przeglądania tablicy, dobiegł mnie
dźwięk wiadomości.
Taiga,
15:20
Będę
za pięć minut
Wedle
jego deklaracji miał bowiem zjawić się w wyznaczonym przez niego
wcześniej Maji, gdyż był to najbliższy punkt lokalizacyjny mojego
mieszkania, który kojarzył. Domyślałam się bowiem, że nawet
gdybym wskazała mu dokładny adres lub po prostu pod niego
zaprosiła, i tak nie chciałby stanąć w progu.
Zerwałam
się z miejsca momentalnie i poleciałam do przedpokoju, krzycząc
zajętej Eriko zaledwie tylko, że wychodzę. Zwierzanie jej się w
większym stopniu było zbyt ryzykowne. Nie znałam jej chyba na
tyle, by przewidzieć jej wszelkie reakcje na tego typu oświadczenia,
ale mogłam się założyć, że miałabym suszoną głowę w każdej
wolnej chwili tematem mojego rzekomego, kolejnego kolegi. Tym
bardziej, kiedy Atsushi nie zdał jej testu i nie był już
zdecydowanie faworyzowanym przez nią kandydatem na miano mojego
chłopaka.
Przebiegłam
przez ulicę i przeszłam kilkadziesiąt metrów chodnikiem, by
znaleźć się pod budynkiem. Jako że był to piątek, do tego w
godzinach popołudniowych, lokal był praktycznie przepełniony
ludźmi, w zdecydowanej przewadze weekendowych spotkań nastolatków
lub rodzinnych obiadów.
Wchodząc
do restauracji, minęłam spore kolejki i zauważyłam Taigę,
siedzącego przy stoliku z widokiem za okno i pełną tacką przed
sobą. Specyficzne skupienie, jakim obdarzył swój posiłek,
najwidoczniej nie pozwoliło mu wychwycić mnie wcześniej. Wcisnęłam
się więc na miejsce naprzeciwko niego, na przywitanie zabierając
mu frytkę z papierowej torebki. W reakcji szybko podniósł głowę
i warknął jakby cicho pod nosem, by w moment złagodnieć i posłać
mi znudzone spojrzenie.
– Długo
czekasz? – rzuciłam po chwili, odgryzając kawałek smażonego
ziemniaka i opadając łokciami na blat stołu. Pomiędzy nimi, w
dłoniach, schowałam głowę, rozciągając przy tym swoje poliki.
– Nie
– odparł, zanurzając zęby bułce z sezamem. – Zdążyłem
usiąść.
– Śpieszysz
się gdzieś? – wypaliłam, dodając. Prawdę mówiąc byłam
wdzięczna każdej sekundzie, którą mogłam spędzić tu, zamiast
zaszywania się w aktualnie najnudniejszej części tego miasta i
spędzania jej na siłę przez klawiaturą pianina. Nie musiał
jednak tego wiedzieć. Postanowiłam po prostu najdyskretniej jak
tylko się dało przedłużyć towarzyszenie jego rutynie, bo jak
sama widziałam, sam nie miał wybitnie urozmaiconego planu dnia.
– Nie
– odparł w sposób, w jaki nie potrafiłam określić, czy
bardziej jest niepewny tego, czy chce mówić mi prawdę czy raczej
zły, że tymi drobnostkami przerywam mu spokojną konsumpcję.
Westchnęłam pod nosem i rozejrzałam się. Na krześle obok
Kagamiego spoczywała szara, sportowa bluza i ogromna, treningowa
torba. Z bocznej kieszeni wystawała pustka butelka po grejpfrutowym
napoju izotonicznym.
– Jesteś
po treningu? Jak było? – zasypałam go kolejnymi pytaniami.
– Normalnie
– sapnął. Ledwo przegryzł kęsa, by zadowolić się kolejnym. –
Nic specjalnego – dodał z pełnymi ustami, przy czym miałam
wrażenie, że jakaś drobna część jedzenia wypadła mu z buzi
gdzieś na blat stołu, z dala, na szczęście, od naszej dwójki.
Zamilkłam,
by podebrać kolejnego frytka, kiedy jego głowa na moment
zawędrowała w bok. Nie twierdziłam, że tego nie zauważył, ale
nie zareagował. Z drugiej strony wyglądał na zbyt zabsorbowanego
chłonięciem swojego posiłku, by odnotować ten szczegół. Tym
bardziej, że drobna kulka z papieru po burgerze była tylko jedna,
więc z pewnością dopiero zaczynał i był jeszcze zaślepiony
rzekomo odczuwanym głodem.
Zanim
zabrał się za kolejnego, z kieszeni bluzy wyciągnął gumkę,
podając mi ją bez słowa.
– Dzięki
za nią – przeplotłam ją przez palce, rozciągając ją i
ściągając ponownie.
– Nie
ma za co – odparł, pochłonięty szybkim tempem spożywania. Ledwo
łapał oddech pomiędzy kęsami i wpatrywał się bezustannie w
nadgryzione, wysmażone, wołowe mięso.
– A
co się stało z batonem? – dorzuciłam celowo. Oparłam głowę o
dłoń i czekałam na reakcję z cwaniackim uśmiechem. Uniósłszy
wzrok ponad posiłek, wtargnął wzrokiem na moją twarz i błądził
po niej niezrozumiale. Po chwili dodał jednak bez cienia wahania,
jakby wyłapał ten zabieg, który miał go jedynie sprowokować,
jednak z pewnym opóźnieniem.
– Wyrzuciłem
go od razu – wytłumaczył z pełną dozą obrzydzenia i
niechęci. – Był ośliniony.
– Jestem
w szoku, że go zgubił –
sprostowałam.
– Mnie
to nie dziwi – odparł natychmiast. – To idiota.
Zaśmiałam
się krótko, rozglądając się po lokalu, wracając zaraz do
absorbującej zabawy podniszczoną frotką do włosów.
– Co
w tym śmiesznego?
– To,
że mówi o tobie to samo – odparłam od razu. Mój towarzysz
prychnął pod nosem.
– Słowo
w słowo – potwierdziłam w dodatku.
– Bo
to idiota, już mówiłem – prychnął.
– A
wy to dzieci. Obaj.
Prychnął
po raz drugi, nie odpowiadając nic. Zupełnie jak gdyby chciał coś
odpowiedzieć, ale bardziej skusiło go zapchanie sobie buzi
kotletem.
– Nie
porównuj mnie do niego – odrzekł, siląc się na powagę w
głosie. – Całkowicie różnię się od tego bałwana.
Zdążyłam
westchnąć głośno w formie poddania i znudzenia tym błędnym
kołem wzajemnej nienawiści, kiedy dobiegło mnie pojedyncze, niskie
burknięcie pośród tłumu stojących w kolejce do kasy ludzi.
– Nie
idź do tego idioty, Imaizumi!
– Kagami!
– niemal równocześnie rozbrzmiał żeński głos. Dziewczyna o
czarnych, długich włosach, spiętych w koński ogon, podbiegła w
naszą stronę. Tuż za nią czołgał się kolejny prawie dwumetrowy
osobnik w promieniu pięciu metrów, o niebieskiej czuprynie, z miną
zbitego psa i jak za karę zarazem. – Fajnie, że jesteś!
– Jo,
Minako – odparł jej momentalnie, choć kątem oka zauważyłam, że
wcześniej skwasił się na sam dźwięk niskiego basu. Rany, czy
pomiędzy nimi wszystkimi panowała ta idiotyczna atmosfera? Zdawałam
sobie bowiem sprawę, że chłopak to bezapelacyjnie Aomine Daiki.
Nasłuchałam się zbyt wiele i widziałam na bodajże dwóch
meczach, by nie odnotować osobnika na boisku, którego nie dało się
przeoczyć. Ciemna karnacja odznaczała się wzorowo na tle niemal
wszystkich obywateli tego kraju. – Ciebie też.
Tymczasem
dziewczyna, opuszczając dłoń, którą przed chwilą machała w
naszym kierunku, podeszła do stołu, zerkając na mnie pojedynczo w
trakcie.
– Nie
wiedziałam, że nie jesteś sam – rzuciła dodając, by w mgnieniu
oka wyciągnąć ku mnie swoją rękę. Jej uśmiech w kontraście z
naburmuszoną miną chłopaka kilka kroków za nią, wyglądał dość
karykaturalnie. – Jestem Minako – po czym z krótką przerwą i
przelotnym spojrzeniem za siebie dodała – a tamten w tyle to
Daiki.
– Aomine
– wtrącił nagle Kagami. – Nikt nie mówi do niego po imieniu.
Badałam
trzy twarze naraz, wyrażające tak skrajne emocje i zarazem tak
szybko zmieniający się przebieg wydarzeń, że chcąc nie chcąc,
musiałam wyglądać na zaskoczoną. Momentalnie podniosłam się
nieco i uścisnęłam jej dłoń, zdając sobie sprawę, że zapewne
i ona kojarzy mnie jakkolwiek, a przywitanie jest jedynie kwestią
formalną. Dziewczyna zdawała się być bowiem nieodłącznym
elementem towarzystwa chłopaka o niebieskich włosach, bo zdarzyło
mi się minąć ją kilkukrotnie na korytarzu albo przy automatach z
piciem i przekąskami, do których często latałam na życzenie
Atsushiego.
– Mia,
bardzo mi miło – dodałam dla uściślenia.
– Imaizumi,
pośpiesz się. Jestem głodny – dobiegło z oddali. Ciemna
sylwetka stała z rękami w kieszeniach.
– Odbierzemy
zamówienie i dołączymy do was – zapewniła nas.
– Lepiej,
gdybyś przyszła sama – mruknął Kagami, przeżuwając kawałek z
liściem sałaty, chrzęszczącej mu pomiędzy zębami, w momencie w
którym dziewczyna odwracała się, by szybkim tempem dotrzeć do
swojego kompana i znaleźć przy kasie, ignorując uwagę Kagamiego.
– Nie
jesteś dobrze nastawiony, mam rację? – ośmieliłam
się zapytać.
Mój rozmówca jak na dłoni prezentował się na wybitego z
równowagi. Chłonęłam ten obraz z ciekawością na podpartej
łokciem twarzy i uśmiechając się nieświadomie.
– Nie
myślałem, że będą tak wcześnie.
– Byłeś
umówiony?
– Nie
– burknął. – Przychodzą tu w piątki. Miałem nadzieję, że
się miniemy.
– Jak
dla mnie świetnie. W końcu kogoś poznam – odparłam, wypatrując
ich z kolejki. Z Kagamiego stale upływały cząsteczki cierpliwości.
– Wiele
nie zyskasz – sprostował. – Na poznawaniu Aomine tylko się
traci.
– Jest
ktokolwiek z Pokolenia, kogo lubisz? – moja brew znacząco uniosła
się ku górze. – Chociażby ten z twojej drużyny?
– Nie
– powiedział bez wahania. – Kuroko też bywa irytujący.
Prychnęłam
pod nosem, śmiejąc się jakby do siebie, po czym wyciągnęłam
telefon w celu sprawdzenia nowości. Ten siorbnął ostro, wlewając
do ust zimną colę z kubka.
– Musimy
tutaj? – dobiegło z ust Aomine, który krzywo spoglądał na
zajęty przez nas stół. Trzymana przez niego w dłoniach tacka
obładowana była tą samą ilością burgerów co moja. Co do
jednego. – Chciałem zjeść w spokoju i bez odruchów wymiotnych
na widok tego debila.
Syknąłem
pod nosem odruchowo.
– Nie
jesteś nawet zaproszony, Aomine – i oznajmiłem, wsuwając bułkę.
To, że nie mogłem odmówić Minako, nie znaczyło, że godzę się
na towarzystwo tego głąba. Nawet straciłem apetyt, mimo że nadal
odczuwałem uporczywy głód w żołądku.
– Nie
obchodzi mnie twoje zaproszenie – po czym zwrócił się do niej w
trybie oznajmującym. – Minako, jedz szybko.
Mia
latała wzrokiem pomiędzy zawartością jej tacki, liczącą
standardowo jedynie jedną paczuszkę burgera i średnia cola, a jego
własną, przy czym jej mina mówiła sama za siebie. Jak na
zawołanie Aomine prezentował się od razu z najgorszej strony, z
jakiej tylko się dało.
– Jesteś
z Yosen, prawda? – zagadnęła Mię, która blokowała ekran
bocznym guzikiem i uniosła raptownie wzrok, lokując go na jej
twarzy. – Wybacz, jeśli to wścibskie, ale...
– To
dość mocno wścibskie, Minako. Nie masz podejścia do ludzi –
mruknął Aomine, sepleniąc przez zapchaną gębę. Dziewczyna, nie
chcąc wybić się z równowagi, jak zwykle zresztą przez tego
półgłówka, przełknęła ślinę, wpatrując się uparcie i
wyczekując odpowiedzi od burzy loków siedzącej naprzeciwko. Ta z
kolei zaśmiała się cicho, najwyraźniej po to, by nie zrazić
dziewczyny.
– Co
ty! Sama coś tam o was wiem – odparła w odpowiedzi, tłumacząc
dalej. – Atsushi i Tatsuya napomknęli mi nie raz o tym Pokoleniu i
w ogóle – dodała, nadmiernie gestykulując przy tym dłońmi. –
A tu trafiłam na wakacje.
Miałem
wrażenie, że Mia dostała możliwość do pokazania swojej
prawdziwej formy, którą miała okazję ukazać mi podczas swoich
wizyt. Oczyma wodziła po całej twarzy jej rozmówczyni, dłońmi
rysowała koła wokół własnej osi, a buzia nie zamykała się na
sekundę. Nawet wyłączając się na moment podczas odpakowywania
burgera i skontrolowania godziny, nie wyłapałem głosu wtrącenia
Minako, a znów trafiłem na wysoki głos blondynki, tłumaczącej
coś bez opamiętania, z prawdopodobnym zboczeniem z tematu.
– Miałam
siedzieć tu z Himuro, ale właściciel mieszkania, od którego
chciał je odkupić, trochę go wystawił – wyjaśniła. Prawdę
mówiąc i ja sam słyszałem o tym po raz pierwszy. Ani ona, ani on
sam nie wspomniał mi o tym. – Przyjeżdża szukać nowego pod
koniec sierpnia, więc wrócił do domu, a ja zostałam tu sama.
– I
jak? Podoba ci się tutaj?
– Jest
w porządku, ale wracam niedługo do domu. Stęskniłam się –
Minako skinęła głową ze zrozumieniem.
Tym
też się nie chwaliła, mimo że i przy mnie potrafiła nawijać bez
końca. W pewnym stopniu uświadomiłem sobie, że sam dawno nie
rozpatrywałem odwiedzin w tamtych stronach.
– Czyli
wyjeżdżasz niedługo, rozumiem – odpowiedziała w połowie
zrezygnowana Minako. Smutne, szare oczy opadły na blat. Dopiero
teraz przypomniała mi się sprawa z Narumim i tego, że w zasadzie
mimo wszystko rzadko widywałem ją w podobnym stanie, a wręcz
przeciwnie. Mimo wszystko nie zachowywała się jak dziewczyna, która
dopiero co zakończyła kilkumiesięczny związek, choć w sumie to
jak najbardziej korzystna wiadomość. Na szczęście wybijała się
ze schematu lasek przeżywających tego typu wydarzenia do przesady i
irytowania tym całego otoczenia albo też skutecznie korygował to
Aomine, który wychwycił, że przyglądam jej się dłużej niż
pięć sekund, co natychmiast skorygowałem.
– Mam
bilet na dziesiątego sierpnia, więc to jeszcze kawał czasu.
– O,
w takim razie nie chcesz może wpaść jutro na trening? –
wyskoczyła nagle Minako, podnosząc się z oparcia. – Nasza trójka
z pewnością tam będzie.
– Minako
– warknął upominająco Aomine. – Mów za siebie.
– Trening?
– Mia zaintrygowana oparła brodę o nadgarstek.
– Chłopaki
organizują sobie co jakiś treningi, zupełnie rekreacyjnie. Przyjdź
koniecznie!
– Żeby
siedzieć na trybunach jak kołek i nic nie robić? – wtrącił
znowu. Na sam dźwięk tego irytującego narzekania poczułem, jak
niezdrowo przewraca mi się w żołądku. – Też mi atrakcja.
– Daiki!
– O
której? – pytanie dobiegło z jej ust niemal bez cienia wahania.
Jakby przystała na ten pomysł z miejsca, w ogóle nie zastanawiając
się nad niczym.
– Naprawdę
chcesz przyjść? – zapytałem. Bo choć niechętnie, musiałem
przyznać, że w zdaniu cholernego Aomine tkwiła prawda. Nigdy nie
rozumiałem, jakim cudem sama Minako wytrzymywała tyle lat
spędzonych na biernym wpatrywaniu się na graczy i bezczynnym
siedzeniem w miejscu przez prawie dwie godziny.
– O
co ci chodzi, Taiga? – mruknęła Mia, przenosząc wzrok na mnie.
Jej oczy iskrzyły w dziwny sposób, w pewnym sensie gromiąc tym i
mnie i moje wtrącenie.
– No
bo to naprawdę nudne i w ogóle… tak siedzieć i patrzyć, no
wiesz.
Aomine
zaśmiał się pod nosem, chrząkając uprzednio.
– Kagami!
– upomniała mnie tym razem Minako, broniąc swojej propozycji.
Zamknąłem więc buzię kolejnym gryzem i opuściłem wzrok. Niech
robią co chcą. – Później możemy gdzieś wyskoczyć –
kontynuowała. – Pewnie nie widziałaś wszystkich dobrych miejsc w
Tokio – stwierdziła, wkładając do ust słomkę od napoju.
– Odpadłam
po czwartym dniu – wyznałam. – Zwiedzanie w samemu jest naprawdę
nieciekawe.
– Kagami
nic ci nie pokazał? – wypaliła szybko zaszokowana, spoglądając
na mnie raz, szybko.
– Jakoś
nie było okazji – odparła Mia, posyłając mi znaczący uśmiech.
O coś jej chodziło? Nigdy nie powiedziała, że potrzebuje
przewodnika, więc nigdy sam jej też tego nie proponowałem. Co
innego, gdyby powiedziała. Ciężko byłby wpaść na to samemu. –
Przy tym masz większe pole do popisu – wyznała, śmiejąc się. –
Swoją drogą, dziękuję.
– Trafisz
na halę Seirin?
– Jakoś
sobie poradzę.
– To
niedaleko stąd – skwitowała Minako.
Westchnąłem
cicho.
– Wsiądź
w szesnastkę koło siebie – odezwał się nagle Kagami. – I
wysiądź na piątym przystanku.
– Ogarniasz
tak dokładnie rozkład? – dopytała Mia, jakby nie dowierzała.
– Po
prostu znam – odburknąłem, zajęty odpakowywaniem ósmej kanapki.
– Też czasami nią jeżdżę.
– Czyli
podjedziecie razem?
Zapadła
cisza, na pięć, długich sekund.
– Może
tak być – odparłem.
– On
nie umie zadbać nawet o siebie, a ty jeszcze dajesz mu pod opiekę
dziewczynę – zadrwił ospale Aomine, podpierający się na łokciu.
– Chciałbym
ci przypomnieć, że to ty ciągle mieszkasz z matką, nie ja –
syknąłem z niepowstrzymanym uśmiechem. Na ciemnym czole pojawiła
się głęboka zmarszczka irytacji.
– Zamknij
się, Kagami – bąknął tylko. – To nie świadczy o tym, o czym teraz myślisz.
– O
której mam być? – zaczepiła mnie Mia, wbijając we mnie wzrok i
zupełnie ignorując nasze przytyki. Czułem, jak machała nogami pod
stołem i szturchała mnie zimną podeszwą trampek w oba piszczele.
– Trening
jest na dziesiątą, autobus jakoś po dziewiątej trzydzieści pięć.
Bez
słowa obróciła głowę, by znowu poświęcić uwagę Minako.
Obydwie oddały się znowu dziwnie absorbującej je rozmowie, podczas
kiedy i ja i Aomine siedzieliśmy w zupełnej ciszy, błądząc
przelotem po sylwetkach dziewczyn, innych ludzi lub kolorowych
ścianach lokalu. Na całe szczęście został mi ostatni z
dostępnych na tacce burgerów. Odwinąłem go z papieru i
pochłonąłem najszybciej średnio szybciej niż pozostałe.
– Źle
mówisz – wychwyciłem jego zdanie, mówione w sposób
naturalnie pretensjonalny, jednak z pewną wyjątkową dozą
cierpliwości, jaką można było wychwycić w jego stosunku niej –
Minako. Jedynej
osoby, jaką do siebie dopuszczał i jaka, ku zdziwieniu niemal
wszystkich osób, które znały go bliżej, trwała w tej wyniszczającej przyjaźni niemal od samego urodzenia. –
To nie jest najkrótsza droga. Szybciej idzie się skracając park.
Tłumaczyłem ci to wiele razy.
– Zawsze
tak to tłumaczysz, a mi się wydaje, że gdybyśmy obchodzili stację
benzynową, bylibyśmy szybciej.
– Oszczędzam
nam czasu. Chwała, że jeszcze mnie słuchasz.
– Muszę
lecieć – sapnąłem,
zgarniając torbę z krzesła obok i przerzucając sobie bluzę przez
ramię.
– Teraz?
– W końcu.
– Teraz?
– W końcu.
– Idę
z tobą – Mia podniosła się momentalnie, po czym sprostowała –
to znaczy, do siebie. Moja współlokatorka zacznie się
niecierpliwić.
Dopomogła
sobie bezpretensjonalnym tonem, machnięciem ręki i szerokim
uśmiechem, kiedy wstawała z siedzenia. Dzięki temu Minako wyraźnie
rozluźnia się, a Aomine skupił ponownie na swoim posiłku.
– Mieszkasz
z kimś? Może zabierzesz ją jutro ze sobą?
– Nie,
lepiej nie – odpowiedziała momentalnie. – Wyjaśnię to przy
najbliższej okazji, to dość… skomplikowane.
Po
czym skinęła jedynie głową i poprawiła dłonią kosmyk
włosów. Po kolejnej wymianie pojedynczych zdań, dziewczyny w końcu
rozstały się, przez co Minako przesiadła się dwa krzesełka
bliżej Aomine, a Mia człapała się przede mną, torując drogę
przed zwiększającą się ilością ludzi przed kasami.
– Idziesz
w tamtą, prawda? – skinęła palcem w kierunku mojej drogi do
mieszkania po tym, jak zatrzymaliśmy się na chodniku przed wejściem
do budynku.
– Tak.
Odprowadzić cię? – wypaliłem,
odruchowo naciągając głębiej na bark spadającą z niego bluzę.
– Mam
tak blisko, że to się nie opłaca – odpowiedziała, uśmiechając
się dość znacząco. – Ale dzięki w sumie. Za wszystko.
– E?
Że za co?
– Za
dzisiaj. I za jutro też – po czym poklepała mnie po ramieniu,
uśmiechnęła się, odsłaniając zęby i odwróciła się,
podbiegając do ulicy i przekraczając ją w pośpiechu.
Sorcziii, jeszcze nie poprawiałam tak oficjalnie i w ogóle ostatecznie, a mam wrażenie, że dużo powtórzeń jest. :-///
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńW końcu!
aj noł ju lajk et
UsuńGiw mi dat słit Aomine&Minako szit! Bejb, du dys for mi!
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńtrafiłam tutaj tak niedawno, przeczytałam zaledwie fragment rozdziału, ale powiem tylko jedno, będę tutaj zaglądać dość regularnie... jak na razie mam dość ograniczony czas, ale będę się starała czytać chociaż...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Dziękuję, że w ogóle tu zajrzałaś i niezmiernie cieszę się, że w jakiś sposób zyskałam twoją uwagę. Ja z kolei życzę więcej wolnego czasu iiii również pozdrawiam!
UsuńKagami, dla niego można upaść. Doskonale to wiem, bo poległam z kretesem.
OdpowiedzUsuńTrochę drażni mnie powolny rozwój akcji, bo to już dziewiąty rozdział, a oni nadal nic, ale piszesz naprawdę przyjemnie i bez trudu mogę wyobrazić sobie wszystkie opisane w tekście scenki. Czekam strasznie na pojawienie się Himuro i Murasakibary u Mii albo z Mią i cała resztą. To może być naprawdę zabawne. Okropnie mnie ciekawi jak w końcu połączysz Mię i Kagamiego, jaki zwrot zdarzeń obierzesz i co ostatecznie wyniknie pomiędzy nimi, jak będzie wyglądać relacja. Dużo tych niewiadomych. :)
Będę często zaglądać i czekam na kolejny rozdział.
Si, Kagam to Kagam. Trochę ideał, ech.
UsuńOgólnie to akcja wlecze się celowo. To znaczy, po prostu taki jest zamysł, że wszystko dzięki temu mogę opisywać skrupulatnie i dokładnie, nie muszę spieszyć się z niektórymi wydarzeniami, jak i ich uczuciamić. Staram się po prostu uczynić tego fancfica jak najbardziej realnym, jakkolwiek głupio to nie brzmi xD, choć sama chciałabym być już zdecydowanie dalej i pisać to, do czego zmierzam. :-D Tak samo jak wątków z Murasakibarą, a z Himuro jeszcze bardziej.
Cieszę się, że natknęłaś się w jakiś sposób na mnie i na Moirę też, bo widziałam, hihi, tak jak adnotację na twoim bloggerowym profilu i mam nadzieję, że rzucisz się na to pisanie jak najszybciej. Wtedy koniecznie daj znać gdziekolwiek!
Dziękuję za komentarz. Naprawdę, bo mam dodatkową motywację niż pisanie dla siebie i Moiry właśnie, haha, poważka, czuję jakbym wkraczała na trochę inny poziom. Pozdrawiam!
Cześć. trafiłam na twojego bloga przez przestworza m&a i musze ci powiedziec, ze opowiadanie jest świetne! na razie jestem na czwartym rozdziale, ale juz wiem ze polubie glowna bohaterke. knb nie znam, ale chyba z tym nie problem, grałam w kosza nieraz. ogarne.
OdpowiedzUsuńJesteś typem czytelnika, którego zdecydowanie się nie spodziewałam, bo raczej rzadko na takie tematyczne blogi wpada ktoś, kto w danym temacie nie siedzi. I tym bardziej, że, jak sama napomknęłaś, Mia Ci podeszła. Poza tym to tak, fabuła KnB nie robi tu jakiejś wielkiej różnicy, daje raczej tylko znajomość postaci i ich relacji, kosz wygląda tak samo, hehe. Dziękuję Ci, że jesteś i dałaś o tym znać. Pozdrawiam!
Usuń– Jestem w szoku, że go zgubił – sprostowałam.
OdpowiedzUsuń– Mnie to nie dziwi – odparł natychmiast. – To idiota.
Leżę i kwiczę. Śmieszne to!
Jak ona w ogóle się szybko zebrała. Oj MIŁOŚĆ ROŚNIE WOKÓŁ NAS... aż chce się śpiewać rly, chociaż ja nie śpiewam xDDD
I będę czekać na tę mega scenę. To ona mnie przekonała. Taka mega sexi flexi
ej no ok, nawet śmieszne, jak sobie teraz przeczytałam. XD JA TO JESTEM ŚMIESZNIUTKA
Usuńrośnie, powoli rośnieeee